Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Meller z żoną: Kochamy siebie i Gruzję, ale po drodze są Katowice

Ola Szatan
Zakochani w Gruzji i w sobie: Anna Dziewit-Meller i Marcin Meller
Zakochani w Gruzji i w sobie: Anna Dziewit-Meller i Marcin Meller arc.
Pochodzi ze Śląska i zakochała się w facecie z "Playboya". To dla niej on - warszawiak - stwierdził, że zadeklaruje w spisie narodowość śląską. Z dziennikarskim małżeństwem - Anią Dziewit-Meller i Marcinem Mellerem, autorami wydanej dwa tygodnie temu książki, w której opowiadają o swojej miłości do Gruzji rozmawia Ola Szatan.

To, że Gruzja jest waszą miłością, wiadomo po przeczytaniu kilku pierwszych stron książki. A jakie miejsce w waszym życiu pełni Śląsk, skąd Ania pochodzi?
Ania: Najbardziej emocjonalnie jestem związana z Chorzowem. Tu się urodziłam, tu też chodziłam do liceum... Podstawówkę skończyłam w Siemianowicach Śląskich... Na Śląsku nie bywam spektakularnie często, zwłaszcza ostatnio, kiedy wiele podróżujemy i nasz tryb życia jest taki, że pracujemy 7 dni w tygodniu. Ale kiedy tylko możemy, to wpadamy na Śląsk, czasem z Marcinem, a czasem tylko ja sama.

Marcinie, po stwierdzeniu Jarosława Kaczyńskiego o "zakamuflowanej opcji niemieckiej" mówiłeś, że w spisie zadeklarujesz narodowość śląską. Zrobiłeś to?
Marcin: W spisie zadeklarowałem narodowość polską. Mój wpis na Facebooku, o którym zrobiło się tak głośno, był prowokacją, reakcją na budzenie demonów przez Jarosława Kaczyńskiego. A co do tego, czy istnieje naród śląski, mało mnie interesuje to, co mówi prawo. Liczy się to, co kto czuje w duszy. Nie mówiąc o tym, że czasy i poczucie samookreślenia ewoluują. Sto lat temu, a i później, kwestionowano by istnienie narodu białoruskiego. Jeżeli ktoś czuje się Polakiem, a inny Ślązakiem to jest wyłącznie ich sprawa.

Jakie różnice widzicie między Ślązakami a Gruzinami?
Ania: Ślązacy to przede wszystkim porządek, ład, etos pracy... czyli dokładnie odwrotnie niż w Gruzji (śmiech). Tam bywa naprawdę chaotycznie i króluje raczej etos nieustannej zabawy. Ale to, co łączy Ślązaków i Gruzinów to na pewno przywiązanie do tradycji. Poza tym, chociaż niestety jest już coraz mniej takich typowo śląskich domów, to przecież kiedyś na Śląsku też, tak jak w Gruzji, bardzo dużo się śpiewało przy stole. Bo Ślązacy też się lubią bawić. Ale kolejność jest zachowana - najpierw praca, a potem przyjemność.

Ile razy byliście w Gruzji?
Ania: Nie liczymy już, bo to nie ma sensu. Dla nas w tym momencie wypad do Gruzji to jak jechać z Warszawy na Śląsk do moich rodziców. Po prostu wsiadamy w samolot i niedługo potem z lotniska odbierają nas przyjaciele. W ich domu mamy już swój kąt, gdzie są nasze rzeczy.
Marcin: A jeszcze wracając do poprzedniego wątku, to jednym z moich marzeń jest zobaczyć takiego niemieckiego inżyniera na emeryturze, który przypadkiem trafia w sam środek tego gruzińskiego cyrku... Bo skoro mnie potrafi szlag czasem trafić, a nie mam nabożnego stosunku do punktualności, to w jego przypadku mogłoby to być zabawne.

Książka "Gaumardżos! Opowieści z Gruzji" pokazuje sporo tej gruzińskiej beztroski. Potrafiliście się do niej przyzwyczaić?

Ania: Ja jednak nie jestem takim dzieckiem PRL-u jak Marcin, który jest ode mnie o 13 lat starszy, więc też trochę mniej pamiętam czasy, kiedy u nas królowało "jakoś to będzie". Pamiętam pierwszy raz w Gruzji, gdy przyjechał po nas na lotnisko kierowca kolegi. Starą rozklekotaną wołgą, w której nie zamykał się bagażnik, co nie przeszkadzało mu wrzucić tam walizek. Jadąc potem tym autem po wybojach co chwilę spoglądałam, czy mamy jeszcze swoje rzeczy (śmiech). Drogi w Gruzji są fatalne. To też jest problem albo urok podróżowania po Gruzji. Pokonanie 100 km trasy czasem zajmuje nam 9 godzin.

Barwnie opisujecie zamiłowanie Gruzinów do biesiadowania, gdy podczas supry (uczty - przyp. OSZ) stoły uginają się od jedzenia i nie ma umiaru w spożywaniu wina. Po takich podróżach musicie odcierpieć swoje?
Ania: Oj tak. W Gruzji trochę się tyje, bo jednak dużo tego jedzenia, które w dodatku jest bardzo smaczne. A jeśli chodzi o picie wina przy stole, to jest to istotny element w kulturze gruzińskiej.

Marcin: Wino nie jest tam traktowane jak alkohol i szczerze mówiąc, bywa tańsze od wody mineralnej. Gdy Rosja w 2006 roku wprowadziła embargo na gruzińskie wino, wydawało się, że oznacza to dla gruzińskiej gospodarki katastrofę. Ale Gruzini zmobilizowali się i wzięli się bardzo mocno za jego eksport do innych krajów. I dzięki temu dzisiaj praktycznie w każdym polskim mieście znajdzie się sklep, gdzie są gruzińskie produkty. Ja sam kiedyś kupowałem w Katowicach gruzińskie wino w nocnym sklepie, jadąc do rodziców Ani po spotkaniu poświęconym Gruzji w Kinoteatrze Rialto.

Marcinie, muszę zapytać cię o gruzińskie kobiety... Będąc tam, wychodzisz z roli naczelnego pisma "Playboy", czy zdarza ci się powiedzieć: ona nadawałaby się na rozkładówkę!
Marcin: W Gruzji fantastyczne jest to, że nikt mnie tam nie zna, a ja tam zapominam, że jest "Playboy", o telewizji. Wiesz... out of time.

Aniu, jak przedstawicielka typowo słowiańskiej urody, traktowana jest w Gruzji?
Ania: Ja byłam już w Tbilisi tyle razy, że chyba nie zwracam tam już na siebie zbytniej uwagi. Zachowuję się już jak miejscowa, normalnie gadam z nimi... Zagubiony turysta zawsze ściąga na siebie uwagę, a jak ktoś idzie "na pewniaka", to ludzie mniej mu się przyglądają. Oczywiście kobiety o blond włosach i niebieskich oczach cieszą się tam dużym zainteresowaniem, także dlatego, że kojarzą się z Rosjankami, a te bywają nieco bardziej wyzwolone niż miejscowe gruzińskie kobiety.
Marcin: Tak się nawet mówiło, że "z Rosjankami się bawisz, a z Gruzinkami się żenisz".

Wy wzięliście ślub w Gruzji. Od początku byliście zdecydowani na ten kraj?
Marcin: Od samej decyzji o ślubie, która zapadła w Gruzji, od razu pojawił się pomysł, że stanie się to w Tbilisi. Na początku w formie żartu, ale jakoś tak powtarzany w końcu stał się rzeczywistością. Zaczęliśmy informować znajomych i okazało się, że wszyscy chcą jechać. W sumie było około 75 osób, które przyleciały z Polski, Stanów Zjednoczonych, Turcji, Czech i Holandii. Do tego ogromna ilość gruzińskich przyjaciół, z którymi hucznie bawiliśmy się na weselu, które w zasadzie trwało cały tydzień. Czyste szaleństwo. Rozmawiała Ola Szatan
============11 (pp) Zdjęcie Autor(22009817)============
FOT.
============06 (pp) Zdjęcie Podpis na apli black(22009840)============
Zakochani w Gruzji i w sobie: Anna Dziewit-Meller i Marcin Meller
============25 Cytat magazyn 18 B(22009818)============
Na Śląsku jest etos pracy. W Gruzji - zabawy, a jednak coś nas łączy

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto