18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mongolia najładniej wygląda w galopie (03.09.2010)

Redakcja
Pomnik czerwonego przywódcy Sukhbaatar'a.
Pomnik czerwonego przywódcy Sukhbaatar'a. fot. Asia i Grzegorz Zalescy.
Żal ciśnie się na usta kiedy wspominamy Mongolię. Za mało czasu przeznaczyliśmy na pobyt w tym kraju, który okazał się znacznie bardziej wielobarwny niż nam się z początku wydawało. W jego granicach mieszczą się nie tylko bezkresne stepy ale również wspaniałe góry, pustynia Gobi i rezerwaty dzikich koni. Może więc dzięki tej relacji nie popełnicie tego samego błędu jaki przydarza się wielu podróżnikom na tej trasie i nie potraktujecie Mongolii tylko jako przystanku w drodze z Rosji do Chin.

Czyngis Chan - barbarzyńca, czy reformator?

Podobizna Czyngis Chana - największego, mongolskiego przywódcy wszechczasów, jest obecna wszędzie i spogląda na nas z każdego (dosłownie) banknotu, większości witryn sklepowych oraz miejskich pomników. Czyngis jest bohaterem narodowym numer jeden, najlepszą marką produktów alkoholowych a także idolem dzieci, które zapytane dlaczego chcą żyć w Mongolii, odpowiadają: "Bo to ziemia Czyngis Chana".

Przypominając sobie lekcje historii z liceum przywołałem obraz Czyngis Chana jako barbarzyńskiego przywódcy, którego hordy opanowały całą Azję i część Europy, siejąc wszędzie śmierć i zniszczenie. Odparcie Mongołów w bitwie pod Legnicą w 1241 roku uratowało Europę od azjatyckiej zarazy. Jednak dla mongolskich historyków Czyngis Chan to władca, który zjednoczył Mongolię i uniezależnił państwo od chińskich wpływów; to także twórca prawa, inicjator wolnego handlu (jako pierwszy zaproponował zniesienie ceł pomiędzy regionami) oraz zwolennik wprowadzenia dyplomatycznych stosunków pomiędzy krajami (zniósł zwyczaj ścinania ambasadorów państw, z którymi Mongolia miała gorsze relacje). Czyngis i jego potomni najeżdżali obce ziemie, ale ich inwazja, cytuję: "ucywilizowała obszerne tereny centralnej Azji i nawiązała po raz pierwszy na szeroką skalę gospodarcze stosunki z Europą. Pomimo że powyższe argumenty mogą do nas nie trafiać, faktem jest, że Czyngis był współtwórcą jednego z największych imperiów w historii świata i należy mu się zaszczytne miejsce w narodowej pamięci.

Ułan Bator - uważajcie na kieszonkowców!

To pierwsze słowa, które usłyszeliśmy od właściciela hostelu. Do tej pory, przy zachowaniu zwykłych środków ostrożności wszędzie czuliśmy się bezpiecznie. Jednak po takim ostrzeżeniu każdy mijający nas przechodzień stał się potencjalnym złodziejem czyhającym tylko aby coś wyrwać nam z kieszeni. Nie jest przyjemnie się tak czuć, ale sądząc po głosach ze strony różnych osób, zagrożenie, że padnie się ofiarą świetnie zorganizowanej grupki kieszonkowców jest w Ułan Bator realne. Podobno Mongołowie w zręczności wyciągania portfeli dorównują chłopcom z brazylijskich favel, zdarzały się też przypadki pobicia turystów w zaciemnionych uliczkach. "Byłem w Kosowie tuż po zakończeniu wojny i nawet tam nie czułem się tak niebezpiecznie jak w Ułan Bator" - powiedział nam polski nauczyciel angielskiego, żyjący tutaj od kilku miesięcy. Nam szczęśliwie nic się nie przydarzyło i możemy z ręką na sercu powiedzieć, że jeżeli zachowacie należytą uwagę możecie bez obaw spacerować po mieście.

Z Mongołem po rosyjsku nie pogadasz

Mongolia, tak jak Polska, nie zawsze kochała swoich sąsiadów. O ile u nas dawne zatargi powoli odchodzą w niepamięć, o tyle Mongołowie nadal szczerze nienawidzą Chińczyków za trzysta lat okupacji i nie znoszą Rosjan za włączenie ich do orbity republik radzieckich. Mongolia również miała swój krótki okres niepodległości pomiędzy dwoma wojnami światowymi. Po oswobodzeniu się od okupacji chińskiej krajem zaczął rządzić ósmy Bogd Khan - prezydent i wcielenie Buddy zarazem (pierwszy Bogd Khan wprowadził w Mongolii buddyzm i każdy kolejny znaczył tyle dla Mongołów co Dalajlama dla Tybetańczyków). Mongolia stała się krajem sakralnym a w samym Ułanbaataar wyrosły okazałe świątynie i pałace. W 1920 roku, stojąc przed kolejnym zagrożeniem ze strony Chińczyków, Bogd Khan wpuścił do swego kraju białego generała Von Stauffenberga, który wraz ze swoją "bandą" cofał się przed bolszewickimi oddziałami. Generał okazał się jednak kompletnym szaleńcem widzącym w sobie kolejne wcielenie Czyngis Chana. Po serii mordów dokonanych przez własną kompanię, von Stauffenberg wybrał się do Rosji z zamiarem poszerzenia imperium. Został jednak szybko pokonany, następnie pojmany i rozstrzelany przez bolszewików. (O losach tej fascynującej postaci można przeczytać w książce polskiego (!) pisarza Ferdynanda Ossendowskiego pod tytułem "Przez kraj dzikich zwierząt i ludzi"). Nie mając innego wyjścia Bogda Khan zwrócił się do bolszewików, którzy zaoferowali "bezinteresowną, bratnią" pomoc. Finał jest dobrze znany nam wszystkim: Mongolia znalazła się na dziesiątki lat w strefie dominacji radzieckiego sąsiada a wujaszek Stalin rozkazał wymordować tysiące buddyjskich mnichów.

Nic więc dziwnego, że Mongołowie rękami i nogami bronią się przed nauką języka rosyjskiego a ci którzy go znali, posługiwali się nim tylko wtedy, kiedy inaczej nie mogli się z nami dogadać.

Koń ważniejszy od człowieka

Na obszarze całej Mongolii (półtora miliona kilometrów kwadratowych) mieszka mniej więcej tyle ludzi co w warszawskiej aglomeracji. Olbrzymie tereny wymusiły nomadniczy tryb życia i związały Mongoła na śmierć i życie z koniem. Prawie każdy mieszkaniec tego kraju zaczyna jeździć konno chyba już po wyjściu z kołyski a w każdym razie w wieku lat dziesięciu opanowuje tą sztukę do perfekcji. Sam widziałem w mongolskiej telewizji zawody konne, na których małe szkraby pędziły na złamanie karku przez stepy na spienionych wierzchowcach.

W królestwie koni nie mogliśmy sobie oczywiście odmówić przyjemności obcowania z tymi pięknymi stworzeniami i wybraliśmy się na trzydniowy wyjazd do parku narodowego Terelj , gdzie głównym punktem programu była czterogodzinna konna wycieczka. Dojechawszy na miejsce, pierwszy dzień spędziliśmy w jurcie słuchając relacji grupy, która już tę przyjemność miała za sobą. Opowieści o tym jak jeden Walijczyk wsiadł na konia a ten prawie stanął dęba po czym rżąc pogalopował z powrotem do stajni lub o tym jak pewna Belgijka w trakcie niespodziewanego galopu wylądowała w kałuży - totalnie zbiły nas z tropu. Mając do czynienia z końmi jedynie na wakacyjnym zdjęciu w rodzinnym albumie byłem autentycznie przerażony. Asia robiła dobrą minę do złej gry ale i ona niepewnie zerkała na pasące się nieopodal czworonogi. "Koń to wspaniałe zwierzę, ale tylko zwierzę" - słowa którymi pożegnał nas właściciel hostelu, brzmiały teraz jak złowroga wróżba.

Każdemu, kto tak jak my, zechce się wybrać na konie do Mongolii, a tajniki jazdy poznał słabo albo wcale, chciałbym wyjaśnić, że Mongołom słowa: "Nigdy nie jeździłem konno" nie mieszczą się w głowie i oznaczają mniej więcej: "Potrafię kłusować i galopować a jak będzie trzeba to nawet szybko"! To "drobne" nieporozumienie może być opłakane w skutkach.

Nasza wycieczka zaczęła się obiecująco. Po opanowaniu przyrządów kierujących: pociągnięcie za lewą uzdę - lewoskręt, za prawą - prawoskręt, słowo "cziu" - to coś w rodzaju naszego "wio", powolnym krokiem ruszyliśmy doliną. Przepiękne widoki i rozbudzona wyobraźnia sprawiła, że poczułem się jak Lucky Luke z mojej ulubionej kreskówki z dzieciństwa. Po pół godzinie znudziliśmy się powolnym krokiem spaceru i na wszystkie sposoby chcieliśmy zmusić nasze konie do kłusu z mizernym skutkiem. Po dwóch godzinach karta się odwróciła. Kolana bolały niemiłosiernie, tyłek obity został na wszystkie strony a konie, czując, że to już powrotna droga, ruszyły "upragnionym" wcześniej kłusem. Latając jak kukiełka na siodle, zacząłem pociągać uzdę na wszystkie strony, kręcąc koniem jak na karuzeli. Kiedy wyczerpani wróciliśmy do obozu i chcieliśmy się wymyć w kuble wody, gospodarz zaprotestował: "Woda jest najpierw dla koni do picia a później dla ludzi do mycia".

Mongolia drugim Kuwejtem

W pociągu z Ułan Bator do Pekinu spotkaliśmy przemiłą parę Mongołów: Gurbazaara i jego żonę Bibi. Nasi współtowarzysze podróży równie dobrze mogliby być obywatelami świata zachodniego wykazując otwartość, tolerancyjność i dobrą znajomość angielskiego. Większość Mongołów stanowi jednak ofiary kolektywizacji i sowietyzacji poprzedniego ustroju. Pierwszego dnia każdego miesiąca w całym kraju obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu żeby mężczyźni donieśli do domu chociaż ułamek wypłaty. W Ułan Bator występują przerwy w dostawach elektryczności i wody a część ludzi nadal mieszka w jurtach w centrum miasta (w Mongolii panuje prawo mówiące, że kto mieszka w jurcie, posiada automatycznie na własność ziemię, na której jest ona postawiona więc wystarczy opuścić swoje domostwo na tydzień lub dwa aby stracić cały majątek). Gurbazaar pracuje w amerykańskiej fundacji, próbującej nauczyć Mongołów uprawy roli. To syzyfowa praca ze względu na niepewne warunki atmosferyczne i absolutny brak znajomości rolnictwa wśród byłych nomadów. Gurbazaar wierzy bardziej w nieprzebrane bogactwa ukryte pod Mongolską ziemią: węgiel, miedź, złoto i inne. "Będziemy kiedyś drugim Kuwejtem" - powiedział mi w sekrecie z błyskiem w oku. Po chwili obaj wybuchnęliśmy śmiechem, wyobrażając sobie wszystkich Mongołów obwieszonych złotymi łańcuchami, wyglądających zza przyciemnionych szyb luksusowych limuzyn.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mongolia najładniej wygląda w galopie (03.09.2010) - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto