Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy targowiska w Rudzie Śląskiej są jeszcze potrzebne? Sprawdziliśmy, gdzie opłaca się kupować

Olga Wiśniowska
Olga Wisniowska
Wstają w nocy, żeby jechać na giełdę po świeże warzywa i owoce. Przyjeżdżają na targ, schodzą się pracownicy, rozładowują towar i chwilę po godz. 6 rano czekają na klientów. Ok. godz. 15 jadą na Halembę, ustawiają się w pobliżu przystanków, by zakupy mogli zrobić ci, którzy wracają z pracy. Ceny bywają niższe, żeby wszystko się sprzedało.

- Na giełdę jeździmy do Katowic, czasami do Warszawy, Krakowa albo Sandomierza. Tu kupilibyśmy mały kalafior za 3 zł, musielibyśmy sprzedać drożej. Tam możemy znaleźć duży, dorodny, a jednocześnie tańszy - mówi Sebastian Nowak.

Jak sam twierdzi, dorastał na targu. Rodzice handlują od kilkunastu lat, niejedną noc jako dziecko przespał w aucie na giełdzie. Teraz studiuje i pomaga rodzicom. Handlują warzywami, owocami, jajkami, w sezonie mają też znicze, kwiaty albo choinki. Na rudzkich targowiskach mają w sumie osiem straganów.

- Założyliśmy pieczarkarnię, to była ogromna inwestycja, ale za kilka lat się zwróci. Od zeszłego tygodnia można kupić nasze pieczarki - cieszy się.

Chociaż praca to niełatwa, handlarze przekonują, że ma swoje uroki.

- Są ludzie, którzy lubią targ. Można porozmawiać, wyżalić się albo czymś pochwalić. Sprzedawca doradzi, co jest dobre, można skosztować. Kontakt z ludźmi jest bardzo ważny - przekonuje pani Ewa, która od roku sprzedaje sery na targowisku w Nowym Bytomiu. Podobnego zdania jest pracująca w budce naprzeciwko Monika.

- U nas panuje specyficzny, ciepły klimat. Staramy się, bo zależy nam na kliencie, ale to nie jest wyrafinowane - twierdzi. Sprzedaje artykuły chemiczne sprowadzane przez szefa z Niemiec. Klienci przyjeżdżają tu na zakupy nawet z innych miast.

Sprzedawcy odczuwają spadek liczby klientów, gdy pogoda nie dopisuje.

- Ja się ludziom nie dziwię, sama wolałabym siedzieć w domu niż robić zakupy w deszczu. Niestety, na warunki na targu nie możemy nic poradzić - mówi pani Monika wskazując na miernej konstrukcji blaszaki, przez które przecieka woda. - Gdyby była to hala na miarę XXI wieku, z ogrzewaniem, zakupy robiłoby się zupełnie inaczej - rozmarza się.

- Do wszystkiego da się przyzwyczaić. Na targu można być między ludźmi, jest sympatycznie. To praca, ale na wolności - dodaje Dorota Górecka.
Największym problemem handlowców jest jednak konkurencja supermarketów. Twierdzą jednak, że wystarczy porównać ceny i okaże się, że na targu bardziej się opłaca.

- W jednym supermarkecie sprawdziłam cenę konkretnego sera. Okazało się, że kosztował 6 zł więcej, a niby był w promocji. Mamią ludzi obniżając jedną cenę, ale podnoszą inną - twierdzi pani Ewa.


Porównaliśmy ceny

Porównaliśmy ceny produktów spożywczych w supermarkecie i na miejskim targowisku. Za kilogram brzoskwiń w dużym sklepie można zapłacić nawet 2,47 zł, a na targowisku przeciętna cena to 4 zł. Z kolei kilo pieczarek w sprawdzanym przez nas supermarkecie kosztuje prawie 8 zł. Tymczasem na targu można je kupić za 5 zł. Za sztukę kalafiora w markecie zapłacimy 2,75 zł. W targowej jest zazwyczaj tańszy o 25 groszy, ale kwiaty kalafiora za 3,50 zł też znajdziemy. Kilogram białych winogron w sklepie to niecałe 5 zł, podczas gdy na targu cena może czasami przekroczyć kwotę 6 zł. Wychodzi na to, że w supermarkecie wydamy mniej niż na targu, ale pamiętajmy, żeby przy zakupie zwrócić uwagę nie tylko na cenę, ale i na jakość. ANO

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rudaslaska.naszemiasto.pl Nasze Miasto