Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tak zmieniała się wodzisławska straż pożarna [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Arek Biernat
Tak zmieniała się wodzisławska straż pożarna. Zdjęcia przedstawiają strażaków, jednostkę, sprzęt oraz wybrane akcje
Tak zmieniała się wodzisławska straż pożarna. Zdjęcia przedstawiają strażaków, jednostkę, sprzęt oraz wybrane akcje Ze zbiorów PSP Wodzisław Śl.
Gasili wielki pożar w rafinerii, pomogli złapać złodzieja oraz ratowali życie desperatom... Jak zmieniała się straż pożarna w Wodzisławiu Śląskim? Zobaczcie archiwalne zdjęcia udostępnione nam przez Państwową Straż Pożarną. Poniżej prezentujemy też nasz materiał przygotowany dwa lata temu.

Pewnie wielu wodzisławian robiących zakupy w galerii Karuzela nie wie, że mniej więcej z tego miejsca kilkadziesiąt lat temu strażacy wyjeżdżali do gaszenia pożarów. Na ulicy Targowej bowiem mieściła się jednostka wraz ze sprzętem.

- To miejsce nazywano halą targową. Był tam m.in. skup żywca. Natomiast od strony sklepu rybnego była jednostka - wspominają emerytowani strażacy. Co ciekawe, kierownictwo jednostki działało w innym miejscu. Siedziba komendanta, jego zastępcy i kadrowej była najpierw w starym budynku przy szpitalu, gdzie obecnie jest stacja benzynowa. Wówczas była tam izba wytrzeźwień. W jej budynku wydzielono pomieszczenia dla kierownictwa. W 1955 r. kiedy powołano Zawodową Straż Pożarną w Wodzisławiu Śl. pracowało w niej 8 ludzi (wcześniej było Pogotowie Straży Pożarnej, a przed nim Ochotnicza Straż Pożarna). Później kierownictwo przeniesiono do budynku obecnego magistratu przy ulicy Bogumińskiej (dawne więzienie).

- Na ul. Targowej ogólnie mówiąc warunki nie były najlepsze. Mówiono wówczas o budowie nowej komendy. Pamiętam, że nie potrafiono porozumieć się w sprawie nowego budynku - wspomina Eugeniusz Kozub.

Co zatem stało się, że komendę wybudowano? Do dziś strażacy z uśmiechem wspominają, jak Wodzisław Śl. odwiedził pułkownik Komorowski, ówczesny komendant wojewódzki. Żeby sprawa nabrała rozpędu miał powiedzieć pół żartem, pół serio. - Wyprowadzić samochody w nocy i te baraki spalić! Trudno się dziwić takiej reakcji. Budynek był w fatalnym stanie, nie był żadną wizytówką. Trzeba też pamiętać, że w tamtym czasie, jednostka miała pod sobą nie tylko Wodzisław, ale i Jastrzębie.

Oczywiście, nikt ognia podkładać nie miał zamiaru. Nie mniej, sprawa nabrała rozpędu. Starą siedzibę ostatecznie zburzono (komisja postanowiła, że w tym miejscu będzie PKS), a strażaków ze sprzętem tymczasowo przeniesiono do Ochotniczej Straży Pożarnej w Jedłowniku. - Pamiętam, jak przyjechała komisja do Wodzisławia Śl. Byliśmy przy ulicy Pszowskiej, gdzie miała powstać komenda. - Rosło tam zboże, w tym miejscu siał SKR Jedłownik. Ktoś nawet powiedział, że tutaj będzie straż, ale dopiero po żniwach - dodaje Kozub. W 1972 roku rozpoczęto budowę. W pracy pomagali również strażacy. - Strażacy przyjeżdżali i pomagali. W każdej chwili byli też gotowi wyjechać do akcji - tłumaczy Andrzej Michałek. Pomagali oni do czasu, kiedy podczas jednej z burz runęła frontowa ściana budowanej komendy... W obawie o ich zdrowie zrezygnowano z ich pomocy przy pracach.

Nową strażnicę otwarto w 1973 roku. Przyjechał nawet gen. Jerzy Ziętek. Trawy nie malowano na zielono, ale robiono wiele, żeby nie było wpadki. Puste boksy zapełniono samochodami z sąsiednich jednostek. W dniu uroczystości nie był gotowy też plac przed budynkiem. Mniej więcej 1/3 była bez asfaltu. Ten mankament w szeregu zakryły drużyny młodzieżowe i druhowie z okolicznych jednostek OSP.

Niemniej ciekawe historie związane są z pracą strażaków. - Wtedy nie było samochodów z beczkami, czy nawet hydrantów. Węże woziło się ze sobą i trzeba było szukać zbiorników wodnych, czy cieków. Musieliśmy mieć rozpoznanie w terenie i wiedzieć, skąd możemy czerpać wodę. Nie narzekaliśmy. Pracowało się tym, co mieliśmy i też dobrze to wychodziło - wspomina Andrzej Brański.

Strażacy musieli wiedzieć, jak poruszać się po miejscowościach. Nie było tyle wygodnych dróg co teraz, a także nawigacji.

- Trzeba było znać ulice nie tylko w Wodzisławiu Śl., ale także w okolicznych miejscowościach na pamięć. Ufaliśmy też miejscowym ludziom, którzy kierowali strażaków. Czasem dyspozytor pytał się też zgłaszających o charakterystyczne miejsce, czy budynek w pobliżu pożaru. Wówczas wskazywano np. kościoły, czy sklepy - wyjaśnia Jan Siodmok.

Na przestrzeni lat zmieniła się też specyfika zdarzeń. O ile w latach 60 i 70 XX wieku zazwyczaj płonęły stodoły, drewniane zabudowania, czy zagajniki, to później wraz z budową dużych osiedli zaczęły płonąć mieszkania i piwnice. Zmieniał się też sprzęt. Z czasem do garażu jednostki trafiła skoda z podnośnikiem na ok. 20 metrów. Bardzo przydała się przy gaszeniu budynku WUPRINŻ przy ulicy Jana w Wodzisławiu (dziś jest w nim m.in. bank), znajdującego się niedaleko kościoła WNMP.

- Jeden segment się palił, zrobił się tzw. komin i akcja była trudna. Gdyby nie podnośnik, to nie wiem czy udałoby się nam uratować ten charakterystyczny budynek. Prowadzenie akcji z zewnątrz było też bezpieczniejsze dla strażaków - tłumaczy Kozub. Podnośnik przydał się także przy... ściganiu złodzieja. Kradł on kiełbasy i wędliny w domu rekolekcyjnym w Kokoszycach. Po zauważeniu tego, sprawca wyszedł na dach budynku, gdzie za kominami się schował. To właśnie za pomocą podnośnika na górę dostał się negocjator.

Jak się okazuje, zdarzały się też niesłuszne kpiny ze strażaków. Lata temu, jeszcze przy Gwarku zapaliło się rożno. Sytuacja była poważna, bo znajdowało się ono blisko domu handlowego, gdzie za szybami były manekiny i ubrania. Było to południe i dzień targowy, więc gapiów nie brakowało. Straż przyjechała, rozwinięto węże, ale woda nie poleciała. Próbowano podłączyć się do pobliskiego hydrantu, ale ten nie był w ogóle czynny.

- Okazało się, że strażak w emocjach otwierając zawór, za mocno szarpnął i trzpień się urwał. Woda była, ale nie poleciała. Zresztą, to były minuty, bo zaraz kolejny samochód przyjechał i szybko opanował sytuację. I tak już ta plotka rozniosła się, że bez wody przyjechaliśmy. Straszne to było... A to nie było przecież prawdą - wspomina sytuację Eugeniusz Kozub.

Jak ludzie reagowali na różne zdarzenia może świadczyć też sytuacja z lat 80. XX wieku. Na dach bloku przy ulicy Wyszyńskiego wszedł pijany człowiek od którego żona odeszła.

- Wszystkie balkony były pełne. Ludzi mnóstwo dookoła i patrzą. Skoczy, czy nie skoczy? Jak w cyrku. Ludzie krzyczeli: niech skoczy, zobaczymy! Straszne - przyznaje Siodmok. Akcja była trudna, bo przed blokiem zamontowane były metalowe elementy służące do suszenia prania, które nie pozwalały na rozłożenie skokochronu. - Trzeba było je wycinać. Co wycięto, to on przesuwał się dalej, a ludzie zawiedzeni. Mężczyzna był bliski skoku, ale powstrzymał się. Słychać było tylko jęk zawodu - dodaje Siodmok. Kiedy nie pomógł negocjator, na dach wszedł jeden ze strażaków, który zdecydowanym ruchem pociągnął na plecy pijanego desperata.

W tej sytuacji, ludzie tak jakby nic się nie stało natychmiast rozeszli się. Szybko pozamykały się okna i drzwi balkonowe. Bez żadnej radości, że uratowano ludzkie życie...

Największy pożar z jakim wodzisławscy strażacy mieli do czynienia to z pewnością płonąca rafineria w Czechowicach - Dziedzicach w 1971 roku. - Wyjechałem do akcji w niedzielę i praktycznie do czwartku tam działaliśmy. Trudna akcja. Ale w ten czwartek zdecydowano wysłać do gaszenia naraz wszystkie jednostki i się udało. Choć dogaszanie trwało jeszcze trochę w tym miejscu - opowiada Andrzej Brański.

W pamięci strażaków pozostał również pożar w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Radlinie. 1 grudnia 1983 roku nad ranem zapalił się tam ołtarz główny. - Ale tam była temperatura! Wszystkie piszczałki organów się topiły. Nawet głośniki spadały z góry. Nie było nic widać w środku. Mało brakowało, a cały kościół mógłby się zawalić. Strop już się dymił - wspomina Andrzej Michałek.

Drewniany ołtarz zapalił się od wiecznego światła. A dokładnie przez starą instalację, która przegrzała się. Od niej też zapaliły się później kolejne elementy wyposażenia kościoła. Okna były otwarte, był tzw. ciąg i pożar stał się faktem. Na szczęście udało się go w porę ugasić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto