Kiedy w połowie maja wielka woda wdarła się do domu Marii Luks, kobieta bezradnie patrzyła, jak brunatna ciecz zalewa cały dorobek jej życia.
- Wody było na wysokość 80 cm. Uciekliśmy z mężem na piętro. Co mogliśmy, to uratowaliśmy. Ale niech pani patrzy, jak wszystko zostało zniszczone - pokazuje swój dom pani Maria.
Zabrzanka musi położyć nowe tynki na ścianach, potem je pomalować. Odnowić podłogi w pokoju i kuchni. Kupić nowe meble.
Wspomnienia o wielkiej wodzie są w pamięci makoszowian ciągle żywe. Kłodnica nie pozwala im o sobie zapomnieć. Przy każdych opadach deszczu zabrzanie z niepokojem spoglądają na rzekę.
- Nie będziemy się czuli bezpiecznie dopóty, dopóki wał nie zostanie podniesiony, wzmocniony. Strach przed wodą i tak w nas zostanie - mówi Roman Pyzik, który mieszka w domu przy ul. Styki.
Podczas powodzi dom pana Romana został całkowicie zalany. Miał w środku 1,5 m wody.
- Od czterech miesięcy remontuję dom. Przecież jak strażacy wypompowali wodę to wszystko wyglądało jak jedno wielkie pobojowisko i do tego śmierdziało - wspomina Roman Pyzik. - Około 70 proc. prac jest już za nami. Zostały gładzie, tynki, posadzka w łazience - wylicza zabrzanin.
Jak mówi, z Makoszowami jest bardzo związany i nigdy w życiu by się stąd nie wyprowadził. Mieszka w tej dzielnicy od urodzenia, stąd pochodzi jego rodzina. Tutaj są jego korzenie. W Makoszowach poznał również swoją żonę - Brygidę. Założył rodzinę. I jest po prostu szczęśliwy.
- Z Makoszowami związane jest całe nasze życie. To piękna, spokojna dzielnica. Jest dużo zieleni, są lasy, stawy. Można wypocząć - opowiada.
Jego żona dodaje, że wielkim atutem Makoszów jest to, że mieszkańcy znają się jak łyse konie. - U nas naprawdę jest spokojnie i bezpiecznie. Żyjemy też jakby spokojniej - uważa pani Brygida.
Z kolei ich sąsiadka, Maria Luks śmieje się, że nie może wyjechać na dłużej z Makoszów, bo już po kilku dniach za nimi tęskni, tęskni za domem, za swoim maleńkim ogródkiem.
- Brakuje mi wtedy nawet gołębi, które mój mąż hoduje - żartuje makoszowianka.
Wspomina, że kilkadziesiąt lat temu Makoszowy były jeszcze piękniejsze, bo było więcej zieleni. A teraz w dzielnicy widać pokopalniane zniszczenia. Teren też znacznie się obniżył.
- Dawniej w makoszowskich lasach było jak w bajce - uśmiecha się pani Maria.
Roman Pyzik udziela się również społecznie. Jest przewodniczącym zarządu Rady Dzielnicy Makoszowy. Rada działa prężnie i małymi kroczkami udaje jej się zmieniać najbliższą okolicę. I tak dzięki staraniom społeczników dzieci mają kolorowy plac zabaw, nowe boisko szkolne, a uczniowie zespołu szkolno-przedszkolnego mają nowiutki sprzęt nagłaśniający.
- Wygraliśmy konkurs dla Rad Dzielnic i Osiedli na granty z urzędu- podkreśla.
Maria Luks ma jedno marzenie. - Chciałabym odpocząć. Najlepiej w jakimś sanatorium. Od kilku miesięcy remontujemy dom po powodzi i jestem tym przytłoczona. Ale z drugiej strony... Musiałabym opuścić mój dom i moje Makoszowy - uśmiecha się zabrzanka.
Jest zielono
Makoszowy są jedną z najmniejszych dzielnic Zabrza. Mieszka tutaj 2270 zabrzan (1098 mężczyzn i 1172 kobiet). Pierwsza wzmianka o Makoszowach pojawiła się w dokumentach pod koniec XV w. Ta urokliwa, zielona dzielnica była wówczas osadą. W pierwszej połowie XIX wieku Makoszowy były własnością Donnersmarcków. Podczas plebiscytu na Górnym Śląsku Makoszowy znalazły się po stronie polskiej. Od niedawna do tej dzielnicy przeprowadzają się młodzi ludzie.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?