18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czesław Mozil w Zabrzu. Spacer sentymentalny [WIDEO + ZDJĘCIA]

tekst i wideo: Ola Szatan, foto: Arek Gola
To pierwszy taki spacer Czesława Mozila po Zabrzu - mieście, w którym spędził pierwsze lata życia. Gdzie Czesław mieszkał i spędzał czas z kolegami i jak ważną rolę w zabrzańskiej części jego życiorysu pełni "E.T." oraz Andrzej Rosiewicz, w trakcie wspólnego spaceru dowiedziała się Ola Szatan

Miałem 6 lat, jak wyjechałem z Zabrza. Pamiętałem sporo, kiedy przyjechałem tu po 10 latach. Jak się jest dzieckiem, to wiele rzeczy utrwala się w głowie, bo otaczający cię świat nie jest tak duży - mówi Czesław Mozil, z którym umówiłam się na wyjątkowy spacer po jego wspomnieniach z dzieciństwa, czyli rodzinnym Zabrzu.

Czesław to niespokojny duch, którego nieustannie gdzieś nosi. Ma dwa domy - jeden w Polsce, drugi w Danii. Dwa paszporty i życie na walizkach, które sprzyja rozwijaniu artystycznej kariery, ale budowaniu życia prywatnego już niekoniecznie.

- Nie ogarniam tej sfery póki co… Robię teraz to, co lubię i nie chciałbym zmieniać swojego stylu życia. A na żonę mam jeszcze czas - dodaje ze śmiechem.

Nasz spacer rozpoczynamy… w pociągu. Czesław wsiada w Krakowie, ja w Katowicach. 25 minut drogi, jakie dzielą nas od Zabrza spędzamy w wagonie restauracyjnym, gdzie muzyk w charakterystyczny dla siebie, nieco chaotyczny sposób, próbuje (to najwłaściwsze słowo) zbudować plan wędrówki. Z jednej strony ekscytacja, z drugiej niewiadoma. Bo ile z tych miejsc nadal funkcjonuje w zabrzańskiej przestrzeni?

Dom w lombardzie

Co można robić na peronie dworca w Zabrzu? Zdjęcia! Czesław z multimedialnymi nowinkami jest za pan brat i fotki, które tuż po opuszczeniu pociągu wykonuje swym telefonem komórkowym, szybko trafiają na jego profil na Facebooku. Kilkadziesiąt minut później okaże się, że już ponad 200 osób w sieci gorąco komentuje jego wizytę w Zabrzu.

Tymczasem my idziemy na ulicę 3 Maja. - Po prawej stronie był Pewex, a obok bardzo dobre lody. Tu zaś bawiłem się z kolegą Jackiem, biegaliśmy i szaleliśmy, jak to dzieci - muzyk wskazuje na niewielki skwerek po lewej stronie, gdzie znajduje się betonowe wzniesienie.
Jacek mieszkał na 4. piętrze w tej samej kamienicy, co Czesław.

- Niestety, nie mamy dzisiaj kontaktu, bo wyemigrował do Niemiec - opowiada, gdy idziemy dalej, kierując się w stronę ulicy Szczęść Boże. To na tej ulicy znajdowało się mieszkanie, gdzie Mozil spędził pierwsze lata swojego życia.

Mijamy sklep mięsny, który wywołuje u Cześka wspomnienia. - Ojciec kupował tu mięso. A kolejka do tego sklepu to była megajazda. Czasem ciągnęła się przez całą ulicę. Obserwowałem to siedząc przy oknie, gdy zostawałem sam w domu, czekając na matkę, która wychodziła na drugą stronę ulicy na drobne zakupy - opowiada.

Znalezienie dawnego lokum Czesława wcale nie jest prostą sprawą. Bo teraz w miejscu jego mieszkania jest… lombard.

- Dzień dobry, ja tu mieszkałem - wita się z uśmiechem, gdy wchodzimy do środka. Panowie prowadzący interes życzliwie spoglądają, gdy muzyk zaczyna opisywać, co gdzie się znajdowało. - Tam była kuchnia, tutaj pokój dziecięcy… - opisuje przestrzeń znajdującą się najbliżej obecnych drzwi. Bo "za czasów" Czesława wejście do mieszkania było z drugiej strony. - To było spore, 4-pokojowe mieszkanie, potem mieszkał tu mój wujek, brat matki. Nie wiem, kiedy zostało sprzedane - dodaje.

Chcemy wejść na podwórko kamienicy, ale, niestety, brama wejściowa jest zamknięta. Próbujemy przez sklep znajdujący się obok lombardu. Miła pani szybko rozpoznaje naszego bohatera i zaczynają snuć wspomnienia.

Pojawia się w nich m.in. Ilona - dziewczyna, z którą Czesław chodził na randki. Okazuje się, że Ilona nadal mieszka w tej kamienicy i jest dzisiaj mamą dwójki dzieci. Zanim dojdziemy na podwórko, w naszej rozmowie pojawi się kolejna kobieta. - Kamila, moja wielka miłość z przedszkola. Miałem wtedy pięć lat. Jako pierwsza w naszym gronie miała kasety VHS. Muszę odnaleźć Kamilę - postanawia muzyk.

Podwórko Czesławowi kojarzy się z ogromną ilością węgla, który tu leżał i grą w piłkę nożną.

- Tu gdzie jest taki schowek, była nasza bramka - wskazuje. Druga z bramek zaznaczona była na przeciwległej ścianie. Do ulubionych rozrywek należała też jazda na rowerze. Jeździć uczył się w miejscu obecnego parkingu przed marketem Biedronka. - Wtedy było tu dużo gruzu - dodaje Mozil.

Z Zabrzem związane jest także jedno, połączone ze sportem, marzenie. - Jeszcze nigdy nie byłem na stadionie Górnika Zabrze. Chciałbym nie tylko pójść na mecz, ale też nagrać piosenkę - podkreśla wokalista.

Mamy czas na zupkę?

Mama Czesława była polonistką w technikum, a ojciec księgowym, który miał też w Zabrzu sklep z kłódkami. Dlaczego rodzice zdecydowali się wyjechać z Polski?

- To było marzenie o emigracji. Ojciec chciał jechać do Kanady, ale się nie udało, więc zatrzymaliśmy się w Danii. Stała się dla nas naturalnym przystankiem, bo tu mieszkała babcia. Po śmierci dziadka, który po II wojnie światowej zginął w wypadku samochodowym, babcia spotkała Polaka mieszkającego w Danii - opowiada

Choć rodzice Mozila mieszkają 15 kilometrów od Kopenhagi, w skromnym domku niedaleko plaży, to muzyk wspomina, że podobnie jak sporo innych polskich rodzin, także jego bliscy żałują decyzji o emigracji.

- Gdyby wiedzieli, co się wydarzy w 1989 roku, to pewnie by nie wyjechali. To jest największy ból emigranta. Chciałbym kiedyś zrobić płytę "Księga emigranta". Mógłbym nawet program w telewizji zrobić - rozkręca się muzyk.

Okazuje się, że nie tylko nowych przedsięwzięć głodny jest Czesław. - Mamy czas na zupkę? - pyta z nadzieją w głosie. Jasne, że tak. Naszym celem staje się restauracja Manager na pl. Warszawskim. W drodze mijamy legendarne zabrzańskie kino Roma, najstarsze kino na Śląsku.

- To tutaj widziałem film "E.T.". Masz pojęcie, jakie to było przeżycie? W Romie chciałem też zagrać koncert w ramach mojego projektu "Solo act", ale kino zażyczyło sobie pieniędzy za wynajem sali. A ja mogę zapewnić własny sprzęt, wszystko. Byle zagrać tylko za wejście biletowe - mówi Czesław. Za chwilę rodzi się w naszych głowach szatański pomysł: najpierw Czesław gra w Romie swój solowy projekt, by tuż po nim zaprosić na projekcję filmu "E.T.". Da się zrobić?

Jesteśmy już w restauracji. Zamiast zupki Czesław zamawia chińskie danie z wołowiną. Kameralna atmosfera sprzyja rozmowie o najnowszym dziecku muzyka, czyli płycie "Czesław śpiewa Miłosza". (Ukazała się 7 listopada - przyp. aut.)

- Chciałem "zrobić" Miłosza, bo sam go nie znam. Nie przeczytałem żadnego jego wiersza, choć matka go kocha - mówi z rozbrajającą szczerością.
- Chciałem przedstawić Miłosza w bardziej dostępnej formie. Ludzie pewnie kupią tę płytę, bo jestem "panem z telewizji". I trafi też do osób, które Miłosza wcześniej nie znały - dodaje.

Koncert Rosiewicza

Spoglądamy na zegarki. Trzeba iść dalej. Trafiamy na ulicę Wolności. Teraz deptak, a w czasach dzieciństwa Czesława - miejsce, gdzie funkcjonował normalny ruch samochodowy. Zresztą od tamtego czasu sporo się zmieniło. Wiele budynków zostało odnowionych, zburzono hutę, w miejscu której postawiono hipermarket.

- Ile teraz kosztuje tu mieszkanie? - pyta muzyk, zwra-cając uwagę na znajdujące się na kilku kamienicach oferty sprzedaży lokali. On sam nie myśli o przeprowadzce do Zabrza.

- Żartuję, że jestem zameldowany w Krakowie, bo tylko wielcy artyści mają tam meldunek, a mieszkają w Warszawie. A ja mieszkam na warszawskiej Pradze, gdzie wziąłem kredyt na 2-pokojowe mieszkanie - zdradza wokalista.

W Zabrzu traktowany jest z sympatią. Podczas naszego spaceru nie brakuje osób, które podchodzą do muzyka z prośbą o autograf. Ostatnim przystankiem jest Dom Muzyki i Tańca, o którym Mozil kilkakrotnie wspominał już, jako o miejscu, gdzie chodził z tatą do kina.

Tymczasem DMiT kojarzy mu się też z Andrzejem Rosiewiczem! - Moja matka przyszła tu na jego koncert. A ja z nią, bo była wtedy w 9. miesiącu ciąży. I w trakcie występu Rosiewicza musiała opuścić salę, bo zaczęła mnie rodzić - opowiada Czesław z błyskiem w oku.

- Słuchałem Rosiewicza w domu i chciałbym go kiedyś spotkać - mówi z uśmiechem.

- Chciałbym też pójść na koncert Dżemu, bo jeszcze nigdy nie byłem - podkreśla, spoglądając na wielki plakat znajdujący się na Domu Muzyki i Tańca.

- Kiedy grają? - pyta. Gdy słyszy, że 25 i 26 listopada, euforia mija. - Czyli nie posłucham, bo wtedy będę w Danii - mówi.
Kolejny dowód na to, że będący w nieustannym biegu artyści wcale nie mają łatwego życia.

Codziennie nowe informacje z Zabrza. Zapisz się do newslettera "Zabrze"!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto