Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkanka Trzepnicy za wycięcie drzew ma zapłacić 162 tys. zł

Aleksandra Tyczyńska
Za wycięcie drzew pani Krystyna ma zapłacić 162 tys. zł
Za wycięcie drzew pani Krystyna ma zapłacić 162 tys. zł Dariusz Śmigielski
Krystyna Sadowska z Trzepnicy kupiła dla niepełnosprawnej córki działkę budowlaną za 8 tys. zł. Za wycięcie na niej dwóch drzew gmina nałożyła karę w wysokości... 160 tys. zł!


Tego dnia Krystyna Sadowska z Trzepnicy w gminie Łęki Szlacheckie nie zapomni nigdy. Kiedy otworzyła kopertę i przeczytała dwie decyzje wójta gminy nakładające na jej córkę karę, w sumie 162 tysiące złotych za wycięcie bez zezwolenia dwóch drzew, klonu i kasztanowca na działce, którą dla niej kupiła, musiała usiąść i z trudem łapała powietrze.

Dziś od tych decyzji się odwołuje i ma szansę wygrać, bo gminni urzędnicy, którzy tak restrykcyjnie chcą wyegzekwować prawo, sami się do niego nie zastosowali.


- Najgorsze jest to, że dostałam pozwolenie na wycięcie drzew, tylko pomyliłam gatunki - mówi zdruzgotana mieszkanka Trzepnicy.


Pani Krystyna kupiła zarośniętą i zaniedbaną działkę za 8 tys. zł dla swojej niepełnosprawnej córki. Stwierdziła, że po oczyszczeniu jej i ogrodzeniu, będzie to piękny kawałek ziemi, na której stanie dom. Świadoma obowiązków, jakie na właścicieli działek nakłada ustawa o ochronie przyrody, wystąpiła do Urzędu Gminy w Łękach Szlacheckich o pozwolenie na wycięcie 7 topoli, 10 olch i dziko rosnących krzaków. I takie pozwolenie dostała, wycinkę wykonała.


Niedługo po tym do urzędników wpłynęło doniesienie zatroskanego obywatela, że pani Krystyna wycięła piękne drzewa, na których wycięcie nie miała zezwolenia.
 Na miejsce przyjechali urzędnicy, dokonali oględzin, spisali protokół i okazało się, że faktycznie na działce wycięte zostały klon i kasztanowiec, które w zezwoleniu nie były uwzględnione. 


- Kiedy występowałam o pozwolenie na wycinkę, na drzewach nie było jeszcze liści, pomyliłam gatunki, ale nie sądziłam, że ta pomyłka może być tak fatalna w skutkach - tłumaczy pani Krystyna. - A chodziło tylko o oczyszczenie działki, wycięcie tych drzew, które by kolidowały z ogrodzeniem i takich, które były w fatalnym stanie i stanowiły zagrożenie.


Urząd w Łękach wszczął jednak postępowanie, bo zgodnie z ustawą o ochronie przyrody właściciel działki musi mieć zgodę na wycięcie każdego drzewa, chyba, że ma ono mniej niż 10 lat. Jeśli dla danego drzewa, które wyciął zgody nie ma, płaci karę.


A jak urzędnicy doszli do tak zawrotnej wysokości kary za dwa drzewa? Otóż karę nakłada się w wysokości trzykrotności kosztów wycięcia drzewa. Policzono, że opłata za usunięcie kasztanowca mającego metr w obwodzie pnia wyniosłaby "8.065,11 zł - 1 m x 34.03 x 2,37", co po pomnożeniu przez trzy dało ponad 24 tys. zł kary, a w przypadku klona mającego w obwodzie 1,5 metra, trzykrotność wyniku działania "45.937,35 zł - 150 cm x 82,77 x 3,70" dała ponad 137,8 tys. zł kary.


Córka pani Krystyny z jej pomocą odwołała się od tych decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Piotrkowie Trybunalskim i ma szansę na korzystne dla siebie rozstrzygnięcie. Ale nie dlatego, że kara nie byłaby karą, tylko ruiną dla jej rodziny, a dlatego, że sami urzędnicy "nie dopełnili formalności".

Ten sam artykuł (83) ustawy o ochronie przyrody, na podstawie którego ukarali córkę pani Krystyny, w punkcie 2c mówi, że przed wydaniem zezwolenia na wycinkę powinni wykonać oględziny w terenie. Tymczasem wtedy nie ruszyli się zza biurka.


- Na pewno lepiej znają się na gatunkach drzew ode mnie i gdyby przyjechali je obejrzeć, nie byłoby tej fatalnej pomyłki - mówi kobieta, dla której SKO jest ostatnią deską ratunku.


- Zdaję sobie sprawę z absurdalności tej kary, ale decyzję musiałem podpisać, bo choćby prawo nie wiem, jak było nieżyciowe, to musimy je respektować - mówi Wojciech Błaszczyk, wójt Łęk Szlacheckich. - Właściwie mam nadzieję, że SKO uchyli te decyzje i - o ironio - niedopełnienie formalności ze stronty urzędu, może tu pomóc.

To pierwszy taki przypadek w naszej gminie.
 Błaszczyk tłumaczy też, że dotąd przed wydaniem zezwolenia na wycięcie drzew urzędnicy nie jeździli w teren, bo wysyłanie ich w takie delegacje jest kosztowne. Teraz jednak, nauczeni doświadczeniem, będą to robić. 


- Ostatnio wpłynęły trzy wnioski o wycięcie drzew i w każdym przypadku przed wydaniem zezwolenia komisja dokonała oględzin - dodaje wójt.
 W odwołaniu, które już wpłynęło do piotrkowskiego SKO, pani Krystyna wraz z córką powołują się na to, że kiedy działka była kupowana, na drzewach nie było liści, nie było ich też jeszcze wówczas, kiedy występowały o zgodę na wycięcie tych drzew, które zagrażałyby nie tylko domownikom, ale też przechodniom. Oceniły, że są to olchy i topole. We wniosku o zgodę na wycinkę dołączyły też szkic działki, na którym zaznaczyły miejsca, w których mają być wycięte drzewa.


Wątpliwości nie było, na miejscu nie pojawiła się komisja, która chciałaby sprawdzać prawidłowość danych uwzględnionych we wniosku, więc kobiety uznały, że wszystko jest w porządku. W odwołaniu córka pani Krystyny dosłownie prosi o litość i umorzenie decyzji wójta.
Odwołanie być może zostanie rozpatrzone już w nadchodzącym tygodniu.
-

Z 17 drzew, na których wycięcie córka dostała pozwolenie, wycięliśmy dotąd tylko sześć - dodaje Krystyna Sadowska. - Kasztanowiec zachował żywotność, odbiły młode pędy, a wokół ściętego klonu rosną młode. Ta kara jest krzywdząca, bo nie jesteśmy przestępcami, którzy zniszczyli pomniki przyrody, a jedynie zwykłymi ludźmi, którzy pomylili nazwy drzew.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto