Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobieta górnik na kopalni musi być silna fizycznie i psychicznie

Monika Chruścińska
Mirosława Oleksów to jedna z pań pracujących w zakładzie przeróbczym węgla w kopalni Mysłowice-Wesoła
Mirosława Oleksów to jedna z pań pracujących w zakładzie przeróbczym węgla w kopalni Mysłowice-Wesoła Fot. Arkadiusz Gola
Stoją przez osiem godzin z łopatą przy taśmie, która transportuje węgiel. Jest wilgotno, zimno, wokół pył. Niejeden mężczyzna nie wytrzymałby tu jednego dnia. Ale, jak przekonują kobiety z zakładu przeróbczego kopalni Mysłowice-Wesoła, do każdej pracy można się przyzwyczaić.

Mało tego. Można założyć kufajkę, flanelową koszulę, spodnie robocze, onuce, gumiaki i nadal wyglądać pięknie. Bo kobieta powinna zawsze umieć o siebie zadbać.

Ciężka praca to nie powód, by o siebie nie dbać

Minęły te czasy, kiedy panie na szychtę jechały tak, jak rano wstały z łóżka. A po 15 latach harowania na grubie wyglądały niczym własne babcie - nieumalowane, pomarszczone, z włosami niedbale związanymi chustką. Dzisiaj górników nie dziwią już nawet koleżanki po fachu mające... tipsy.

- Kobiety powinny być kobietami w każdej sytuacji, w każdych warunkach - mówi Anna Soska z Sosnowca. Na grubie pracuje 23 lata. Najpierw 12 lat była w Niwce-Modrzejów, a od 1999 roku "robi w Wesołej". Do pracy w kopalni zmusiła ją ciężka sytuacja finansowa. I tak na niej została.

Do pracy przychodzi zawsze w makijażu, modnie ubrana, uczesana, ma elegancko zrobione paznokcie. - Tipsy w niczym mi nie przeszkadzają - zapewnia. - Co z tego, że praca brudna, mokra i ciężka fizycznie. To jeszcze nie powód, żeby przestać dbać o siebie. Wyglądać ładnie można wszędzie. Wystarczy tylko chcieć - twierdzi. - Ja sobie cały czas powtarzam, że to praca taka sama, jak każda inna. I kobieta musi dobrze w niej wyglądać - przekonuje.

A że węgiel potrafi pobrudzić, to logiczne. - Dodaje nam to tylko uroku - śmieje się Grażyna Kubarek. - Koledzy z zakładu nas podziwiają. Żartują, że ich żony nie potrafiłyby się odnaleźć w tej pracy - opowiada. I chociaż po dniu szychty panie wyglądają niczym górnicy z dołu, to po wizycie w łaźni znów przyciągają oko. - Wystarczą podkład, puder, trochę różu, tusz do rzęs, szminka i niektórzy koledzy z dołu, którzy zwykle oglądają nas umorusane, nie poznają nas na ulicy - śmieje się pani Grażyna. - Nie wyszłabym z pracy bez makijażu - przyznaje.

Każdy poranek Grażyna zaczyna od malowania się. W wolnych chwilach kładzie sobie maseczki, kremuje się, balsamuje. - Nie chodzę tylko na solarium, bo to niezdrowe - opowiada.

Jak każda kobieta, jest też miłośniczką zakupów. Choć, jak podkreśla, ciężko zarobioną gotówkę ciężko się wydaje, to raz w miesiącu pozwala sobie na nową sukienkę, bluzkę czy spodnie. - A jak już ją kupię, to na drugi dzień od razu zakładam do pracy. Taka już jestem - śmieje się.

Kobieta na grubie silna fizycznie i psychicznie

Panią Anię do dbania o siebie dodatkowo motywuje mąż. Pracuje razem z nią na przeróbce. - Codziennie powtarza mi: Nie daj się, kobieto - uśmiecha się Soska. - On wie, jaka to ciężka praca i jak wiele wymaga się w niej od kobiety. Dlatego tym bardziej docenia mnie i to, jak wyglądam - tłumaczy.

Kobieta górnik musi być nie tylko silna fizycznie, ale też psychicznie. - Pamiętam, że po pierwszych szychtach padałam z nóg. Po powrocie do domu tylko jadłam i szłam spać. Ręce mnie bolały, dłonie krwawiły. Nie myślałam, że przepracuję rok w takich warunkach. Niewyobrażalny hałas, zapylenie, latem potworny gorąc, a zimą zimno. Nieraz zastanawiałam się, czy nie zrezygnować - wspomina. Gdyby nie pomoc rodziców, nie wie jak wychowałaby dzieci.

Dziś haruje jak tylko umie i stara się nigdy nie być gorsza w pracy od chłopa. - Jest nawet lepsza, bo dokładniejsza niż niejeden z nas - chwali żonę pan Marek. Jednak zdarzają się sytuacje, kiedy bez pomocy mężczyzny się nie obejdzie. - Na przykład odkręcanie i przeczyszczanie pomp. Tutaj najlepiej widziana jest męska ręka. Kobieta nie ma tyle siły - przyznaje pani Ania.

Nie każda pierwsza lepsza kobieta dałaby sobie też radę z pracami, które zwykły wykonywać górniczki. Tleniona, wątłej budowy ciała blondynka ubrana w mocno wydekoltowaną bluzkę, z ostrym makijażem, w niebotycznych szpilkach i minispódniczce nie miałaby raczej czego szukać na przeróbce.

- Tutaj potrzeba bardzo dużo siły fizycznej, samozaparcia i energii. Takiej pozytywnej, która nie daje się kobiecie załamać. Choć szczupłe dziewczyny też czasem pokazują niezłą krzepę - przyznaje pani Grażynka. W ciągu dnia kobiety z zakładu przeróbczego potrafią przerzucić nawet 100 ton miału węglowego. A jak ktoś zapyta, czym się zajmują, bez owijania w bawełnę wypalają, że są... górniczkami.

- Na Śląsku nikt z tego powodu wielkich oczu nie robi i nigdy nie robił. Jak zaczynałyśmy, prawie każdy albo sam na grubie pracował, albo miał kogoś na kopalni - opowiada pani Grażynka. - Ja mam dwie siostry i dwóch braci na kopalniach - ciągnie.

W pracach domowych, inaczej niż ich babki, panie mogą zwykle liczyć na mężów.

Marek Soska zrobi zakupy, posprząta, wyjdzie z psem. Dzięki temu jego żona Ania ma też trochę czasu dla siebie. Odwiedza znajomych, czyta dużo książek, rozmawia z dziećmi na Skypie, wychodzi z mężem do kina. Każdego roku razem wyjeżdżają też za granicę na wakacje. Odwiedzili już Grecję, Egipt, Turcję, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację i Hiszpanię.

Mamy ciężko, ale na fedrunek się nie zamienimy

A tylko niech któryś z dołu spróbowałby powiedzieć, że baba to żaden górnik. - Bez zakładu przeróbczego dół by nie istniał. Tak samo jak my bez nich - denerwują się na samą myśl górniczki. - Z resztą bywało, że gdy kogoś z dołu do nas przysyłali, to nie wytrzymywał. Marudził, że woli robić na dole, bo tam nie jest tak ciężko - mówi całkiem poważnie Kubarek.

Dlatego tym bardziej panie nie mogą zrozumieć, dlaczego odbiera im się górnicze przywileje. - Kiedyś kobiety z zakładu przeróbczego, jeśli miały tylko ukończone 20 lat pracy, mogły odejść na emeryturę już po 50-tce - wspomina pani Anna.

I tylko do karczmy piwnej damy dalej wstępu nie mają. Ale, jak przyznają, wcale o ten przywilej nie zabiegają. - Wolę posiedzieć w domu z mężem i synem - twierdzi jedna z nich. A jeśli najdzie je ochota na balowanie, kopalnia organizuje specjalne biesiady, na które górnicy i górniczki przychodzą z całymi rodzinami. - Piwa tu tyle co i w takiej karczmie, a i tak tego wszystkiego nie przepijemy - śmieją się. Za to jest kolejna okazja, żeby się wystroić. Następna to babski comber, organizowany na początku każdego roku.

Same panie przeróbki na fedrowanie by nie zamieniły. - I nie chodzi tu o dyskryminację. Warunki pracy na dole są naprawdę trudne. Sama nigdy jeszcze nie zjechałam, ale wystarczy mi to, co opowiadają ci, którzy tam byli - mówi Soska. Przyznaje, że kobieta mimo wszystko jest słabsza fizycznie. Może i dałaby sobie radę, ale jakim kosztem. - Słyszę czasem: Dlaczego dziewczyny nie mogą być ratownikami górniczymi? Ekwipunek ratownika waży około 15 kg. Trzeba go znieść na dół, dobiec z nim do przodka i pracować. W ogóle nie wyobrażam sobie kobiet w tym miejscu - kręci głową pani Grażynka.

od 12 lat
Wideo

echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto