Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bytom: Szeherezada/Medea - rozbicie uczuć na elementy. Czasem trudno je potem poskładać. RECENZJA

Magdalena Nowacka-Goik
Fot. Krzysztof Bieliński/mat. Opera Śląska
Sztuka baletowa jest tak symboliczna, wielowarstwowa, a jednocześnie tak precyzyjna w przekazie(czego nie zawsze jesteśmy do końca świadomi my, odbiorcy-laicy), że podejmowanie się recenzji spektaklu baletowego, jest prawie niemożliwe. W sobotę na deskach Opery Śląskiej odbyła się premiera "Szeherezady/Medei" w reżyserii Roberta Bondary i pod kierownictwem muzycznym Macieja Tomasiewicza.

Świetnie, że po długiej przerwie na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu zobaczyliśmy tancerzy w roli głównej. Nie jako dodatek, uzupełnienie czy choćby ważną, ale jednak jedynie część, element, przedstawienia operowego. I - co najważniejsze, zarówno osoby pracujące nad tym spektaklem, jak i biorący w nim udział, to ludzie młodzi, z dużą pasją, energią, zdolnościami. Dobrze, że podejmowane jest ryzyko, aby ich pokazać, oddać im...gest. I muzykę.

I jeszcze jedno - bardzo tu dużo erotyki, zwłaszcza w pierwszej części, czyli w Szeherezadzie. Bohaterowie, bez pokazania nagości, pokazują swoim tańcem tak namiętne, a jednocześnie wysublimowane akty seksualne, że na długo zostają one w pamięci. A wyobraźnia zostaje wyjątkowo pobudzona. Za to w części drugiej namiętność ma zupełnie inny koloryt, inny nacisk.

Dwa światy trudnej miłości

W operze mamy wyraźne libretto, przekaz treści towarzyszy muzyce. Czasem jedynie ją podkreśla, ale zawsze z pewnością ułatwia odbiór, zrozumienie. Robert Bondara, reżyser i choreograf "Szeherezady" Nikołaja Rimskiego-Korsakowa i "Medei" Samuela Barbera, odważnie wziął się za interpretację tych dwóch dzieł. Każde jest w innym kolorycie, każde pokazuje inne emocje. Co ciekawe, w obu główną bohaterkę kreuje ta sama tancerka - doskonała, młodziutka Michalina Drozdowska.

Bondara, zrezygnował z całej orientalności, która była kluczem przy premierze Szeherezady w choreografii Michaiła Fokina, wystawionej w 1910 roku. Wtedy ta baśniowa otoczka z pewnością robiła wrażenie. Gdyby dzisiaj do niej sięgnąć, mogłaby co najwyżej zachwycić wielbicieli "Wspaniałego stulecia", albo...dzieci.

Reżyser umieścił więc historię we współczesności, ale też nie dookreślił jej, stawiając na pewien uniwersalizm. Metalowa kurtyna odsłania nam wnętrze zimnego, nowoczesnego mieszkania. Na grafitowej ścianie rząd monitorów, które pokazują nam czarno-białe obrazy z całego domu. Jest jeszcze metalowy stół i metalowy fotel - ukochane miejsce gospodarza tego mieszkania, Szahrijara (Karol Pluszczewicz). Od całej tej scenerii wieje chłodem, ale to jeszcze mocniej wyeksponuje to, co tańcem pokażą artyści.

Już w pierwszej scenie, kiedy do domu wraca Zobeida (Michalina Drozdowska) poznajemy jaka namiętność łączy mieszkające tu małżeństwo. Szahrijar traktuje żonę brutalnie, ale jednocześnie pod pozorem tej brutalności, próbuje okazać jej swoją miłość. Zobeida na początku nieufna, w końcu poddaje się zmysłom, chce wierzyć, że jest traktowana z prawdziwym uczuciem. I kiedy już to robi, zostaje odrzucona.

Ta skomplikowana psychologia związku, świetnie została tutaj ukazana. Nieufny mężczyzna, który kocha zaborczo i traktuje niewolniczo, swoją obsesją i wahaniami nastrojów doprowadza w końcu do tego, czego cały czas się obawia...
Karol Pluszczewicz gra tu podwójną rolę: patologicznie zazdrosnego o kobietę, ale też pana domu, który nie potrafi znieść wokół siebie szczęśliwych, beztroskich ludzi. Zamknięty w sobie i zagubiony w kompleksach. I w obu rolach wypada naturalnie, a jednocześnie jest bardzo ekspresyjny.

Wiele tu pięknych scen. Michalina Drozdowska to młodziutka artystka, zatem sam fakt, iż uniosła tak ciężkie obie role, do których potrzeba nie tylko zdolności fizycznych, odporności ciała, ale i odpornej psychiki, już mówi za siebie. Jako Zobeida jest delikatna, zagubiona, nie mogąc poradzić sobie z psychopatycznym mężem. I przechodzi metamorfozę, kiedy w osobie służącego (Sebastian Simic) odnajduje zrozumienie i zupełnie inny rodzaj zmysłowego szaleństwa, ciepłego uczucia.

Jako Meda jest natomiast zdesperowana, wyrafinowana, szalona. To kobieta, dla której namiętnością jest zemsta, zranienie innych i...samej siebie. Pełen masochizm. Ale to wszystko z powodu rozpaczliwej determinacji w osiągnięciu szczęścia.

Bohaterów Medei spotykamy w innym punkcie życiowych dylematów niż w Szeherezadie. O ile w tej drugiej są jeszcze elementy dziwnej, patologicznej momentami miłości, to w Medei wszystko zaczyna się od podjętej już decyzji o rozstaniu małżeństwa, o rozpadzie rodziny, rozpadzie uczuć. Dwóch synów grają uczniowie bytomskiej baletówki, Igor Przybyła i Tymoteusz Winiarski. Warto o nich wspomnieć, bo widać w dzieciach nie tylko zaangażowanie, ale i już dyscyplinę, którą daje ta szkoła.

Michalinie-Medei partneruje w roli męża Jazona, z którym się rozstaje, Sebastian Simic. W "Szeherezadzie" gra jej współczującego, delikatnego kochanka. Ciekawie ogląda się wejście w kompletnie inne role i emocje tych dwojga tancerzy. Wyrafinowanie Medei, która tu stoi w roli ogarniętej obsesją kobiety i słabość Jazona, który staje przed uczuciowymi dylematami.

Michalinę Drozdowską, mimo że świetnie gra obie postacie, wolę jednak bardziej jako Zobeidę, dla mnie bardziej przekonująca.

Ale trzeba mieć świadomość, że bycie Medeą wymaga nie tylko zdolności i pracy, a także empatii, co artystka ma. Tu trzeba pewnego doświadczenia, życiowych przeżyć, które nabywamy z czasem. Bardzo jestem ciekawa Medei w jej interpretacji za kilka lat. Sebastian Simic z kolei, jako Jazon wypada mocniej i jest ciekawszy od kochanka w Szeherezadzie.

Muzyka, światło i cienie

Robert Bondara mówił przed spektaklem, że będzie chciał pokazać psychologiczną głębię postaci. I można powiedzieć: tak, to się udało.

Ale nie byłoby to tak oczywiste, gdyby przekaz taneczny nie został wzmocniony dodatkowymi środkami. Jakimi?

Przede wszystkim muzyką. Za pulpitem dyrygenta stanął i wziął na siebie kierownictwo muzyczne Maciej Tomasiewicz. Młody, skromny i pełen pokory za kulisami, jako dyrygent perfekcyjnie poprowadził orkiestrę. Muzyka, gdzie dźwięki muszą podkreślić ruch i gest, mocniej, żeby przekaz był wyraźny, ma tu tak samo ważną rolę, jak sam taniec. Nie można było sobie pozwolić na błąd, na zbyt dużą dowolność interpretacji, ale i zbytnią zachowawczość, która byłaby tu nudna. Maciej Tomasiewicz doskonale zna swoją rolę i ma tę umiejętność, że wyczuwa muzyków, prowadząc ich pewnie, ale lekko.

Kolejne osoby, bez których pracy przekaz nie byłby tak dobry, to Maciej Igielski, odpowiedzialny za reżyserię światła i Ewa Krasucka - projekcje wideo. Dzięki nim, akcja toczy się na kilku planach, ekspozycja cieni pokazuje nam to, czego nie widać bezpośrednio i jeszcze bardziej podkreśla sceniczny ruch. I znowu tu pełno symboliki, kiedy postacie "rosną" i "maleją", oddalając się, przemieszczając - a wszystko to za pomocą gry światła. Praktycznie brak koloru w Szeherezadzie, tonacje stalowe, czarne, grafitowe i ciepłe, żółto-brązowe barwy w Medei, które jednak tak naprawdę mimo pozornego ciepła, kojarzą się z goryczą i ucieczką od prywatnych problemów.

Czy Szeherezada/Medea jest bardzo dobrym dziełem baletowym, którego współczesna interpretacja zachwyci krytyków i zostanie obsypana nagrodami? Nie wiem, nie podejmę się takiego prognozowania, ani oceny, bo mogę się dzielić tylko odczuciami widza. Na pewno jednak warto zobaczyć ten spektakl, bo paleta emocji jest tu ciekawie oddana. Szczególnie polecam go ludziom młodym. Bondarze, moim zdaniem, udało się tchnąć świeżość w historie mityczne, bez udziwnień i np. wprowadzania zbyt nowoczesnych gadżetów. I wyraźnie chce trafić do młodych ludzi. Czy mu się udaje? Warto przekonać się samemu.

Najbliższe spektakle 20, 26 i 27 maja oraz 9 czerwca

kierownictwo muzyczne: Maciej Tomasiewicz
reżyseria i choreografia: Robert Bondara
scenografia i kostiumy: Martyna Kander
reżyseria światła: Maciej Igielski
projekcje wideo: Ewa Krasucka
kierownik baletu: Grzegorz Pajdzik
asystentka choreografa: Aleksandra Piotrowska-Zaręba
asystentka scenografa: Dagmara Walkowicz-Goleśny
współpraca muzyczna: Grzegorz Brajner
koordynacja projektu: Marta Kuźmiak

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto