18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zakochaj się w Wietnamie - część 1 (01.11. 2010)

Redakcja
Zatoka Ha Long.
Zatoka Ha Long. fot. Asia i Grzegorz Zalescy.
Po przekroczeniu granicy z Wietnamem jako pierwsze przywitało nas stado karaluchów, wypełzające zza siedzenia w autobusie. Ten nieprzyjemny incydent okazał się jednak ostatnim na naszej drodze po kraju obfitującym w atrakcje turystyczne na najwyższym poziomie.

Hanoi na dwóch kółkach

Gdyby kiedyś Katie Melua chciała napisać sequel piosenki "Nine million bicycles", podsuwamy propozycję utworu pod tytułem "Cztery miliony skuterów w Hanoi". Taka właśnie liczba dwukołowców przypada na sześć milionów mieszkańców co oznacza, że pojazdami owymi porusza się każdy oprócz noworodków i wiekowych starców. Pierwszy widok rzeki skuterów jest elektryzujący, po godzinie człowiek zaczyna się czuć jak na nieustającym zjeździe wielbicieli Harleya Davidsona, po dwóch - szuka już najkrótszej drogi powrotnej do hotelu. Nie wiadomo co jest gorsze: wszechobecny hałas czy chmury spalin wdychane na każdym kroku. Po kilku dniach pobytu zacząłem miewać apokaliptyczne sny o miastach mrocznych od kurzu i smogu, co w przypadku Hanoi niewiele różni się od rzeczywistości.

"W Chinach jeździ się po prawej stronie, w Hong-Kongu po lewej, w Wietnamie nie ma to żadnego znaczenia" - głosi slogan wypisany w przewodniku po Azji. Rzeczywiście ilość pomysłów na złamanie przepisów ruchu drogowego nadaje się do Księgi Rekordów Guinnessa. Kierowca skutera może jechać pod prąd, na czerwonym świetle, wyprzedzając na trzeciego a i tak nie wywrze to na nikim żadnego wrażenia. Wydawało się nam, że zgodnie z teorią chaosu w tym drogowym mrowisku panuje niewytłumaczalny porządek do czasu, kiedy jeden kierowca uderzył w jadącą z naprzeciwka rowerzystkę. Mężczyzna pognał dalej, nawet nie oglądając się za leżącą na ziemi dziewczyną.

Francuskie bagietki na ratunek

Pierwszego wieczoru w Hanoi, tuż po przyjeździe wybraliśmy się na miasto, aby coś przekąsić. Niestety wszystkie tamtejsze restauracje zamykają się o godzinie 22:00, krążyliśmy więc głodni pustymi ulicami szukając w desperacji chociażby sklepu z ciastkami. Znaleźliśmy jednak malutką piekarnię, w której przemiła Wietnamka mówiąca płynnie po angielsku przygotowała dla nas ciepłe tosty z serem i szynką. Siedząc później w parku i popijając piwem smaczne kanapki nie mogliśmy wyjść z podziwu nad istnieniem tego miejsca, które jeszcze parę dni wcześniej w Chinach należałoby do sfery fantazji.

Zbawienny dla Europejczyka wpływ francuskiej kolonizacji Indochin widać w Hanoi na każdym kroku. Przyjemne dla oka post-kolonialne wille dodają uliczkom starego miasta paryskiego uroku. Oddycha się z ulgą wiedząc, że w każdym hotelu, agencji turystycznej, lub malutkim sklepiku można bez trudu dogadać się po angielsku czy nawet francusku. A bagietki naprawdę nad ranem smakują lepiej niż rozgotowany w zupie chiński makaron.

Copyright Wietnam

"Amerykanie wygrali tę wojnę. Marki ich produktów widać na każdej ulicy" - powiedział mój ojciec po powrocie z Wietnamu kilka lat temu. Dla mnie to jednak sprytni Wietnamczycy są zwycięzcą, umieszczając bez skrupułów na swoich wyrobach najbardziej rozpoznawalne logo. Plecaki i spodnie "North Face" wiszą setkami u każdego straganiarza, idealne kserokopie przewodników Lonely Planet stoją na półkach ulicznych księgarni. Według filozofii socjalizmu marka w Wietnamie nie jest w żaden sposób chroniona i należy do ogółu społeczeństwa. W ten sposób jednak Wietnamczycy sami strzelają sobie w piętę. Jeśli już ktoś ciężką pracą wyrobi sobie pozycję na rynku, może być pewien, że za chwilę na tej samej ulicy pojawią się firmy o identycznej nazwie chcące podczepić się pod sukces oryginału. Większość z nich zaoferuje produkty niskiej jakości i w końcu pierwotny twórca całego know-how będzie musiał zmienić nazwę i budować reputację od nowa.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

W socjalistycznym Wietnamie istnieje wiele prywatnych agencji turystycznych proponujących wypoczynek zaangażowany społecznie. Na takich wycieczkach zamiast w hotelach śpi się u miejscowych ludzi aktywnie uczestnicząc w ich codziennym życiu. Od razu spodobał nam się pomysł tego zorganizowanego couchsurfingu i w profesjonalnej agencji Ethnic Travel wykupiliśmy pobyt w zatoce Ha Long oraz górach wokół Sapy (w Wietnamie wykupienie wycieczki w biurze turystycznym niejednokrotnie okazuje się tańsze niż samodzielne podróżowanie). W pierwszym przypadku spaliśmy w bogatym domu emerytowanego rybaka, za drugim razem za sypialnię służyło nam kilka skleconych desek u naprawdę biednych górskich wieśniaków. Oczywiście trudno mówić tutaj o jakimś duchowym zbliżeniu, kiedy nasi gospodarze znają kilka słówek po angielsku. Mimo to przyjemnie jest zjeść wspólnie ugotowaną kolację i wypić przy okazji kilka kieliszków naturalnie pędzonej wódki za zdrowie goszczącej nas rodziny.

Śmialiśmy się, że gdyby takie warunki noclegu zaproponowano nam w hotelu, kręcilibyśmy nosem. W domowych pieleszach czuliśmy się jednak znakomicie. Najbardziej tracą więc przy tym właściciele przydrożnych pensjonatów, które nie spełniają wymogów ani amatorów luksusu, ani turystów szukających prawdziwego Wietnamu.

Zatoka Ha Long - w krainie zstępującego smoka

Jaki jest raj - każdy widzi: przezroczysta woda morska, bezchmurne niebo, lekki wiaterek i świeży kokos w ręce składają się na pełny obraz boskiego wypoczynku. W zatoce Ha Long dodatkowo można podziwiać niezliczone ilości małych, skalistych wysepek wystających z wody i tworzących z oddali całe górskie łańcuchy. Legenda głosi, że dawno temu w tym miejscu zstąpił smok, aby odeprzeć atak chińskiej floty. Po bitwie zauroczony okolicą stwór postanowił zostać tu już na zawsze i odtąd zatoka nosi nazwę Ha Long czyli właśnie "zstępującego smoka". Warto wybrać się również do położonej kilkadziesiąt kilometrów dalej zatoki Bai Tu Long, która może nie szczyci się tak wspaniałymi widokami, ale ma do zaoferowania dziewicze zakątki całkowicie pozbawione turystów. Kiedy więc zapragniemy wykąpać się za burtą w ciepłym morzu, nie zostaniemy zaczadzeni spalinami z innych łodzi. Nie obudzi nas także w nocy dyskoteka u sąsiadów "na fali".

Sapa w kolorze indygo

Wyprawa w góry na północy Wietnamu niewiele ma wspólnego z wypoczynkiem, a raczej z ciężką harówą. Po bezsennej nocy w rozklekotanym pociągu dojechaliśmy do pięknej miejscowości Sapa,

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zakochaj się w Wietnamie - część 1 (01.11. 2010) - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto