Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak opowiadać dzieciom o śmierci Jezusa Chrystusa?

Aleksander Król
Zmartwychwstanie według Julki Stypki z SP nr 11 w Rybniku
Zmartwychwstanie według Julki Stypki z SP nr 11 w Rybniku arc
O rodzicach, którzy proszą księży i katechetów, by nie opowiadali o śmierci Jezusa, o matce i ojcu, którzy swoim dzieciom na dobranoc robią na główkach znak krzyża i o tym, jak opowiadać o męce Pana, by nie było drastycznie - pisze Olek Król

Dlaczego straszy pani dziecko śmiercią Chrystusa. Niech pani nie mówi, że go bili i przybijali mu ręce do krzyża gwoździami. To okropne - mówi matka 8-letniej Zosi, która pofatygowała się do szkoły właśnie po to, by upomnieć katechetkę, która nie wie już, jak opowiadać dzieciom o męce i zmartwychwstaniu. Zdarza się to praktycznie w każdej szkole. Pewnie dlatego Jezus na obrazkach dzieci często uśmiecha się z krzyża, tak jakby go wcale nie bolało. I raczej nie ma na głowie korony cierniowej, tylko żółtą jak słoneczko aureolę.

- Musimy uważać, żeby nie opowiadać zbyt obrazowo. Po prostu - "Jezus umarł na krzyżu" i tyle - przyznaje Gabriela Pielorz, katechetka ze Szkoły Podstawowej nr 11 w Rybniku.

O męce Chrystusa trzeba mówić słodko

Inaczej niektórzy rodzice, którzy posyłają swoje dziecko na katechezę, znowu przyjdą z pretensjami. Bo Bóg umierał zbyt drastycznie. - Dla mnie takie zażalenia są rozmijaniem się pojęć. Przecież to mówi człowiek ochrzczony, wierzący. A istotą naszej wiary jest męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. A tu słyszymy, że straszymy Chrystusem i jego śmiercią. Na szczęście nie reagują tak wszyscy. Większość dobrze rozumie istotę wiary i sens katechezy - mówi ksiądz Marek Bernacki, który w parafii św. Jadwigi Śląskiej w Rybniku odprawia msze dla dzieci.

- Znam wiele takich historii. Zresztą nie tylko o dzieci chodzi. Ludzie nie chcą słuchać pewnych rzeczy. Pamiętam jeden z pogrzebów, gdy powiedziałem, że wkrótce spotkamy się ze zmarłym, bo rodzina nie mogła pogodzić się z jego odejściem. Potem przyszli do mnie i pytali, dlaczego ksiądz nas straszy - wspomina ks. Bernacki.

Dzieci rozumieją więcej niż wydaje się dorosłym
- Przecież śmierć to nie jest zjawisko obce dzieciom. One uczestniczą bardziej lub mniej w śmierci kogoś bliskiego z rodziny, widzą ją w telewizji, w grach komputerowych. Śmierć rozumieją. Trudniej jest ze zrozumieniem męki Chrystusa - mówi ks. Bernacki.

9-letnia Hania Mrózek rozumie: - Chrystus umarł za grzechy świata. Przez bardzo trudne cierpienie. Powieszono go na krzyżu. Jak musiało boleć to wbijanie gwoździ przez rękę. Że tam dziura była, że tam była naprawdę. On zmartwychwstał i pokonał diabła. Zrobił to po to, żeby ludzie mogli żyć, nawracali się. Pokazał, że dla Boga nie ma nic niemożliwego - opowiada Hania, ale jest raczej wyjątkiem, bo w jej domu przed zaśnięciem wszyscy robią sobie na głowie znak krzyża i wspólnie się modlą. Krzyż towarzyszy jej rodzinie na co dzień. Dla wielu jej rówieśników Jezus jest kimś w rodzaju Robin Hooda albo bliżej - Janosika, który pomagał biednym i umarł za swoje dobre uczynki.

Dlatego trzeba opowiadać o Jezusie jako o bardzo konkretnej postaci
- Nie przedstawiać go jako postaci fikcyjnej, czy z dalekiej przeszłości. Trzeba pokazać go jako konkretną postać, która robiła wiele dobrego. Trzeba pokazać też kontekst jego życia. Bo wtedy będzie łatwiej zrozumieć to cierpienie. Czasy, w jakich Chrystus żył, ludzi, którzy go otaczali. Problemy, które wtedy były. I że to wszystko złożyło się na jego wyrok śmierci i mękę - mówi ks. Bernacki. - Gdybyśmy tylko powiedzieli, że znaleźli się niedobrzy ludzie, którzy go ukrzyżowali, to byłoby to bardziej drastyczne niż w przypadku, kiedy pokazujemy ten proces. Trzeba też jasno pokazać cel. Po co ta śmierć i cierpienie. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć - dodaje ks. Bernacki.

Ale zrozumieć i zobaczyć prawdziwego Chrystusa to znaczy zapłakać

- Niedawno Staś powiedział, że chciałby obejrzeć "Katyń". Pomyślałam - dobrze. Ma 12 lat, za chwilę będą omawiać w szkole II wojnę światową. Są gry, telewizja też nie oszczędza dzieciakom pewnych obrazów. Wydawało mi się, że kiedy zobaczy, jak polski żołnierz dostaje kule w głowę, nie będzie to dla niego drastyczne. Ale on poszedł do góry, nie mógł na to patrzeć. Dlaczego? Bo wiedział, że to było naprawdę, że to nie jest gra. Tak samo jest z Chrystusem. Miałam identyczne odczucia, kiedy oglądałam "Pasję" Mela Gibsona - mówi Aneta Mrózek, mama Stasia i Hani i Marysi.

Mimo że w domu Mrózków często rozmawia się o krzyżu, męce Chrystusa i zmartwychwstaniu, rodzice nie zdecydowali się na to, by ich dzieci obejrzały ten film. Hania widziała tylko jakiś fragment i płakała… - Najbardziej, kiedy Pan Jezus się wywracał, a ci żołnierze jeszcze bardziej go biczowali. W ogóle to takie trudne dla mnie było. Czasami nie mogłam patrzeć - mówi z przejęciem dziewczynka.
- Świat starożytny nie patyczkował się ze śmiercią. To nie była śmierć w białych rękawiczkach i fartuchach. To było zupełnie naturalne. Większość niewolników ukrzyżowano. Ale dzisiejszy świat jest całkiem inny - mówi Aneta Mrózek. - Dobrze, że ten film jest taki, bo dociera do widzów. Ale z obejrzeniem "Pasji" jest tak, jak z podjęciem decyzji o tym, kiedy nasze dziecko samodzielnie może jechać autobusem do szkoły - mówi Krzysztof Mrózek, tata Hani, Stasia i Marysi.

Dlatego rodzice wolą pokazywać dzieciom krzyż, który nie ocieka krwią. - Staram się zawsze uciekać od tej symboliki tragedii. Ja się czuję bezpiecznie, kiedy widzę krzyż, gdy jestem w nieznanej miejscowości i mijam kapliczkę, albo wchodzę do klasy, w której jest na ścianie. Mogę nie rozumieć ludzi, mogę nie rozumieć języka, ich kultury, ale widzę krzyż i myślę, że ktoś tutaj czuje podobnie - mówi Aneta Mrózek.

Krzyż to symbol największej miłości
- Krzyż nie jest dla nas tylko symbolem śmierci, jest też gestem powitania i pożegnania z dziećmi. Jak idą do szkoły, robimy im znak krzyża, a mężowi - gdy idzie na kopalnię. Pamiętam, jak Marysia po urodzeniu musiała być na intensywnej terapii. Pamiętam, jak mąż podszedł do Maryni i zrobił jej znak krzyża na czółku, temu dwudniowemu dzidziusiowi. I kątem oka zauważyłam spojrzenie pielęgniarki i łzy w jej oczach. Krzyż oznacza miłość. I tak trzeba o nim mówić - przyznaje Aneta Mrózek.

A biczowanie, gwoździe, Golgota? Nie mówić o tym?
- Mówić, ale nie skupiać się tylko na tym, że żołnierz był zły i gdzieś tam popycha i bije. Ale pokazać też matkę, która czuwa, Szymona, który pomaga nieść krzyż i Weronikę, która ociera twarz Chrystusa. Wówczas ta droga nie będzie tak przesycona krwią. Zobaczymy dobre rzeczy - mówi ks. Bernacki.

Psycholog Elżbieta Kuś z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej z Rudy Śląskiej radzi, by więcej pokazywać.
- Lepiej zabrać dziecko do kościoła na drogę krzyżową, uczestniczyć w innych obrzędach. To lepsze od mówienia. Bo temat jest szalenie trudny i nawet dorosłym trudno pojąć mękę i zmartwychwstanie Chrystusa. Dzieci szybciej zrozumieją tę tajemnicę, obserwując rodziców - mówi Elżbieta Kuś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto