Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chcieli wbić się KLINEM do rady miasta, ale się poróżnili. Wywiad z Marcinem Strzelczykiem, kandydatem SLD na prezydenta Gdyni

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Marcin Strzelczyk, kandydat na prezydenta Gdyni.
Marcin Strzelczyk, kandydat na prezydenta Gdyni. Tomasz Bołt/archiwum
Marcin Strzelczyk jest kandydatem Sojuszu Lewicy Demokratycznej na prezydenta Gdyni. Jeśli wygra wybory, deklaruje, że będzie słuchał głosu mieszkańców.

Jakim prezydentem Gdyni chce być Marcin Strzelczyk i czym będzie różnił się od Wojciecha Szczurka?

Prezydent powinien pracować nie tylko dla mieszkańców, ale także z nimi. Być otwartym dla ludzi. Na pierwszym miejscu zawsze musi być człowiek, a dopiero potem infrastruktura i kapitał. Napisałem w swoim programie, że będę raz w miesiącu spotykał się z mieszkańcami w dzielnicach, poczynając od Babich Dołów, a kończąc na Dąbrowie. To jest do zrobienia. Może się nawet okazać, że w trakcie jednej, pięcioletniej kadencji, spotkam się po dwa razy z mieszkańcami poszczególnych dzielnic. Chcę być prezydentem, wsłuchującym się w głos ludzi, konsultującym z nimi ważniejsze decyzje. Powołam radę ds. kultury i seniorów. Nie mam monopolu na wiedzę. Prezydent nie musi się znać na wszystkim. Ma być menedżerem, zarządzać i dobrać sobie odpowiedni zespół mądrych ludzi, doradców, których będzie słuchał.

Wojciech Szczurek jest zdania, że lepiej spotykać się z mieszkańcami nie w dzielnicach, lecz w zaciszu prezydenckiego gabinetu. Mogą wówczas w spokojnej atmosferze przedstawić mu swoje problemy.

Skoro tak, warto byłoby sprawdzić, ile odbyło się takich spotkań w ramach przyjmowania interwencji, co jest obowiązkiem prezydenta miasta. Spotkania plenarne mają natomiast taką zaletę, że są otwarte. Może przyjść na nie większa grupa ludzi, zorientować się, jak się prezydent zachowuje, gdy zadawane są mu niewygodne pytania. Spotkania indywidualne są tak naprawdę ograniczone czasowo. Nie każdy mieszkaniec chce też przyjść do urzędu. Uważam, że zamiast czekać na gdynian w Ratuszu, lepiej do nich wyjść, odwiedzić ich miejsca zamieszkania i tam z nimi rozmawiać.

Dlaczego SLD nie udało się dogadać z Platformą Obywatelską i Nowoczesną w sprawie zbudowania wspólnego, wyborczego frontu przeciwko Samorządności i PiS?

Z Nowoczesną byliśmy już dogadani. Wypracowaliśmy wzór porozumienia, a umowa została prawie zawarta. Wymyśliliśmy nawet nazwę Koalicja Lewica i Nowoczesna, w skrócie KLIN. W pewnym momencie jednak, kiedy koledzy z Nowoczesnej zaczęli o tym mówić na wyższym poziomie, to ich działania zostały przyblokowane przez Ewę Lieder, a potem także przez PO. Myślę, że poseł PO Tadeusz Aziewicz nie chciał tej koalicji. Można tylko się domyślać, dlaczego. Nie chciał dzielić się miejscami na listach, odstąpić nam „jedynek”. Nie chciał poprzeć mnie na prezydenta, mimo że sam nikogo nie wystawiał.

Tadeusz Aziewicz jasno powiedział, że nie będzie współpracował z lewicą, bo w Gdyni ciągle żywa jest pamięć Grudnia ‘70. Czy Pan i inni działacze SLD, partii wskazywanej jako spadkobierca PZPR, czują się jeszcze odpowiedzialni za tamte wydarzenia?

Urodziłem się w 1973 roku i nie czuję się w żaden sposób odpowiedzialny za to, co działo się w Gdyni trzy lata wcześniej. Doceniam dorobek PRL, ale krytykuję też to, co było złe i uważam, że jeśli ktoś w tym okresie popełnił przestępstwo, musi ponieść za nie karę. Natomiast Pan Aziewicz nie jest też do końca konsekwentny, bo na pierwszym miejscu na liście w okręgu na Obłużu i Oksywiu umieścił Krzysztofa Chachulskiego, naszego działacza, który był etatowym pracownikiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Jest on oczywiście świetnym samorządowcem, fajnym przewodniczącym Rady Dzielnicy Pogórze, natomiast przeszłość ma, jaką ma. Nie przeszkadza to jednak PO brać na jedynkę na liście osobę związaną z PZPR bardziej, niż ja, gdyż ja członkiem tej partii nigdy nie byłem.

Nie przerażają Pana sondaże, które Panu i SLD nie dają żadnych szans na powodzenie?

Nasz kandydat, Tomasz Niedziela, pół roku temu w Sosnowcu miał poparcie na poziomie 4 procent. Obecnie ma ponad trzydzieści. O wiarygodności sondaży można dużo dyskutować . Są duże rozbieżności w ich wynikach. Najważniejszym sondażem są urny wyborcze. Rozmawiałem wiele z socjologami i pracowniami badawczymi. Usłyszałem, że sondaże samorządowe powinny być robione tak naprawdę oddzielnie dla każdego okręgu wyborczego, bo inna jest specyfika na Oksywiu, Babich Dołach, a inna na Dąbrowie.

Tramwaj do północnych dzielnic na wzór Karlsruhe, obwodnica Witomina, basen publiczny na Polance Redłowskiej, mieszkania komunalne nad morzem za 10 proc. dochodów własnych miasta, remont skweru Kościuszki i bulwaru Nadmorskiego to tylko niektóre z wielu Pana deklaracji. Skąd Pan weźmie na to pieniądze? Budżet miasta nie jest przecież z gumy.

Myślę, że można w inny sposób, niż dzieje się to w Gdyni obecnie, balansować wydatkami. Niektóre z nich, jakie miasto poniosło na Pomnik Ludzi Morza, czy bezsensownie wydane pieniądze na lotnisko, Infobox, można było lepiej spożytkować. Wiadomo, że kolej, czy tramwaj do północnych dzielnic, to duża inwestycja, ale warto byłoby dla niej poszukać wsparcia unijnego. Tramwaj, o którym mówiłem, zaproponowali też koledzy z ruchu społecznego Lepszy Gdańsk. Mógłby połączyć północne dzielnice Gdyni ze Stogami. Warto jest mieć wizję na przyszłość, do której trzeba dążyć. Ten pomysł ma też jeden podtekst, który warto zauważyć. czyli współpracę z Gdańskiem. Mocno akcentuję potrzebę ściślejszego współdziałania w ramach metropolii.

Które wydatki Gdyni, poniesione w ostatnich latach, uznaje Pan za niezasadne?

Na pewno wydatki poniesione na nietrafione inwestycje, wspomniane już wyrzucenie pieniędzy na lotnisko, pomnik i Infobox. Ponadto na źle wykonane skrzyżowanie Śląska - Podjazd, które nie jest w pełni przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Natomiast z drugiej strony nie pamiętam, kiedy ostatnio powstał w Gdyni budynek komunalny. Wbrew pozorom nie są inwestowane środki w dzielnicowe centra integracyjne, np. w Redłowie, gdzie wnioskowaliśmy, by w byłym klubie Baltic Oasis utworzyć takie miejsce. Niestety, tak się obecnie nie stanie, bo miasto chce sprzedać teren deweloperowi. Dyskusyjna jest też budowa Parku Centralnego. Budujemy park w parku, a pod nim duży parking podziemny. Może lepiej te środki wykorzystać na remont bulwaru? Zbyt drogi jest ponadto projekt lodowiska.

Wiele osób zarzuca Panu, że był Pan przez lata anonimowy, a uaktywnił się dopiero w trakcie kampanii wyborczej. Jak Pan może odpowiedzieć na takie zarzuty?

Z polityką jestem związany już od 1997 roku. Byłem jednym z inicjatorów utworzenia Rady Dzielnicy Grabówek, gdzie się wychowałem. Działałem w niej przez trzy kadencje. Walczyliśmy m.in. o autobus linii 102, który dziś objeżdża Grabówek i Leszczynki. W polityce na poziomie miejskim jestem długo. Radnym miasta nie byłem, bo SLD w ostatnich ośmiu latach takich nie miał, a kiedy miał, to ja nie kandydowałem. Od trzech lat jestem przewodniczącym RD Redłowo i prywatnym przedsiębiorcą. W zeszłym roku zrobiliśmy jako SLD dużą akcję, walcząc o bezpłatną komunikację dla seniorów. Zbieraliśmy podpisy w trybie inicjatywy obywatelskiej. Niestety, nasz pomysł został odrzucony. Kiedyś prowadziłem też akcję, wskazując w Gdyni niedoświetlone miejsca. Nie jest więc tak, że nic nie robiłem. Byłem aktywny, choć w Gdyni nie rządziłem, bo przez 20 lat kadencji prezydenta Szczurka takiej możliwości nie było.

Wspomniał Pan, że przez ostatnie osiem lat SLD nie miało radnych miasta. Dlaczego tak się stało? Jako formacja jesteście w stanie przyznać się do błędów, które spowodowały w Gdyni, że straciliście zaufanie wyborców?

Akurat w Gdyni jest to kwestia ordynacji wyborczej. Zyskiwaliśmy po 7-8 procent poparcia, ale nie przekładało się to na mandaty. Ordynacja i metoda liczenia głosów według reguły D’Hondta działa w taki sposób, że tnie mniejsze ugrupowania. Na marginesie, na poziomie samorządowym nie jest to najlepsze rozwiązanie, a na krajowym także dyskusyjne. Przez to nie mieliśmy radnych, bo przy dużych wynikach Samorządności, powyżej 50 procent, te podzielniki były strasznie niekorzystne dla mniejszych partii. Przykładem jednak tego, że szukamy, i chcemy odmienić wizerunek SLD w Gdyni, jest moja kandydatura. Mam duży szacunek dla Andrzeja Różańskiego, który kandydował dwa razy na prezydenta Gdyni, ale dzisiaj ja jestem kandydatem. To jest nowe otwarcie, spojrzenie w inny sposób na miasto w oparciu o nową kadrę SLD. Mamy obecnie taką sytuację, że Wojciech Szczurek ma czterech młodych kontrkandydatów. Najmłodszy jest przedstawiciel Razem, potem Marcin Horała, a Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski i ja jesteśmy rówieśnikami. Gdynianie mają więc wybór.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto