18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ślązacy to prawdziwi kowboje. Western mają we krwi! Czy żorski western to hit?

Katarzyna Śleziona
Za komuny na Śląsku każdy chciał być jak John Wayne. W czer-wonym familoku oglądał westerny i marzył o wolnej Ameryce. Dlatego western w Żorach to hit - pisze Kasia Śleziona

Na tej spalonej słońcem ziemi rosły kiedyś tylko chwasty, ale przybyli tu kowboje i zbudowali swoją osadę. Pracowali dzielnie przez 1,5 roku, aż w krajobraz żorskiej Kleszczówki wtopiło się "Miasteczko Twinpigs - Westernowy Park Rozrywki". Czy "saloony" Dzikiego Zachodu w Żorach, otwarte 15 czerwca, będą ciągle przyciągnąć tłumy Ślązaków, tak jak w pierwszych tygodniach po otwarciu? Czy western po śląsku to dobry towar marketingowy?
- To się musi udać, bo na Śląsku każdy chciał być trochę jak John Wayne - mówi nam Czesław Sosnowski, pan "złota rączka", który pilnuje porządku w żorskim westernie.

- Jestem od wszystkiego, ten, co ciągle słyszy: podaj, przynieś, pozamiataj. Tu wbiję gwóźdź do deski, tu pomogę w organizacji pokazu napadu na bank i przygotuję akcesoria do pojedynku rewolwerowców - mówi pan Czesław, sympatyczny pan w średnim wieku, który w młodości, tak jak całe jego pokolenie, oglądał westerny i marzył o tym, by być jak John Wayne, hollywoodzki aktor z rewolwerem w dłoni. Pasjonował się Dzikim Zachodem z czarno-białego ekranu, bo "za komuny" niczym innym pasjonować się nie dało. Na okrągło leciało "Rio Bravo", "W samo południe", "15.10 do Yumy", "Bonanza" i "Przeminęło z wiatrem". - Mam wszystkie taśmy i mogę je oglądać po wielokroć. To w nich kowboje nie zabijali z zimną krwią, tylko "likwidowali" zło. Młode pokolenia potrzebują takich wzorców i przekonania w każdej dekadzie, że dobro zawsze zwycięży - dodaje z pasją kowboj Czesław.

Za czasów PRL-u westerny "smakowały" inaczej niż dziś. Były swego rodzaju ucieczką ze śląskiego familoka do amerykańskiego raju.
- Mieliśmy do wyboru albo filmy radzieckie, albo westerny. Pierwsze nam narzucano, drugie oglądaliśmy, myśląc o wolności w Ameryce i o tym, jak dobrzy kowboje i szeryf rozprawiają się z "czarnymi charakterami", czyniąc porządek w miasteczku. Czy tego samego nie chcieliśmy wtedy w Polsce? - mówi Joachim Krętek, mieszkaniec żorskiej Kleszczówki.

Dlatego pokolenia, które przeżyły "tamte czasy" i wyrosły na westernach, nadal tęsknią za Dzikim Zachodem? - Potrzebujemy dobrych wzorców. W klasycznych westernach je mamy. Spotkamy tu samotnego bohatera zmagającego się z przeciwnościami losu i walczącego ze złem i społecznością lokalną - mówi Piotr Wróblewski, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. - Pod koniec lat 60. i na początku 70. XX wieku za pośrednictwem westernu poznawaliśmy kulturę amerykańską, nie tylko przez wartości wyznawane przez bohaterów, ale i przyrodę. Oglądaliśmy "W samo południe" czy "Siedmiu Wspaniałych". To nas fascynowało. Chcieliśmy mieć dobre widoki "na przyszłość" - dodaje Wróblewski.

Sentymenty z młodości - i to wystarczy, by Ślązacy, a może i cała Polska, przyjeżdżała do Żor, które dotąd raczej kojarzyły się ze swojską, średniowieczną starówką?
- Ludzie często pytają mnie, dlaczego miasteczko westernowe powstało w Żorach. Mówią, że nie pasuje do naszej tradycji, ale tak do końca nie jest. Możemy doszukiwać się naszych wspólnych korzeni z Dzikim Zachodem, który nie tylko zasiedlali Anglosasi, ale i przedstawiciele różnych narodowości. Co ciekawe, dzisiaj w Teksasie żyje wielu Górnoślązaków, około 200 tysięcy - mówi Waldemar Socha, prezydent Żor, "najważniejszy kowboj w Żorach".

- W połowie XIX wieku kilkadziesiąt rodzin górnośląskich sprowadził tam franciszkanin Leopold Moczygemba. Być może nasze miasteczko powinno nazywać się Leopoldwill zamiast Twinpigs - zastanawia się Socha, dodając, że wygrała druga opcja na cześć dwóch świnek, założycielek, których kości "odkryto" w Żorach.
To właśnie Moczygemba założył w 1854 roku najstarszą osadę Górnoślązaków w USA, w południowej części stanu Teksas. - Nazywała się Panna Maria. Emigranci z Górnego Śląska, którzy tu przybyli, mówili po polsku, śląską gwarą - potwierdza socjolog Piotr Wróblewski.

Górnoślązacy z takich polskich wsi jak np.: Grodzisko, Centawa, Płużnica Wielka decydowali się na wyjazd do Teksasu, bo chcieli lepszego życia. U nas na dodatek panowała cholera, zaraza duru brzusznego. Wiele rodzin podejmowało spontaniczne decyzje i decydowało się na wyjazd na zawsze na drugi koniec świata. Jednego dnia rodziny sprzedawały pole i zwierzęta. Bilet na statek sporo kosztował, podróż była długa, ale wszyscy mieli nadzieję, że jadą do "ziemi obiecanej".
Gdy nowi osadnicy z Górnego Śląska dotarli do Ameryki, zostali oblani kubłem zimnej wody. Życie tu nie było od razu dużo prostsze. Pracowali w tartakach, zajmowali się hodowlą bydła, mieli trudności z uprawą zbóż i ziemniaków, bo gleby były nie takie jak na Śląsku.

- To był dziki teren, najpierw w ziemiankach mieszkali. Potem zaczęli budować domy i postawili kościół - opowiada w swoich filmach urodzony w Bojszowach Józef Kłyk, śląski filmowiec amator z Pszczyny, autor blisko kilkudziesięciu filmów o tematyce westernowej, w tym o losach śląskich emigrantów w USA. Jego produkcje doceniają pokolenia Górnoślązaków żyjących obecnie w Ameryce.
Dziś w Teksasie można spotkać jeszcze wiele pokoleń dawnych śląskich emigrantów. Znajomo brzmią na przykład nazwiska tutejszych mieszkańców. Przypominają o tym też m.in. napisy na grobach.
Może dlatego, gdzieś głęboko w nas - Ślązakach zakorzeniona jest miłość do scenerii Dzikiego Zachodu? Drewniane domki, konie, Amerykę trochę nierealną, jak ze snu, stworzono w Żorach.

Miasteczko Twinpigs powstało na obrzeżach Parku Krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich", jednego z czystszych ekologicznie i niezdegradowanych obszarów Górnego Śląska. Założenia urbanistyczne miasteczka opierają się na kompozycji ulicy, długiej na 150 metrów, wokół której stoją obiekty handlowo-usługowe, czynne cały rok (jest tu m.in.: Saloon, Biuro Szeryfa, Szkółka Niedzielna, Western Hotel, Stodoła). Całość mieści się na powierzchni ok. 5 ha. Można tu spotkać Indian, poszukiwaczy złota w strojach z dawnej epoki, prawdziwych kowbojów. Codziennie odbywają się tu inscenizowane pojedynki rewolwerowców, napady na dyliżans i bank, pokazy konne.
- Żorski western to projekt nietypowy, ale udało się go zrealizować. Mam nadzieję, że będzie atrakcją nie tylko na Śląsku, ale i dla całej Polski - mówi pochodzący z Żor Adam Zdziebło, wiceminister w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.

Jest na to wielka szansa, bo miasteczko westernowe w Żorach znajduje się w doskonałej lokalizacji. Kraina kowbojów stoi przy ruchliwej drodze krajowej nr 81, po prawej stronie na trasie z Wisły do Katowic. Stąd do Katowic i Gliwic mamy zaledwie 36 kilometry, do Bielska-Białej 41 km, a do Rybnika jedynie 15 km.
Być może przyjadą do żorskich kowbojów także Czesi. Z Ostrawy będą musieli pokonać 45 kilometrów.
- Mamy nadzieję, że Twinpigs stanie się atrakcyjnym miejscem do spędzania wolnego czasu, parkiem rozrywki, ciekawym punktem na mapie wycieczek weekendowych Ślązaków - mówi Rafał Kolasa, prezes "Miasteczko Twinpigs" Spółka z o.o., dzierżawcy żorskiego westernu.

Czy żorski western to hit czy kit, mówiąc w języku młodzieżowym?
Bo jeśli jeszcze westerny kochali nasi ojcowie i dziadkowie, to czy nasze dzieci i wnuki też ogarnie szał pojedynków, kowbojów, Indian? - Myślę, że zamiłowanie do westernu nigdy nie wyjdzie z mody - mówi Paweł Mól, młody statysta-kaskader, który bierze udział w kaskaderskich pojedynkach na głównej ulicy miasteczka w Żorach. - Już po kilku godzinach od otwarcia naszego westernu widziałem, że wiele dzieciaków malowało sobie twarze jak Indianie, a inni zakładali kapelusze i gwiazdy szeryfa - mówi Paweł Mól. - Poza tym żorski western nie jest sztuczny. W środku każdego z westernowych budynków tętni życie. Wchodząc do środka przenosimy się do dawnego Dzikiego Zachodu. Dzisiaj każdy chce być nadal odkrywcą i odkrywać na nowo, poznawać kulturę kowbojów i Indian - dodaje pan Paweł.

Jakie atrakcje są planowane w żorskim westernie w 2013 roku?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto