18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maria Pańczyk-Pozdziej - twórczyni konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku"

Teresa Semik
Benefis Marii Pańczyk-Pozdziej  w Radiu Katowice pod hasłem "40 lat gwarancji"
Benefis Marii Pańczyk-Pozdziej w Radiu Katowice pod hasłem "40 lat gwarancji" Fot. archiwum rodzinne
Niezaprzeczalna nobilitacja gwary będzie już zawsze zasługą Marii Pańczyk-Pozdziej. Cała jej codzienność należy do Śląska, choć nie zawsze jest to wygodne, bo Śląsk potrafi też uwierać.

Ma w sobie upór Ślązaka. Jest bezkompromisowa w sprawach zasadniczych i w dążeniu do celu. Solidna i niezawodna w przyjaźni. Niewiele jest w niej Ślązaczki - dobrze poukładanej i zaplanowanej. Choć jest przywiązana do rodziny, w życiu nie upiekła żadnej zisty. Dlatego wysłuchuje w domu, że nigdy nie będzie taka, jak babcia Pela, czyli jej mama - zawsze na posterunku z ciepłym posiłkiem, zawsze gotowa do poświęceń.

Nikt nie zna Ślązaków lepiej od Marii Pańczyk-Pozdziej, twórczyni konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku".

- Dzięki temu konkursowi zyskałam wśród jego laureatów autentyczną rodzinę. Poza najbliższymi, nie mam rodziny, gdyż zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy jedynakami - mówi Maria Pańczyk-Pozdziej. Teraz wie, gdzie dziecko się rodzi, kto się żeni, a kogo w plecach boli. "Po naszymu... Czelodka", czyli finaliści konkursu "Po naszymu..." dzielą się z nią swoimi smutkami i radościami. Nic w ich życiu nie dzieje się bez jej wiedzy. Jak nie mogą pojechać na spotkanie, piszą listy długie i szczere.

Cała codzienność Marii Pańczyk-Pozdziej należy do Śląska. Nie zawsze jest to wygodne, bo Śląsk potrafi uwierać. Urodziła się w Tarnowskich Górach i do dziś jest to dla niej najpiękniejsze miejsce na ziemi. Z językoznawcą prof. Janem Miodkiem, literatem Bolesławem Luboszem tworzyli silne lobby na rzecz tarnogórskiej społeczności.

Ojciec, nauczyciel i kierownik szkoły w Tarnowskich Górach, był najważniejszym człowiekiem w jej życiu. Straciła go wcześnie, gdy miała 12 lat. Ich dom zawsze był pełen młodzieży, a każda niedziela zaczynała się tak samo, od mszy o godz. 7.00. Potem ojciec wsadzał ją na rower i objeżdżał okolicę. Odwiedzał swoich uczniów, bo chciał wiedzieć, jak żyją. Ona później robiła tak samo.

Po studiach polonistycznych Maria przez osiem lat uczyła w szkole. W 1971 roku wybrała pracę w Radiu Katowice. Kilka dni temu odebrała najważniejszą nagrodę dla każdego radiowca - Złoty Mikrofon. Jest to wyróżnienie przyznawane dla twórców radiowych, którzy wyróżniają się od lat mistrzostwem warsztatu i pozostawili w tej pracy swój trwały ślad. Zaczynała, jak każdy reporter. Pociąg osobowy z Tarnowskich Gór odjeżdżał o godzinie 4.20. Z pierwszą zmianą górników dojeżdżała na poranną audycję Radia Katowice. Ruszała z mikrofonem w teren i wydobywała kolejne tony węgla, produkowała rekordowe ilości stali. W dekadzie gierkowskiej to były ulubione tematy decydentów medialnych.

Dziennikarstwo uważa za bodaj najwspanialszy zawód, ale to, jak dzisiaj jest postrzegany, napawa ją raczej niesmakiem.

- Nie podoba mi się tabloidyzacja mediów, ta nieustanna pogoń za sensacją, której nie ma i to, że dziś dziennikarzem może zostać każdy, kto potrafi poruszać się w gąszczu pomówień - twierdzi Maria Pańczyk-Pozdziej i myśli, jak ustawowo spowodować, żeby nabór do zawodu nie był przypadkowy.

W pracy pomagała jej znajomość gwary. Rozmówcy widzieli w niej swojego człowieka. Gwarą mówiła na podwórku i u dziadków. Tata pilnował, by w domu używała poprawnej polszczyzny. Na co dzień nie zdradza jej śląski akcent. Wiedziała jednak, że dla tej gwary musi coś zrobić.

Po transformacji ustrojowej zajęła się tym, co zawsze było jej pasją - tradycyjną kulturą śląską. Niezaprzeczalna nobilitacja gwary będzie już zawsze zasługą Marii Pańczyk-Pozdziej. Wcale nie było łatwo. Krytykowano ją, że sama nie zna dobrze gwary. A ona bała się, że nikt nie przyjdzie, że Ślązacy zbyt długo postponowani byli tylko za to, że zdradzała ich śląska mowa, więc nie zechcą się z nią afiszować. Tymczasem frekwencja przerosła najśmielsze oczekiwania i tak już pozostało w następnych latach. Maria Pańczyk-Pozdziej tym konkursem obaliła mit, że Ślązacy z natury nie lubią brylować i błyszczeć w środowisku. Ujawniły się tak piękne, samorodne talenty gawędziarskie, jak Dorota Organiściok, Henryk Konsek, Dorota Sojka czy Aniela Langer.

- Skąd moje poczucie strachu? Myślę, że brakowało mi wiary w siebie. Zachowywałam się trochę tak "po śląsku", z obawą, czy podołam - mówi.

Ślązacy wciąż ją zaskakują, zwłaszcza tą swoją prawością, dobrocią i tym, że potrafią być bezinteresowni.

Podczas rodzinnych spotkań ojciec Marii grał na skrzypcach, a ona musiała śpiewać. Po latach dla telewizyjnego cyklu "Sobota w Bytkowie" napisała 50 piosenek. Nadal chętnie śpiewa. Przez pięć lat co miesiąc z telewizyjną rodziną Żymłów wędrowała po Śląsku. Sama pisała scenariusze, wybierała miejsca spotkań, zapraszała gości.

Skąd zatem zainteresowanie polityką? Jest senatorem drugą kadencję, wcześniej była radną wojewódzką.

- Ani przez chwilę nawet nie pomyślałam, że zostanę politykiem, zanim nie złożono mi takiej propozycji. Nigdy o to nie zabiegałam - wyjaśnia. Nie stała się typem polityka uwikłanego w gry i układy partyjne. Wręcz męczy ją partyjniactwo. Swoją rolę parlamentarzysty rozumie jako działalność społeczną.

- Zawsze wiedziałam, że mam dobry kontakt z ludźmi - wyjaśnia. - Przychodzili do mnie do radia, żeby się wyspowiadać przed mikrofonem. Przychodzili na konkurs "Po naszymu...", żeby wyrzucić z siebie swoje bolączki. Potrzebowali takiego konfesjonału, gdzie dodatkowo znajdą spowiednika i pilną słuchaczkę.

Maria Pańczyk-Pozdziej zawsze umiała słuchać, więc nie przestali przychodzić. Niedawno pojawił się w jej biurze senatorskim mężczyzna i ponad godzinę opowiadał o swoich problemach.

- W końcu pytam, czego pan ode mnie oczekuje. "A nic, jożech ino przyszedł do pani pogodać - przypomina Maria Pańczyk-Pozdziej.

Jak z perspektywy Warszawy widzi swój Śląsk?

- Ślązacy nadal za mało dopominają się o swoje, za mało się promują - odpowiada.

Tematem, który zaprząta dziś głowę wielu, jest "język śląski". Głównie politykom zależy, by nawet ustawowo rozstrzygnąć tysiące wątpliwości, czy ten język w ogóle istnieje i jakie szkody w gwarze śląskiej poczyni.

- Tego nie da się zrobić bez uszczerbku dla gwary - mówi z przekonaniem Maria Pańczyk-Pozdziej, podobnie jak wielu językoznawców z prof. Janem Miodkiem na czele. - Niech ci, którzy tak chętnie powołują się na Kaszubów, sprawdzą, jakie frustracje wywołała kodyfikacja kaszubskiego. Dziecko innego języka uczy się w szkole, a inaczej rozmawia w domu ze swoimi rodzicami. Ktoś wie, jakie to czyni spustoszenie w umysłach tych dzieci? Nie politycy powinni decydować o tym, czy będzie język śląski. Od tego są językoznawcy.

Dlaczego podczas organizowanego od blisko 20 lat konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku" żaden z uczestników nie podniósł potrzeby skodyfikowania gwary? Dlaczego tych, którzy posługują się gwarą śląską na co dzień i w najczystszej formie nikt nie pyta o zdanie w tej sprawie? A nie pyta. - Listów z pretensjami w sprawie języka śląskiego otrzymuję od Ślązaków coraz więcej - mówi Maria Pańczyk-Pozdziej. - Czasem aż mnie przeraża ta wielka ufność, którą mi okazują, że jestem w stanie rozwiązać wszystkie ich problemy. To jest dla mnie ogromne obciążenie.

W najbliższą niedzielę Ślązacy znów mają wyjątkową okazję porozmawiać o swoich obawach, ale też o radościach. W zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca odbędzie się finał tegorocznego konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku".

- Robię to też dla moich rodziców. Wierzę, że są ze mną, i że skrzydła im rosną z dumy - mówi Maria Pańczyk-Pozdziej.

Maria Pańczyk-Pozdziej wie, co się komu należy i to jest ta jej śląska przyzwoitość

Grzegorz Stasiak, artysta kabaretowy
Maria Pańczyk zabiła w nas wstyd i pozwoliła w siebie uwierzyć. W konkursie "Po naszymu, czyli po śląsku" zdobyłem w 1997 roku drugą nagrodę. Dziś mogę powiedzieć, że godaniem zarabiam na życie. Ta nagroda pozwoliła mi zmienić moje życie. Z pyrlika i brechy (kilofa i łomu) na naszą godkę.

Alojzy Lysko, publicysta, Honorowy Ślązak 2006
Dokonała rzeczy niebywałej. Zdjęła złe odium ze słów hanys i gorol. Nie jest wylewna w okazywaniu uczuć, ale jest niezawodna. Wie, co się komu należy i to jest ta jej śląska przyzwoitość. Pracowaliśmy w samorządzie i parlamencie, choć ja byłem z PiS, ona z PO. To nam nie przeszkadzało być partnerami.

Małgorzata Kiereś, etnograf, Wiceślązaczka 1998
Podziwiam panią Marię za odwagę i siłę. Kiedy wszyscy powtarzali, że mówić gwarą to nie jest cool czy trendy, a nawet jest gańbą, ona konsekwentnie realizowała swoją pasję. Pokazała gwarę Polsce i pokazała ją w ważnej publicznej przestrzeni. To jest fenomenalne. Język domu stał się nową wartością.

Józef Skrzek, muzyk, Honorowy Ślązak 2005
Pani Maria wie, kiedy godać po śląsku, a kiedy mówić po polsku i nie ma problemów z rozróżnieniem tych sytuacji, co nie wszystkim wychodzi. Jest Ślązaczką, którą trzeba lubić za jej takt, ciepło, piękne wnętrze i ogromną witalność. Rozumie artystów i umie ich słuchać, w ogóle umie słuchać ludzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Maria Pańczyk-Pozdziej - twórczyni konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku" - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto