Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ofiarom wypadku w Piekarach Śląskich życia nic nie przywróci

Beata Sypuła, K.Nylec, M.Węgiel
Monitoring miejski w Piekarach Śląskich nie zarejestrował momentu wypadku
Monitoring miejski w Piekarach Śląskich nie zarejestrował momentu wypadku materiały policji
Wystarczyła sekunda, by życie dwóch rodzin zmieniło się diametralnie. Ofiarom wypadku w Piekarach Śląskich życia nic nie przywróci. Sprawczyni tragedii będzie musiała z tym żyć. O to, jakie emocje kłębią się zwykle w głowach sprawców wypadków - kpt. Justyna Bednarek-Wróbel, śląski psycholog więzienny, opowiada Beacie Sypule.

Co roku dochodzi w Polsce do 70 tysięcy wypadków. Kilka tysięcy osób ginie. Wiele osób poruszyła tragedia, która tydzień temu wydarzyła się w Piekarach Śląskich. Pod kołami samochodu zginęła babcia i jej 3-letnia wnuczka. Wypadek spowodowała młoda kobieta. W szoku klęczała na jezdni, płakała...
Wypadek, który staje się udziałem kierowców i jego konsekwencje prawne oraz psychiczne często na zawsze zmieniają ich życie. Zwykle są to przecież osoby, które nigdy wcześniej nie były karane. Pochodzą z tak zwanych "normalnych" rodzin, pracują, uczą się, mieszkają w naszym sąsiedztwie. I tak właściwie z dnia na dzień ich dotychczasowe życie zmienia się diametralnie.

Zobacz RELACJĘ z tragicznego wypadku w Piekarach Śląskich

Z czym muszą się zmierzyć?
Przed nimi nie tylko postępowanie sądowe i odpowiedzialność karna, czasami, w związku z urazami, długotrwałe leczenie i rehabilitacja, ale i konsekwencje najtrudniejsze - konieczność zmierzenia się z własnymi, bardzo trudnymi nieraz emocjami. Tymi, które towarzyszą spotkaniom z ofiarami lub rodzinami ofiar oraz tymi, które pojawiają się już poza salą sądową, kiedy zamykają się za nimi drzwi ich domów czy celi.

Jakie emocje w nich się kłębią? Jak zazwyczaj reagują sprawcy wypadku?
Jak pokazują badania, zarówno dla sprawców, jak i ofiar wypadków jest to wydarzenie bardzo silne. Zwykle koncentrujemy się na pomocy ofiarom, tymczasem sprawcy rzadziej mogą liczyć na zwykłe ludzkie współczucie. Nawet reakcje ich bliskich czy znajomych bywają wręcz wrogie.
To, jak człowiek reaguje w sytuacji stresu, często przesądza o jego późniejszej kondycji psychicznej. A reagujemy różnie, od silnego pobudzenia do zupełnego odrętwienia. Odreagowanie traumy poprzez ciało jest na pewno dużo zdrowsze niż jej tłumienie. Dlatego, kiedy człowiek zaczyna krzyczeć, płakać, drżeć, wymachiwać rękami, biegać bezładnie w kółko, uciekać, jest to działanie zupełnie naturalne. Czasem jednak widzimy, że popada w odrętwienie, świadkowie widzą, że jest sztywny, znieruchomiały, ma nieobecny wzrok. Jeśli takie objawy z czasem nie ustępują, powinny wzbudzić niepokój.

Czasem człowiek znajduje się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Jak pomóc bliskiemu-sprawcy, który przeżywa osobisty dramat?
To jest bardzo ważne. Nie należy wywierać nacisku na osobę, która właśnie doświadczyła traumy, aby przestała histeryzować, uspokoiła się, nie trzęsła, przestała wymachiwać rękami - a często mamy takie zapędy, wierząc, że one pomogą "opamiętać się". A potem? Wystarcza zwykła ludzka obecność, kubek herbaty, ciepły koc. I absolutnie nie należy wypytywać o szczegóły, a jedynie spokojnie wysłuchać spontanicznych wypowiedzi.

Co się dzieje z nimi samymi: jak sobie radzą z myślą, że spowodowali tragedię, zabili człowieka?
Na początku jest doznanie bardzo silnego stresu, różnie przeżywanego. Później mogą wystąpić trudności z adaptacją do nowych warunków i nowej sytuacji życiowej. Aż w końcu następuje powrót do równowagi psychicznej. Tak się dzieje, kiedy sprawcy uda się z tą sytuacją stresową poradzić. Jeśli nie, pojawiają się stany lękowe, depresyjne, zaburzenia i wahania nastroju, drażliwość, gniewliwość, nadmierna czujność czy kłopoty ze zdrowiem. Coraz częściej zaczynają sięgać po alkohol, pojawiają się myśli samobójcze.

O czym mówią w czasie spotkań z psychologiem więziennym? Jak się zachowują?
Często są to osoby nierzucające się w oczy, wycofane, nieangażujące się w codzienne więzienne życie. Rzadko same zgłaszają się do psychologa, częściej to od nas wychodzi ta pierwsza inicjatywa kontaktu. Ja sama mam obecnie z takimi osobami mało kontaktów, bo jestem dziś rzecznikiem Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Katowicach. Zwykle pozwalamy naszym pacjentom mówić tyle o wypadku, ile chcą, na ile są gotowi. Wypytywanie o szczegóły byłoby bardziej zaspokojeniem własnej ciekawości niż profesjonalną pomocą. I nie byłoby z korzyścią dla naszych podopiecznych. Zresztą na początek wystarczy zwykłe, ludzkie towarzyszenie. Z czasem w rozmowach pojawia się kwestia poczucia winy i wzięcia odpowiedzialności za swój czyn. I to jest chyba kluczowe.

Czy umieją się pogodzić z myślą, że zabili?

Bywa różnie. Spora część osób, które spowodowały czyjąś śmierć czy kalectwo bardzo silnie to przeżywa. Skarżą się na bezsenność, natrętne myśli o wypadku, powracające obrazy czy nagły lęk. Mówią o nieprzyjemnych snach. Znam jednak historię mężczyzny, który wskutek własnej brawury na drodze okaleczył młodą dziewczynę. Zupełnie odcięty od poczucia winy i szukający jej w otoczeniu. Sam czuł się ofiarą, martwił o pozostawioną na wolności rodzinę, zupełnie niegotowy na wzięcie odpowiedzialności za swój czyn. Na to też potrzeba czasu. Ale znam też sytuację, kiedy mężczyzna jeszcze w czasie pobytu w więzieniu zadbał o wystawienie nagrobka zmarłej wskutek wypadku kobiecie, twierdząc, że chociaż tyle może dla niej zrobić.

Każdy z nas mógł być na miejscu Agaty...

W zeszły czwartek na ul. Oświęcimskiej w Piekarach Śląskich doszło do najtragiczniejszego wypadku ostatnich lat w mieście. Pod kołami seicento zginęła 66-letnia kobieta i jej 3-letnia wnuczka. 6-letni Karolek, wnuk ofiary, przebywa w chorzowskim szpitalu. Jego stan z dnia na dzień się poprawia.

Wystarczył ułamek sekundy, by życie dwóch rodzin zmieniło się diametralnie. Jedna straciła dwoje bliskich, drugą od tygodnia pochłania wspieranie na duchu kolejnej ofiary wypadku - sprawcy. 31-letnia kobieta, która feralnego dnia śmiertelnie potrąciła babcię i jej wnuczkę nadal pozostaje w szoku. Przed procesem nie obejdzie się bez konsultacji z psychiatrą.

Jest czwartek, 12 maja. Około godz. 18.30. 31-letnia kobieta przejeżdża przez dzielnicę Piekar - Brzozowice-Kamień. W okolicach jednego z przejść dla pieszych pojawia się 66-letnia kobieta i jej wnuki - 6-letni Karolek i 3-letnia Martusia. Ogromny huk, a dopiero później pisk opon. Po kilkunastu sekundach na ulicę wybiegają mieszkańcy z okolicznych domów, sklepów. Jedną z pierwszych osób, jakie wzywały pogotowie ratunkowe był dyrektor Ośrodka Kultury Andaluzja Piotr Zalewski. Ośrodek znajduje się zaledwie kilkanaście metrów od przejścia, gdzie rozegrała się tragedia.

Kamera miejskiego monitoringu uchwyciła moment, w którym kierowca klęczy na jezdni i krzyczy.
Nawet jedna z ratowniczek medycznych, która pojawiła się kilka minut po zdarzeniu była przerażona widokiem ciał leżących na ulicy. Jakiś podchmielony mężczyzna podbiegł do dziewczynki i powtarzał jak mantrę - "Ty musisz żyć!"

W prokuraturze, gdzie kobieta złożyła zeznania, przewija się tylko jedno zdanie: nie są znane przyczyny tragedii. Oskarżona hamowała dopiero po uderzeniu w pieszych. Przed pasami nie widać było śladów hamowania.

Z dnia na dzień mnożą się pytania. Być może oślepiło ją słońce? Na moment jej myśli powędrowały gdzieś daleko? Odebrała akurat telefon? Na te i setki podobnych pytań trudno odpowiedzieć dzisiaj zarówno policji, jak i prokuraturze. W sprawie odtworzenia przebiegu wypadku zostanie powołany biegły z zakresu ruchu drogowego. Jak mówi Janusz Sochacki z ośrodka zamiejscowego Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach sprawa na pewno zostanie skierowana do sądu. Za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi jej nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
Jedno jest pewne - na miejscu piekarzanki w czwartkowe popołudnie mógł być każdy z nas.

Taką pewność mają także znajomi Agaty P. - To niezwykle uczynna, życzliwa osoba. Trudno nam ocenić, co się wtedy stało na jezdni - czy zawiniła prędkość, a może jej myśli krążyły wokół sprawy, jaką właśnie jechała załatwić - zastanawia się jej przyjaciel. - Agata to rozważna osoba. Zawsze ma głowę na karku. Jeśli o czymś zapomnę - przypomina, radzi - zaznacza mężczyzna.

Znajomi ofiary podkreślają, że to wielka tragedia dla rodziny ofiar wypadku, ale... - Trzeba pamiętać, że życia nie przywróci im już nic, a Agata musi żyć. Jest nam potrzebna! - apelują przyjaciele. Podobne słowa otuchy padają na naszym forum internetowym. "Żal wszystkich: i ofiar, i tej pani zza kierownicy, jeśli normalnie jechała i nawet się zagapiła - zdarza się i dlatego bardzo mi jej żal. Sędziowie - miejcie litość; to moment... Stało się. I się nie odstanie. Życie wszystkich i tak do końca złamane" - pisze internauta o nicku Płaczek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ofiarom wypadku w Piekarach Śląskich życia nic nie przywróci - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto