Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Nie jestem artystą. Jestem rzemieślnikiem" - rozmowa z fotoreporterem Danielem Dmitriewem

Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
Daniel Dmitriew 

Pochodzi z Lublińca. Fotografuje od 20 lat. Jest absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej w Bytomiu, ale swoją przyszłość związał z fotografią. Od 2015 roku związany jest z warszawską Agencją Fotografów FORUM. Zdobywca wyróżnień i nagród w konkursie Śląska Fotografia Prasowa. 

Zdjęcie Daniela znalazło się też na wydrukowanym w 5 mln egzemplarzy znaczku pocztowym z okazji 750-lecia miasta Lublińca.  

Obecnie można jego zdjęcia oglądać na wystawie w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Józefa Lompy w Lublińcu.
Daniel Dmitriew Pochodzi z Lublińca. Fotografuje od 20 lat. Jest absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej w Bytomiu, ale swoją przyszłość związał z fotografią. Od 2015 roku związany jest z warszawską Agencją Fotografów FORUM. Zdobywca wyróżnień i nagród w konkursie Śląska Fotografia Prasowa. Zdjęcie Daniela znalazło się też na wydrukowanym w 5 mln egzemplarzy znaczku pocztowym z okazji 750-lecia miasta Lublińca. Obecnie można jego zdjęcia oglądać na wystawie w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Józefa Lompy w Lublińcu. arc
Daniel Dmitriew, fotoreporter i fotograf z Lublińca, obchodzi w tym roku 20-lecie pracy. Dokładnie dwie dekady temu jego pierwsze zdjęcie zostało opublikowane w ogólnopolskiej prasie. Był to magazyn Foto, a zdjęcie zrobił aparatem Zenit 12 XP podarowanym przez ojca. Z Danielem Dmitriewem rozmawiamy o pracy fotoreportera, spotkaniach z ludźmi i o efektach tych spotkań w postaci zdjęć.

Od zawsze chciałeś być fotoreporterem?

Przed debiutem prasowym robiłem już zdjęcia, ale bez jakichś większych sukcesów. Nawet nie śniłem, że to może być kiedyś moja praca. Zanim to się stało, zdążyłem ukończyć Akademię Medyczną i kierunek fotograficzny we Wrocławiu. Teraz pracuję jako fotoreporter w Polskiej Agencji Fotografów Forum. Współpracuję z wieloma instytucjami, także z Jednostką Wojskową Komandosów w Lublińcu.

Mówi się, że fotografia reporterska to ginący zawód. Teraz niemal każdy ma smartfona z dobrym aparatem. Często jest w odpowiednim miejscu i czasie. Jak Ty widzisz tę kwestię w swojej codziennej pracy?

Zgadza się. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach jeśli chodzi o fotografię, bo przeszliśmy nie tak wcale dawno przełom technologiczny w tej sferze. Uprawiałem fotografię analogową przez blisko 10 lat i nagle nadeszła era fotografii cyfrowej. Smartfony mają jednak swoje ograniczenia. Nie zrobi się nimi zdjęcia, z którego można będzie później zrobić wielkoformatową odbitkę. Teraz każdy może być po części dziennikarzem i chyba trzeba się z tym pogodzić.

Wróćmy na chwilę do czasów, kiedy tak jeszcze nie było. Kim się inspirowałeś w swojej pracy? Czy takimi znanymi osobistościami jak Chris Niedenthal? Oglądasz w ogóle fotografie zrobione przez innych?

Nie oglądam zdjęć innych fotografów. Oglądam newsy i znam większość fotoreporterów, ale nie skupiam się na ich zdjęciach. Bycie dobrym fotografem to nie tylko posiadanie dobrego oka, trzeba się wstrzelić w temat. Trzeba mieć też szczęścia. Chris Niedenthal, o którym wspomniałeś, w stanie wojennym i w czasach głębokiej komuny jako pierwszy zaczął fotografować na kolorowych rolkach. Jego zdjęcia wyróżniają się. Każdy rozpozna jego styl, bo za komuny mało ludzi robiło kolorowe zdjęcia. Wykonał wtedy świetną pracę. Jest jednak jedna osoba, która jest dla mnie wzorem i to jest mój kolega. Nie jest to postać światowej fotografii, ale Irek mnie wiele nauczył i dzięki niemu jestem w tym biznesie i bardzo mu za to dziękuję.

W tej chwili dużą część Twojego zawodowego życia zajmuje fotografowanie lublinieckich komandosów. To specyficzne zajęcie, bo nie wszystkie Twoje zdjęcia ujrzą światło dzienne.

Faktycznie większość moich zdjęć, które tam wykonuję nie zostanie opublikowana. Jednak robienie ich to świetna sprawa. Specyfika współpracy z komandosami jest taka, że trzeba pokazać temat, ale nie pokazywać twarzy. Nie można zagrać emocjami, jak to się zwykle robi w reportażu i skupić się na oczach, mimice i gestach. Oczywiście można tę twarz zamazać, ale wolę zrobić zdjęcie tak, żeby nie wymagało ingerencji w postprodukcji. Wykonywanie zdjęć dla Wojsk Specjalnych to niesamowita przygoda. Każdego dnia robisz coś innego. Miałem okazję latać śmigłowcami, samolotami, pływać łodziami, mam kontakt z rzeczami, które widzimy tylko w filmach. To są niezapomniane przeżycia.

Fotografia reporterska to wbrew pozorom trudny zawód. Nie wystarczy naciskać spustu migawki, żeby zrobić świetny reportaż. W centrum twoich fotografii zwykle są ludzie i ich emocje, a ty starasz się dotrzeć do nich niejako od kuchni. Uwiecznić ich takimi, jakimi są na co dzień. Na dodatek na każdej fotografii zostawiasz część siebie.

Dokładnie. Interesują mnie tylko ludzie, to oni są bohaterami większości moich zdjęć. To prawda, że one są w jakiś sposób przeze mnie przefiltrowane. Jak mam kiepski dzień, to widzę to na swoich zdjęciach. One są wtedy po prostu smutne. Moje zdjęcia, choćby prezentowane na ostatniej wystawie, dotyczą pewnych problemów. To na przykład problem asymilacji Romów w Polsce, problem migracji, czy bezdomności. Tematem tych zdjęć jest też Ukraina. Nie da się zapomnieć o tym, co się zobaczyło, ale w momencie wykonywania zdjęć ma się wrażenie, że nie do końca uczestniczy się w tych wydarzeniach. Skupiasz się na ustawieniu ostrości, na tym, żeby samochód cię w tym czasie nie potrącił. Dopiero potem sobie uświadamiasz, że ci ludzie naprawdę mają problem i trudno się od tego do końca odciąć. Na Ukrainę wysyłałem paczki, zawoziłem bezdomnym leki, robiłem dla nich zbiórki. Trudno ot tak się oderwać od tego, co uwieczniam na zdjęciach. Tematy zdjęć często przychodzą same. Gdy mój syn leżał w szpitalu w Zabrzu, przypadkiem trafiłem tam na ulicę tak abstrakcyjną i nierzeczywistą , że nie mogłem nie zrobić tam zdjęć. Tak powstał reportaż o społeczności romskiej. Zawsze ciekawiła mnie kultura wschodu. Planuję w przyszłym roku wyjazd do Rumunii, gdzie bez przewodnika i mapy chciałbym uwiecznić to, jak żyje przeciętny człowiek. Nie ten z folderów i reklam, ale zwykły mieszkaniec.

Wspomniałeś o synu. Masz też córkę. Rodzicielstwo zmienia perspektywę patrzenia na świat. Jak założenie rodziny wpłynęło na twoją pracę?

Perspektywa posiadania dzieci rzeczywiście wiele zmienia – mniej ryzykujesz. Wiesz, że musisz do kogoś wrócić, kogoś utrzymać i przytulić. Kiedy byłem singlem wiadomo, że bywały sytuacje podbramkowe i to nie w miejscach, gdzie wielu mogłoby się tego spodziewać. Nie w obozach dla uchodźców, a w codziennej pracy z aparatem. W naszym społeczeństwie, to pewnie spadek po poprzednim ustroju, funkcjonuje takie przekonanie, że jak ktoś wyciąga aparat, to ma złe intencje. Uprawienie fotografii ulicznej u nas to czasem ekstremalne doświadczenie. Wiele razy ludzie chcieli, żebym kasował zdjęcia. Zdarzało się, że ktoś mnie popchnął, czy zwyzywał.

Czyli sztuka fotografii wymaga nie tylko dobrego oka, ale i umiejętności wychodzenia cało z opresji?

Kiedyś nosiłem ze sobą gaz (śmiech), ale już nie noszę. A co do kwestii nazywania moich zdjęć „sztuką”, co niektórzy robią... To mnie strasznie irytuje. Jestem rzemieślnikiem. To są tylko zdjęcia. Dla mnie sztuką to jest wziąć pędzel i namalować coś na płótnie, a nie naciskanie klawisza, ładowanie baterii i wkładanie karty pamięci do aparatu, który wyprodukował ktoś w Japonii. Fotografia, jaką uprawiam, nie jest absolutnie fotografią artystyczną. W życiu tak o sobie nie powiedziałem i nie pomyślałem. To rzemiosło.

Bycie reporterem to ciągła obecność w centrum wydarzeń. To chwytanie chwili. Często brzydkiej, smutnej, ale i zaskakującej. Czy są takie zdjęcia, których byś nie zrobił? Gdzie według Ciebie leży granica między pokazywaniem życia takiego, jakie jest, a odzieraniem człowieka z godności?

Tak naprawdę granicę po części wyznaczają bohaterowie zdjęć i ich otoczenie. Pamiętam, jak poszukiwana była zaginiona dwunastolatka. Przeczesywałem wtedy lasy z wojskiem. W pewnym momencie jedna z ekip znalazła tę dziewczynkę. Była zmarznięta, bo spędziła zimną noc bez kurtki, którą straciła podczas ucieczki z ośrodka opiekuńczego. Gdy ją znaleziono, była w stanie głębokiej hipotermii. Próbowałem dojść do niej i zrobić jej zdjęcie. Wtedy granice wyznaczyli ludzie, którzy zabronili mi dostępu do niej. Później tłumaczyłem im, że pokazanie takiej sytuacji, oczywiście bez twarzy tej nastolatki, mogłoby ustrzec inną osobę przed podobnym losem.

Twoim narzędziem pracy jest aparat fotograficzny. Na ile jest istotna jego jakość w twojej pracy?

Sprzęt jest bardzo ważny. Nie wyobrażam sobie robienia zdjęć na przykład telefonem. Uważam też, że sprzęt powinien być lepszy od fotografa, żeby cię nie ograniczał. Wymyślisz sobie temat, któremu nie jesteś w stanie technicznie sprostać i lepiej mieć wtedy aparat z wyższej półki. Nawet gdy nie wykorzystujesz wszystkich jego funkcji. Ważne by sprzęt nie stanowił dla ciebie bariery.

Mówiąc o ograniczeniach. To jak widzisz przyszłość fotografii? Czy ten fach faktycznie umiera?

Myślę, że stanie się to bardzo elitarną pracą. W niektórych dziedzinach fotografia tradycyjna nie da się niczym innym zastąpić. Myślę tu o sporcie, gdzie nie da się sfotografować dobrze meczu piłki nożnej telefonem, choćbym przystawił do niego nie wiadomo jaki obiektyw. W przypadku fotografii życia codziennego, tak jak już mówiliśmy, każdy może być teraz dziennikarzem i to sprawia, że martwię się o przyszłość fotografii. Stała się też ona ofiarą własnego sukcesu. Był okres boomu na wywoływanie zdjęć, każdy miał jakieś albumy w domu. Teraz przy tej liczbie wykonywanych przez każdego fotografii ludzie już nie są nawet w stanie wszystkiego wywołać. Dlatego też wiele zakładów fotograficznych upadło. Fotografia rozwija się dynamicznie w świecie social mediów, ale ja nie widzę tam dla siebie miejsca. Mnie tam niemal nie ma. Cenię sobie relacje bezpośrednie, które w pracy fotoreportera są kluczowe.

Czyli jednym zdaniem - kochasz pracę tradycyjnymi metodami...

Moja praca tak naprawdę nie jest pracą. To jest to, co uwielbiam robić. To wielka przygoda, bo dzięki fotografii byłem w miejscach, o których mógłbym kiedyś tylko pomarzyć. Jednego dnia jesteś w fabryce, drugiego w kostnicy, a trzeciego robisz sesję kwiatkom. To jest niesamowity przekrój tematów. Lubię obserwować ludzi. Marzeniem chyba każdego fotografa jest być niewidzialnym, bo jednak aparat na większości ludzi działa paraliżująco. Zmieniają swoje zachowanie. Właśnie z takich obserwacji rodzą się wspaniałe ujęcia. Choć już mam za sobą obecność w wielu czasopismach i gazetach, to właśnie najbardziej wspominam zdjęcia opublikowane w „Tygodniku Powszechnym” za które mi zapłacono. Poszedłem do kiosku kupić kilka egzemplarzy i to było niesamowite, że zdjęcia księdza idącego z ministrantami w zaspach do domów po kolędzie opublikowano w gazecie. To nie chodzi o to, że osiągnąłem jakiś niesamowity sukces, ale to miłe uczucie trafić z gazety powiatowej do ogólnopolskiej i zagranicznej prasy. W fotografowaniu nie jest najważniejsze tylko to, żeby zrobić dobre zdjęcie znanej osoby. Musisz je umiejscowić w odpowiednim kontekście, zagrać jego miną, emocjami, ludźmi, którzy są wokół niego. To jest właśnie cała tajemnica. Mimo tego, co do tej pory się wydarzyło w moim życiu zawodowym, to dalej mam do tego dużą pokorę i dystans. Jestem fotograficznie spełniony. Cieszę się, że moje zdjęcia wywołują jakieś wewnętrzne poruszenie. Wsłuchuję się też w głosy krytyczne, które sprawiają, że wracam na ziemię. Sądzę, że najlepsze lata jeszcze przede mną, bo jak pokazuje branża, najlepsi fotografowie są po czterdziestce.

Rozmawiał Piotr Ciastek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto