Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan P. Matuszyński: Moja generacja to pokolenie kaset VHS [WYWIAD]

Piotr Wróblewski
Jan P. Matuszyński:  Moja generacja to pokolenie kaset VHS [WYWIAD]
Jan P. Matuszyński: Moja generacja to pokolenie kaset VHS [WYWIAD] Damian Kujawa
Jan P. Matuszyński zadebiutował pełnometrażowym filmem „Ostatnia rodzina” i od razu zdobył dziesiątki nagród. Z młodym reżyserem podsumowujemy stary rok i pytamy o plany na przyszłość.

„Ostatnia rodzina” to wymarzony debiut?

Ciężko wypracowany, mocno wypieszczony i wyczekany. To co się dzieje dookoła tego filmu dowodzi, że nie spieszenie się z momentem rozpoczęcia zdjęć i produkcji było kluczem do sukcesu. Mnie cieszy ogromna liczba nagród dla tego filmu. Jest ich dosyć dużo, w tym nietypowe, jak wyróżnienie dla operatorów czy scenografów w Chicago.

Trudny temat rodziny Beksińskich poruszył dużą część naszego społeczeństwa. Trzeba powiedzieć wprost, to nie jest łatwy film.

Od samego początku chciałem, żeby ten film zobaczyła duża liczba osób. Nie chciałem, żeby to było tylko 15 czy 50 tys. Pracowaliśmy z producentami od samego początku, żeby „Ostatnia rodzina” była artystycznie zadowalająca, ale także dotarła do szerokiej publiczności. Mając nie tylko nagrody, ale także pół miliona widzów, jestem bardzo szczęśliwy.

To ma interesujący rewers w moim życiu prywatnym. Moja generacja to pokolenie kaset VHS. Wypożyczalnia, w której spędzałem wiele godzin, z jednej strony miała filmy Almadovara czy Lyncha, a zaraz obok produkcje z Van Dammem. Przyswajałem jedne i drugie. To zbudowało u mnie poczucie, żeby nie tylko postawić wysoko poprzeczkę, ale także żeby ludzie to zobaczyli.

Ostatnio debiutują reżyserzy urodzeni w latach 80. Ma Pan wrażenie, że nadszedł nasz młodych w kinie?

Poza kasetami wideo nie widzę wyraźnego linku z ludźmi którzy są z podobnych roczników. Podczas Paszportów Polityki byłem zestawiany razem z Tomkiem Wasilewskim czy Bartkiem Kowalskim (Matuszyński został laureatem w kategorii film - przyp. red.). Nie mamy jednak wrażenia, że jesteśmy jakąś generacją czy nurtem, jak Kino Moralnego Niepokoju. To jest o wiele szersze, bardziej indywidualne, bo takie są te czasy.

„Ostatnia rodzina” jest już w pewien sposób rozdziałem zamkniętym. Jakie ma Pan dalsze plany?

Ten film będzie się jeszcze „odzywać” na wielu płaszczyznach. Choć pewnie raczej będziemy zbierać owoce, które zostały przez nas wyprodukowane. W tej chwili jestem w trakcie zdjęć do drugiego sezonu serialu „Wataha”, który robię razem z Kasią Adamik. To mnie zajmuje przez najbliższe miesiące. Co będzie dalej? Czas pokaże. Mam kilka projektów, które chodzą mi po głowie i one przekładają się na pewne działania. Są one jeszcze nie sprecyzowane. Na pewno nie tak, żeby mówić o nich publicznie.

Czyli w 2017 roku raczej nie będzie nowej produkcji?

Myślę, że nie ma takiej możliwości. Ale nie będą się zarzekał, bo nigdy nic nie wiadomo. W „Watahę” wszedłem bezpośrednio po „Ostatniej rodzinie” i teraz czuję, że potrzebuję przerwy. Muszę spędzić trochę czasu z rodziną, to mój plan na najbliższy rok. Zdjęcia do następnego mojego filmu będą wtedy, gdy uznam – razem z ekipą – że to jest odpowiedni moment. Nie znoszę pośpiechu. Gdy projekt jest naznaczony formą ciśnienia, że trzeba coś robić, to pojawia mi się czerwona lampka. Jedyną siłą, która jest zdolna mnie do czegoś zmusić, jestem ja sam.

Rozmawiał Piotr Wróblewski, dziennikarz naszemiasto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto