W galerii powyżej, prezentujemy nasze archiwalne zdjęcia z akcji ratowników.
13 rocznica tragedii pod Rysami. 28 stycznia 2003 roku lawina porwała tyskich licealistów
- Kiedy wracaliśmy, tuż przed schroniskiem dwie czy trzy pary raków się zepsuły i śmialiśmy się, że następnego dnia nikt nie pójdzie na szczyt, bo nie będzie sprzętu - opowiadał nam jeden z uczestników tej wyprawy, Michał Lubos, który był w grupie, jaka Rysy zdobyła dzień wcześniej..
- Ale wieczorem zdołaliśmy je naprawić i wszystko było gotowe na następny dzień. Spać położyliśmy się dość późno, bo nie mogliśmy się nagadać o tym, jak się chodziło po Tatrach. Było wesoło. Śmialiśmy się, wygłupiali. Rano obudziliśmy się po dziewiątej (ONI wyszli około siódmej). Nie było za pięknie, ale nie martwiliśmy się o kolegów, bo w górach pogoda zmienna jest i niekoniecznie ta sama w różnych miejscach. Kiedy my szliśmy przez Morskie Oko, to była mgła, a trochę dalej czyste niebo.
Tak to jest. Około dziesiątej wpadliśmy na pomysł, żeby wyjść kolegom naprzeciw. Poprzedniego dnia około południa byliśmy już w drodze powrotnej koło Czarnego Stawu, liczyliśmy więc, że gdy tam dojdziemy, to powinniśmy się spotkać. Około jedenastej byliśmy na miejscu, usiedliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie oni mogą być. Ktoś zauważył w górze malutkie punkciki. To byli oni. Ktoś wyciągnął lornetkę i zaczęliśmy ich obserwować. Szli w odstępach. Jedna trójka już zniknęła za granią, druga dochodziła, inni byli jeszcze dalej...
I nagle huk potężny, nie do opisania. Lawina. Wszystko leci. Panika. Nasz opiekun kazał nam natychmiast schodzić w dół (do schroniska nie było daleko, tylko przejść przez Morskie Oko), sam został i wezwał toprowców. Ze schroniska obserwowaliśmy przez lornetkę stok. Zobaczyliśmy, że ktoś schodzi, więc pojawiła się nadzieja, iż może ich to ominęło. A potem warunki bardzo się pogorszyły, zaczął sypać śnieg i pozostało już tylko czekanie. Czekanie jest najgorsze. Lepiej wiedzieć od razu i zacząć żyć z tą wiadomością, próbować się ustawić do nowej sytuacji niż czekać.
- Należało wejść na szczyt jednego dnia, raz z jedną grupą, raz z drugą, jak na Mont Blanc - mówił wtedy nauczyciel, który wycieczkę zorganizował. W Tatrach (i nie tylko) był nie raz. Dokładnie rok wcześniej drogę na szczyt odbył z kilkoma uczniami. Wśród nich byli Przemek i Ewa, jedni z tych, których w roku 2004 porwała lawina.
- Ewa zrezygnowała na sto metrów przed celem, usiadła i czekała na nas. Przemek stanął na szczycie - mówił nauczyciel. - Ten wyczyn stał się głośny w szkole. Dlatego następnego roku liczba chętnych urosła do dwudziestu...
Wieść o lawinie lotem błyskawicy obiegła cały kraj. Radio i telewizja w tamten pamiętny wtorek mówiły tylko o tym. Pod "Kruczkiem" zapłonęły znicze.
W pierwszą rocznicę tragedii w szkole została odsłonięta tablica pamiątkowa z napisem: "Daj nam wiarę w mrok i świt/ daj hart tatrzańskich skał". Są tam też nazwiska wszystkich ofiar lawiny.
Lawina, która 28 stycznia 2003 zeszła z Rysów porwała siedmiu licealistów z "Kruczka" oraz ich dwóch opiekunów. Przeżyła tylko jedna dziewczyna, która została wydobyta z niewielkimi obrażeniami. Jej kolega, Przemek Kwiecień, był w tak ciężkim stanie, że zmarł w szpitalu po dwóch i pół miesiącu. Prócz nich ratownicy wydobyli tego dnia również ciało 22-letniego Łukasza Matyśkiewicza. Resztę ofiar Tatry zaczęły oddawać dopiero po ponad trzech miesiącach: 13 maja Szymona Lenartowicza, 5 czerwca Artura Rygulskiego, 7 czerwca Ewę Pacanowską i Andrzeja Matyśkiewicza, 8 czerwca Tomasza Zbiegienia (drugi opiekun), 17 czerwca Justynę Narloch
Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?