Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polscy herosi mundiali

Jacek Sroka, AGA
Grzegorz Lato (z prawej) jako jedyny z Polaków był królem strzelców finałów mistrzostw świata.
Grzegorz Lato (z prawej) jako jedyny z Polaków był królem strzelców finałów mistrzostw świata. fot. Władysław Morawski.
Naszych piłkarzy zabraknie w rozpoczętych w piątek finałach mistrzostw świata w RPA. W poprzednich mundialach Polacy zapisali jednak znaczący ślad. Po raz pierwszy reprezentacja Polski wystąpiła w finałach MŚ w 1938 r. We Francji "Biało-czerwoni" zagrali tylko jeden mecz przegrywając po dogrywce 5:6 z Brazylią, ale kibice przez długie lata wspominali wyczyn Ernesta Wilimowskiego.

Napastnik Ruchu Chorzów strzelił ekipie "Ca-narinhos" cztery gole, a piąty padł po rzucie karnym, którego wypracował. Rekord "Eziego" przetrwał aż 56 lat. Dopiero na MŚ w USA poprawił go Rosjanin Oleg Salenko, który zdobył pięć goli w meczu z Kamerunem.

Wilimowski sam o sobie mówił, że był Górnoślązakiem. Po wybuchu wojny podpisał volkslistę i grał w niemieckich klubach, a nawet zaliczył osiem meczów w reprezentacji Niemiec. W Polsce jego nazwisko na długie lata wymazano z futbolowej historii, choć był on jednym z najskuteczniejszych graczy (w całej karierze w oficjalnych meczach strzelił w sumie 1175 bramek). Słynny niemiecki zawodnik Fritz Walter powiedział o nim: "To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans". Po wojnie "Ezi" nigdy już nie wrócił na Śląsk. Zmarł w 1997 r. w Karlsruhe w wieku 81 lat.

Na kolejnych polskich graczy, których nazwiska świat zapamiętał podczas finałów MŚ, przyszyło nam czekać do 1974 r. W RFN drużyna Kazimierza Górskiego była prawdziwą rewelacją zajmując w turnieju trzecie miejsce. Królem strzelców imprezy został Grzegorz Lato, który zdobył siedem bramek. To jedyny Polak, który może poszczycić się takim osiągnięciem. Obecny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej miał wtedy jeszcze na głowie sporo włosów i prawdziwego snajperskiego nosa. Przez całą karierę w kraju związany był ze Stalą Mielec. Po skończeniu 30. roku życia zgodnie z ówczesnymi przepisami mógł wyjechać za granicę i grał w piłkę najpierw w belgijskim KSC Lokeren, później w Atlante Meksyk, a na koniec kariery w kanadyjskiej Polonii Hamilton. Jest rekordzistą pod względem liczby spotkań w reprezentacji Polski - rozegrał ich aż 100. Po powrocie do kraju bez specjalnych sukcesów próbował swych sił jako trener. W latach 2001-05 był senatorem RP, a od 2008 r. jest prezesem PZPN i właśnie w tej roli pojechał na MŚ do RPA na zaproszenie FIFA.

Poza Latą do najlepszej jedenastki turnieju w RFN z Polaków wybrano jeszcze Kazimierza Deynę i Roberta Gadochę. Do historii przeszło powiedzenie kibica, który w trakcie tej imprezy oczekiwał na narodziny dziecka. "Jak będzie syn to dostanie imię Kazimierz na cześć Górskiego i Deyny, a jak córka to Gadocha".
Kazimierz Deyna był najlepszym rozgrywającym w historii polskiego futbolu. Swoimi słynnymi kółeczkami na środku boiska potrafił świetnie regulować tempo gry, a kiedy trzeba było jednym dokładnym podaniem obsługiwał napastników. W Polsce przez większość kariery grał w Legii. Wygwizdywany na innych boiskach, w Warszawie był idolem kibiców śpiewających: "Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz".

W 1978 r. "Kaka" wyjechał do Manchesteru City sprzedany za 100 tys. funtów, komplet strojów adidasa i obietnicę rozegrania dwóch meczów towarzyskich MC z Legią. W Anglii spędził nieco ponad dwa lata, ale nie potrafił wywalczyć sobie stałego miejsca w składzie klubu z Manchesteru i kolejnym jego przystankiem w karierze był amerykański San Diego Sockers. W USA często występował w turniejach halowych wykorzystując swoje znakomite wyszkolenie techniczne. Zginął 1 września 1989 r. w wypadku samochodowym na autostradzie pod San Diego mając zaledwie 42 lata.

Partnerem Deyny w Legii i reprezentacji Polski przez długie lata był Robert Gadocha. Jeden z najlepszych lewoskrzydłowych świata miał zaledwie 170 cm wzrostu, ale za to imponował na boisku szybkością i sprytem nabierając na swoje słynne kiwki obrońców rywali. W MŚ w RFN nie zdobył gola, lecz miał aż siedem asyst, co najlepiej pokazuje jego rolę na boisku. W 1975 roku zakończył reprezentacyjną karierę i wyjechał do francuskiego FC Nantes. Później próbował jeszcze swych sił za oceanem grając w soccer w klubach z Chicago i Hartford. Po powrocie do kraju krótko pracował w PLL Lot, a ostatnio znów wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Największą polską gwiazdą dwóch kolejnych mundiali był Zbigniew Boniek. W 1978 r. w Argentynie "Zibi" dopiero wchodził do reprezentacji i miejsce w podstawowej jedenastce wywalczył sobie w trakcie turnieju, ale cztery lata później w Hiszpanii był już jej pierwszoplanową postacią mając ogromny udział w wywalczeniu przez Polskę trzeciego miejsca na świecie. Do historii przeszły zwłaszcza jego trzy bramki strzelone w 1982 r. Belgii. To właśnie na cześć "Zibiego" imię Boniek otrzymał obrońca z Hondurasu Oscar Garcia, który wystąpi w afrykańskim mundialu.

Nasz Boniek był jednym z symboli Widzewa Łódź. Po MŚ w Hiszpanii wyjechał do Włoch grając najpierw trzy lata w Juventusie Turyn, a później kolejne trzy sezony w AS Roma. W "Juve" występował razem z Michaelem Platinim i do dziś przyjaźni się z prezydentem UEFA.

Rudowłosy pomocnik zawsze był niepokorny i miał swoje zdanie - zarówno na boisku jak i poza nim. Po zakończeniu kariery, w trakcie której zdobył w 1985 r. z Juventusem Puchar Europy, bez większego powodzenia próbował swych sił w roli trenera włoskich drużyn klubowych oraz reprezentacji Polski. Znacznie lepiej sprawdzał się w roli działacza będąc m.in. wiceprezesem PZPN. Po przegraniu z Grzegorzem Lato wyborów na szefa związku wycofał się trochę w cień zajmując się głównie interesami w Rzymie.

W statystykach publikowanych przed każdymi kolejnymi mistrzostwami długo pojawiało się jeszcze jedno polskie nazwisko. Władysław Żmuda grał w latach 1974-86 aż w czterech turniejach i w sumie wystąpił w 21 mundialowych spotkaniach wyrównując rekord reprezentanta RFN Uwe Seelera. Polak i Niemiec długo przewodzili w tym rankingu. W 1994 r. dołączył do nich sam Diego Maradona, a cztery lata później wyprzedził ich Lothar Matthaeus, który ma na koncie 25 meczów w finałach MŚ.

Żmuda w Polsce grał m.in. w Śląsku i Widzewie. Za granicą próbował swych sił we Włoszech, a także krótko w słynnym Cosmosie Nowy Jork. Na MŚ pojechał jeszcze raz w 2002 r. w roli asystenta selekcjonera Jerzego Engela. Obecnie jest trenerem reprezentacji Polski do lat 16.

Nasza sonda na finały piłkarskich MŚ: Na Śląsku wygrywa Hiszpania

Mirosław Kugiel,
prezes Kompanii Węglowej

Nie mam wyboru będę kibicował Hiszpanii. Zwycięstwo tej drużyny z Polską pokazała jak bardzo jest to dobry i zorganizowany zespół. Liczę, że będzie to mundial niespodzianek, choć bez polskiej drużyny w finałach MŚ nie ma już takich emocji.

Arkadiusz Hołda,
właściciel Telewizji TVS

Zdecydowanie kibicuję Włochom. Uwielbiam ich piłkę, poza tym trochę kieruje mną sentyment ze względu na grę we Włoszech Zbigniewa Boń-ka. Włosi są zresztą do nas podobni: sympatyczni i bałaganiarscy. Niestety prezentują o niebo lepsze od naszych umiejętności piłkarskie.

Zygmunt Łukaszczyk,
wojewoda śląski

Będę kibicował drużynie, która pokazała nam właśnie, gdzie się znajduje miejsce polskiej piłki nożnej. Chodzi oczywiście o Hiszpanię, która sprawiła nam kompromitujące lanie. Zobaczyliśmy jak grają zawodowcy oraz, że na mu-rawie trzeba gryźć trawę, a nie myśleć o pieniądzach.

Bogusław Śmigielski,
marszałek śląski

Zbyt wiele cza-su na mundial miał nie będę, ale zamierzam kibicować Hiszpanii. Drużyna ta prezentuje piękną piłkę, pełną akcji, które zapierają dech w piersiach i ma mnóstwo indywidualności, które potrafią fantastycznie współpracować na murawie. Siła tego zespołu jest wielka.

Dominik Kolorz,
przewodniczący górniczej "Solidarności"

Finał marzeń to mecz Holandia - Argentyna i wygrana drużyny holenderskiej, której kibicuję lojalnie od lat, bo ich piłka ofensywna, totalna i pozbawiona koniunkturalizmu bardzo mi odpowiada. Znając jednak życie MŚ wygra ekipa, która będzie miała "dzień konia".

Radosław Baran,
prezydent Będzina

Hiszpania, Hiszpania, Hiszpania. Wiem, że nie jestem oryginalny, ale po prostu obserwuję grę tej drużyny i widzę, że po zdobyciu mistrzostwa Europy są na fali rosnącej. Wydaje się, że są świetnie przygotowani do rozgrywek.

Adam Zdziebło,
wiceminister rozwoju regionalnego

Liczę na finał, w którym wystąpi i wygra drużyna Hiszpanii. Tylko wtedy będę w stanie, jako kibic, mieć jeszcze jako takie zdanie o polskich zawodnikach, bo wtedy okazałoby się, że ta sromotna porażka z Hiszpanią była przegraną z mistrzem świata.

Jerzy Gorzelik,
prezes Ruchu Autonomii Śląska

Kibicuję dwóm drużynom: niemieckiej, którą widzę w roli faworyta i Amerykanom, którzy mogą być "czarnym koniem" turnieju. Obie prezentują futbol, który lubię, oparty na dobrym przygotowaniu fizycznym, twardy. Poza tym w niemieckiej ekipie gra dwóch Górnoślązaków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto