Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubliniec: Są niewidomi, ale mają potrzeby takie jak inni. By je zaspokoić, potrzebują pomocy [FOTO]

Anna Przyłas
Koło Polskiego Związku Niewidomych działa w powiecie lublinieckim od 1958 r. Zrzesza dzieci, młodzież oraz dorosłych. Obecnie liczy ok. 75 członków, z czego większą część stanowią osoby starsze, które by w miarę normalnie funkcjonować, potrzebują pomocy.

Koło istnieje po to, by pomóc osobom niewidomym i ociemniałym odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nauczyć ich większej samodzielności i niezależności. Tomasz Lesik, który jest jego prezesem, doskonale wie jakie są problemy niewidomych, ponieważ sam w wieku 20 lat stracił wzrok. Do koła wstąpił w 1975 r. i od tego czasu aktywnie działa na jego rzecz. Sam również jest bardzo aktywnym człowiekiem. Kiedyś biegał nawet maratony, teraz uprawia inne dyscypliny. W tym roku wziął udział 4 rajdach na tandemach, czyli rowerze dla dwóch osób. Niestety nie każdy podopieczny koła może tego doświadczyć, a to z powodu braku wolontariuszy, którzy pełnili by role pilota dla osoby niewidomej.

Grażyna Matuszek zachorowała na zwyrodnienie barwnikowe siatkówki w wieku 6 lat. Choroba ta prowadzi do całkowitej utraty wzroku. Pani Grażyna od 6 lat mieszka w Lublińcu i dzięki psu przewodnikowi, może sama poruszać się po okolicy. Jej pies jest stary, często choruje, co sprawia, że coraz częściej jest zdana tylko na siebie. Dla kobiety to ogromny kłopot, gdyż nie potrafi poruszać się z laską.

- Na początku moja choroba tak galopowała, z każdym dniem widziałam coraz mniej widziałam. Zaczęłam szkołę dla masażystów, ale okuliści ostrzegali, że to może się źle skończyć, ponieważ to duży wysiłek dla siatkówek. Miałam do wyboru - albo zachowanie resztek wzroku, albo zawód. Wybrałam wzrok, ale w tej chwili mam tylko poczucie resztki światła. Nigdy się z tym nie pogodziłam i nigdy się nie pogodzę - mówi pani Grażyna.

Bernadeta Serafin choruje na cukrzycę. Wynikiem powikłań jest utrata wzroku. Wizyty u specjalistów nie były w stanie zahamować choroby. Kobieta zawdzięcza bardzo dużo związkowi, od którego dostała pomoc i wsparcie w nowej sytuacji życiowej. Pomimo opieki i pomocy rodziny, większość czasu samotnie spędza w domu, gdzie brakuje jej towarzystwa, a chcąc wyjść samotnie z domu, często spotkała się z wieloma nie przyjemnymi uwagami ze strony obcych ludzi.

- Mówię krótko, cukier mi zjadł oczy. Teraz nie widzę już nic, bo tak to jeszcze widziałam, pracowałam, jakoś sobie radziłam. Jak urodził mi się ostatni wnuczek, to już go nie widziałam i mogłam go jedynie pogłaskać i to było dla mnie bardzo ciężkie - mówi Bernadeta Serafin. - Tomek Lesik dowiedział się, że nie widzę i zaczął do mnie przychodzić i wyciągać z domu. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Biorę insulinę i muszę sobie mierzyć cukier, to on mi załatwił glukometr mówiący. Podbudował mnie i zabrał na wycieczkę. Dzięki niemu zrozumiałam, że mogę w miarę normalnie żyć - mówi kobieta.

Józefa Jendrysik straciła wzrok jako dziecko. Kobieta mieszka na wsi , do której nie kursuje komunikacja. Nauczyła się być samowystarczalną, mimo tego doskwiera jej brak towarzystwa. Do tego z powodu kalectwa nie jest w stanie poruszać się dłużej bez balkonika. Dorastała w czasach w których nie było udogodnień dla osób niewidomych. Jej mąż również był człowiekiem niewidomym, jednak udało im się wspólnie wychować trójkę dzieci.

-Trzeba koniecznie dać z siebie wszystko. Nigdy nie korzystałam za często z czyjejś pomocy, starałam się być samowystarczalna i to mi się udało. Jednak teraz doszło dodatkowe kalectwo. Po prostu nie chodzę. Chodzę tylko z balkonikiem i tylko parę kroczków z powodu bólu. Powinnam mieć wymienione dwa kolana i bark, a dodatkowo dolegają mi inne choroby, ale się nie poddaję się - mówi kobieta.

Z powodu trudności z poruszaniem się, pani Józefa potrzebuje pomocy przy robieniu zakupów, ale również kogoś kto spędzi z nią wspólnie czas.

Pan Henryk Wicik zaczął tracić wzrok w wieku 15 lat. Wstąpił do związku, mając 20 lat. Tu nauczył się samodzielności - poprzez wzajemną pomoc osób niewidomych, a także zyskując wiadomości dotyczące nowej rzeczywistości poprzez doświadczenia starszych niewidomych. Pomimo braku wzroku, świetnie sobie radzi w pracy z komputerem.

- Bardzo dobre były turnusy rehabilitacyjne, gdy nie można było wyjechać z opiekunem, tylko jechała cała grupa. W tym momencie człowiek był częściowo zdany sam na siebie. Były inne osoby słabo widzące, niewidome, jeden pomagał drugiemu i jakoś sobie radziliśmy. W życiu codziennym są nam jednak potrzebni wolontariusze. Czasem potrzebujemy gdzieś wyjść - na koncert, do lekarza , spacer itp. My nie widzimy, ale mamy przecież takie same potrzeby i pragnienia, jak zdrowi ludzie. Trudniej nam je niestety zaspokoić, bo samodzielnie po prostu nie jesteśmy w stanie zrobić pewnych rzeczy - mówi pan Henryk. Jeśli macie Państwo wolną chwilę i chcielibyście poświęcić ją na pomoc innym, dzwońcie pod numer koła: 533-300-744.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto