Czy autobusy i tramwaje KZK GOP muszą tak śmierdzieć?

Jestem stałym użytkownikiem komunikacji miejskiej w naszej aglomeracji. Codziennie dojeżdżam z Dąbrowy do Chorzowa. A do tego, co wynika z moich obowiązków zawodowych, podróżuję także do wielu innych miast. Korzystam z biletu kwartalnego, czyli najdroższego, jaki oferuje KZK GOP.

Mam trzydzieści kilka lat, więc nie przeszkadza mi, że w autobusie czy tramwaju nie ma wolnych miejsc i nie można usiąść. Nie przeszkadza mi nawet tłok. Nie do zniesienia jest za to co innego - wszechobecny przykry zapach!

W autobusach i tramwajach jest nim przesiąknięte dosłownie wszystko. Zbliżenie nosa do szyby lub metalowej rurki, że o oparciu siedzenia nie wspomnę grozi poważnymi konsekwencjami dla zmysłów. Cuchnie z każdej możliwej strony.

Nie podejrzewam, że moi współpasażerowie to osoby niechlujne i niedbające o higienę. Podejrzewam, że za nieusuwalne przykre zapachy w komunikacji miejskiej odpowiadają sami przewoźnicy. Najprawdopodobniej nikt nie sprząta gruntownie wnętrz autobusów i tramwajów. Idę o zakład, że raz na tydzień wyprane siedziska i dokładnie umyte płynem wszystkie powierzchnie sprawę by załatwiły.

Najsmutniejsze jest jednak to, że tymi samymi autobusami i tramwajami podróżują także goście z zagranicy. Jak im wytłumaczyć, że do rurek można się przykleić, od kontaktu z szybą wyskoczą pryszcze, a po zbliżeniu z siedzeniem, ubrania przejdą podłym smrodem? No jak? Wstyd dla nas wszystkich. A wystarczyłoby trochę wody z płynem.