Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kłobuck: Niewyjaśniona zbrodnia kierowcy sanitarki

Teresa Semik
1992 rok.  Na policyjnym zdjęciu sanitarka.  To nią Ireneusz I. wyjechał i nigdy nie wrócił
1992 rok. Na policyjnym zdjęciu sanitarka. To nią Ireneusz I. wyjechał i nigdy nie wrócił arch. policji
Ireneusz I., kierowca sanitarki w Kłobucku urwał się z pracy na 15 minut. Przez pół nocy nikt nie pytał, gdzie jest i co stało się z sanitarką. Nad ranem jego skrępowane ciało wyłowiono z zalewu. O zabójstwie sprzed lat pisze Teresa Semik

To jedna z najbardziej intrygujących spraw, jakie pozostają w Zespole ds. Niewykrytych Zabójstw Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, w tak zwanym Archiwum X.

Karetka z włączonymi światłami, którą na nocnym dyżurze z 10 na 11 kwietnia 1992 roku jeździł Ireneusz I., stała w pobliżu zbiornika retencyjnego w dzielnicy Kłobucka - Zakrzew. Drzwi od strony kierowcy były zamknięte, od strony pasażera już nie, kluczyki tkwiły w stacyjce, ale wokół nie było żywego ducha.

Auto zauważyła ekipa innej sanitarki, która wracała z Zabrza.

- Gdzie jest Ireneusz I., bo tu stoi jego karetka - pytał sanitariusz dyspozytorkę przez radio, ale usłyszał, że nie ma go w pracy, pojechał do Kłobucka. Dopiero wtedy zaczęto go szukać. Była godzina 3.30, a Ireneusz I. wyskoczył do miasta służbowym samochodem na 10-15 minut prawie sześć godzin wcześniej. Po godzinie powiadomiono policję o jego zaginięciu.

W karetce pozostawionej nad zalewem funkcjonariusze znaleźli metalowy pręt o długości 60 cm. Na przednim siedzeniu leżała saszetka, a w niej pieniądze, prawo jazdy na nazwisko Ireneusza I., karta rejestracyjna jego "malucha". Nie był to więc napad rabunkowy.

Przy tamie pływał czarny półbut. Wezwani strażacy przy pomocy bosaków wyciągnęli ciało. Ireneusz I. na plecach miał mocno skrępowane ręce kablem elektrycznym, na twarzy otarcia naskórka. Na szyi ofiary pozostał złoty łańcuszek z krzyżykiem. Sekcja zwłok wykazała, że żył, kiedy wrzucono go do wody.

Kim był 29-letni Ireneusz I.? Od 10 lat pracował jako kierowca sanitarki w Kłobucku. Mieszkał z rodzicami i bratem. Kawaler, bez dziewczyny, z którą wiązałby bliską przyszłość. Typ samotnika. Nie miał kumpli, z którymi szedłby na piwo czy do dyskoteki. W pracy lubiany. Tajemniczy i niekonfliktowy. Czy miał jakieś kłopoty? Jeśli nawet, to nikt nie był w stanie nic powiedzieć śledczym.

W dzień zabójstwa rano Ireneusz pomagał ojcu w gospodarstwie i umawiał się na kontynuację prac w dniu następnym. Około 19.00 "maluchem" pojechał do stacji pogotowia ratunkowego na nocny dyżur. Do godziny 21.15 dwukrotnie wyruszał w trasę, a potem w pokoju kierowców grał w karty. Trwało to chwilę, bo oznajmił, że musi wyskoczyć na 10-15 minut. Wyszedł szybko z budynku tak, jakby się gdzieś spieszył. Nikt nie pytał, gdzie i po co idzie, a także, dlaczego wyjeżdża karetką. Urywał się w ten sposób nie pierwszy raz, więc nikogo nie zdziwiło takie zachowanie.

- Może pojechał do domu coś zjeść? - zastanawiali się śledczy, ale mama zaprzeczyła, by tego wieczoru wpadł na kolację. Do pracy zabrał kanapki i termos z herbatą.

Co działo się z nim później?

- Nie wiadomo ani dokąd pojechał w godzinach pracy, ani z kim się spotkał. Są tylko hipotezy mniej czy bardziej wiarygodne - mówi Grzegorz Marny, kierownik Zespołu ds. Niewykrytych Zabójstw śląskiej policji.

Karetkę widziało kilku świadków. Jednym z nich jest kierowca auta osobowego. Około godziny 22.30 zauważył ją w pobliżu zalewu. Stała zaparkowana równolegle do drogi i była nieoświetlona. Ani w środku, ani wokół nikogo nie widział. Wynika z tych zeznań, że karetka była inaczej zaparkowana niż to ujawniła ekipa sanitarki powracającej z Zabrza o godzinie 3.30.

Nieoświetloną i pustą karetkę widzieli na poboczu też dwaj klienci baru. Mogło to być około 21.15, ale pewności nie ma, bo czas czasem płynie z przerwami.

Mieszkanka domu stojącego blisko zalewu słyszała odgłos zatrzaskiwanych drzwi samochodowych i odgłos silnika odjeżdżającego auta. Była godzina 23.30. Pomyślała, że pewnie wędkarze przyjechali, a często parkują w tym miejscu. Inny kierowca zauważył nad zalewem auto koloru jasnego - poloneza albo fiata. Widział dwóch mężczyzn. Jeden z nich ubrany w kurtkę skórzaną mógł mieć 175 cm wzrostu. Drugi był wyższy i szczuplejszy.

- Gdy ich mijałem i snop świateł oświetlił sylwetki, równocześnie odwrócili głowy. Jakby nie chcieli, bym ich rozpoznał - zeznawał.

Dróżniczka przejazdu kolejowego około godziny 22.30 podnosiła zaporę, by umożliwić przejazd karetki pogotowia jadącej z centrum Kłobucka w kierunku Zakrzewa. W środku siedziało pięć osób. Nie widziała ich twarzy, było ciemno. Po minucie podnosiła znowu rogatki, bo jechał w tym samym kierunku inny samochód, ale nie potrafi określić jego marki. Potem widziała jeszcze te auta, jak stały na poboczu. Były oświetlone. Nie wiedziała, co się wokół nich dzieje. Nie widziała, kiedy odjechał ten samochód osobowy. Dopiero, kiedy zrobiło się jasno, około godziny 3.00 zobaczyła, że w tym miejscu stoi nadal karetka pogotowia.

Hipoteza pierwsza to: Ireneusz I. prowadził jakieś interesy. Mogły to być interesy nielegalne. Urywał się często z pracy na krótko i zawsze wracał po zapowiadanych kilkunastu minutach. W dniu śmierci też nie pojechał daleko. Z zapisów w karcie drogowej wynika, że przebył około 10 km. Jeśli, oczywiście, zapisy polegają na prawdzie.

Jakie to mogły być interesy? Handel narkotykami w żaden sposób nie został potwierdzony procesowo. Handel lekami, do których w stacji pogotowia miał ułatwiony dostęp? Przeprowadzona kontrola nie potwierdziła żadnych braków. - Prowadząc nieustalone interesy mógł wiedzieć za wiele i stał się niewygodnym świadkiem. Dlatego poniósł śmierć? - zastanawia się Grzegorz Skrzyński z katowickiego Archiwum X. - A może wiedział o poważnym przestępstwie, którego dopuścili się jego wspólnicy? Ireneusz I. zwierzył się koleżance, że jeździ do Częstochowy i na Śląsk w interesach, choć nie skonkretyzował, czym się zajmuje. Wspominał coś o przewozie mebli. Mówił to po to, by się pochwalić, że na tych interesach zarobił w krótkim czasie sporo pieniędzy. Nosił się z zamiarem kupna nowego auta. A to by znaczyło, że miał wówczas dostęp do większej gotówki albo się jej wkrótce spodziewał. Pytanie, w jaki sposób ją zarobił, pozostaje bez odpowiedzi.

Mama Ireneusza pamięta, że raz przyjechali do ich domu dwaj mężczyźni i rozmawiali z synem burzliwie. Spytała, kim są i czego chcieli, ale on tylko rzucił, żeby się tym nie interesowała. Policji nie udało się ustalić ich danych.

W tym gąszczu hipotez pojawiła się i taka, że urywał się z pracy do mężatki z Kłobucka, której mąż często przebywał za granicą. Ireneusz I. pytał, gdzie może kupić gaz obezwładniający do obrony przed zazdrosnym mężem, który rzekomo się odgrażał. Zabójstwa z miłości nie można wykluczyć, ale gdzie jest ta mężatka? Śledczy poszukiwali jej skrupulatnie i nikogo takiego nie znaleźli. Nie wiadomo, czy w ogóle istniała.

- Najbardziej wiarygodna jest hipoteza, że wyjazd karetką w dniu śmierci wiąże się z jego nieustalonymi interesami. Możemy domniemywać, że z kimś się spotkał - mówi Grzegorz Marny. - Liczymy, że ktoś się jednak zgłosi, by naprowadzić nas na trop. Co mógł robić Ireneusz I. oraz z kim?

Grzegorz Skrzyński zakłada, że do spotkania nie musiało dojść nad zalewem, choć tego wykluczyć nie można. Ofiara mogła się spotkać z oprawcami w innym miejscu, a nad zalew została dowieziona. Mogła zostać ogłuszona i nieprzytomna wrzucono do wody.

Ireneusz I. urwał się z roboty na chwilę i zniknął. Dlaczego współpracowników i przełożonych nie zdziwiło tym razem to, że nie wraca tak długo i nie daje znaku życia? Nikt nie szukał kierowcy na służbie ani karetki przez sześć godzin! Przesłuchiwani w śledztwie pracownicy stacji byli milczący. O niczym nie wiedzieli, niczego nie słyszeli. Może jednak kogoś kryli?

Może wspólnik Ireneusza I. był wśród nich? W 1992 roku mogli się bać, że utracą pracę, że czeka ich postępowanie dyscyplinarne, ale dziś pewnie większość jest na emeryturze. Może kogoś ruszy sumienie i pomoże zrozumieć tę tajemniczą śmierć. - Jeśli nawet ktoś kłamał wówczas podczas składania zeznań, nie musi się bać odpowiedzialności, bo tamte kłamstwa już się przedawniły - przypomina Grzegorz Marny.

Śledztwo zostało umorzone w 1995 roku z powodu niewykrycia sprawcy. Zabójstwo przedawni się dopiero za 11 lat. Do tego czasu pozostanie w centrum zainteresowania Archiwum X, telefon: 32 200 29 97.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto