Opinie o OFF Festivalu 2013: "koncert porównywalny z człowiekiem po tracheotomii biegnącym maraton"

Uczestnicy tegorocznego OFFa, jak przystało na drugą dekadę XXI wieku, ochoczo wymieniają się swoimi opiniami na temat festiwalu na Facebooku. Jeżeli chodzi o poziom wykonawców, królują przychylne osądy. - Dzięki za The Smashing Pumpkins! Spełnione marzenie to coś wspaniałego! - napisał Marco. - To była taka muzyczna magia, taka energia, że udało im się nawet przywołać wyczekiwany deszcz - stwierdziła Klaudia po koncercie Goat. - Mega propsy. Wiedziałem, że tak będzie, ale że aż tak... - napisał Tomek o występie Molesty. Takie komentarze można przeczytać o większości koncertów na tegorocznym OFFie.

Zobacz: Zakończył się OFF Festival w Katowicach [zdjęcia]

Gorzej sprawa wygląda jeżeli chodzi o organizację. Wszystko zaczęło się jeszcze chwilę przed festiwalem. Synoptycy zapowiadali wtedy temperaturę powyżej 30 stopni Celsjusza, a organizatorzy pozwolili festiwalowiczom wnieść jedynie pół litra wody mineralnej. - Najgorsze jest to ze cała ta sytuacja nie wynika z potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom tylko z pazerności na kasę. No bo jakim zagrożeniem dla zdrowia może być plastikowa butelka? Ale niestety woda to luksus (2,50 zł za 250 ml) a organizator to debil - napisała Martyna. - Dlatego ja w tym roku olewam OFF-a, ponieważ z offem ma to już od kilku lat co raz mniej wspólnego. Rojek po opuszczeniu Myslovitz będzie zdzierał z ludzi ile się da żeby się odkuć na festiwalu. Szczynowate piwo za siedem albo osiem zeta które można pić jedynie w ogródku. Pół litrowa mineralna za 5 zł, a jak nie to zdychaj w upale. Odkąd off zawitał do Katowic stał się jednym z najmniej przyjaznych festiwali dla publiki - dodał Marcin.

Pojawiło się zresztą więcej komentarzy krytykujących "politykę napojów". - Chciałabym się dowiedzieć ze znajomymi, dlaczego te same napoje bezalkoholowe na terenie festiwalu kosztują 5 zł a na polu namiotowym 7,50? - pyta się Olga. - I piwa lejcie tyle, za ile płacę, nie pół kubka. To dlatego mamy w tym roku papierowe kubeczki? - dopytuje się Istota Nieznana.

Następne niezadowolenie wywołała sytuacja z biletami. Niektórzy musieli odbić się od bramek, bo bilety zostały wyprzedane. - Reasumując sytuacja jest po prostu żenująca !Jechałem 400 km (a wiem, że niektóre osoby jechały dwa razy tyle), aby po godz. 14.00 dowiedzieć się, że nie ma biletów. Rozumiem zajebiście ciężko było opublikować komunikat o braku wejściówek z samego rana (...) Cuchnie mi to pieprzoną polityką marketingową, która w ogóle nie wlicza osób wiążących nadzieję na dobry fest. Mnóstwo ludzi z kartkami "Kupię bilet" (w tym i ja ze znajomymi) z błagalnym wzrokiem wlepionym w potencjalnego"dawcę" - napisał  Marcin.

Gromy na organizatorów padły również po koncercie niedzielnego headlinera - My Bloody Valentine. - Nagłośnienie na My Bloody Valentine było nie tylko złe. O nie. Było absolutnie, koszmarnie niesłuchalne. To był naprawdę wyczekiwany przeze mnie koncert, i co? I nic, bo jedyne co słyszałam to rzężąca gitara i walące po uszach talerze. Summa summarum brzmienie koncertu było porównywalne z człowiekiem po tracheotomii biegnącym maraton. Wyszłam z koncertu po chwili, bo się po prostu nie dało wytrzymać; gdybym chciała słuchać muzyki tej jakości, to po prostu puściłabym sobie kawałek ze starej Nokii mojej babci - napisała Ania. - Po co zapraszacie wykonawców, których nie potraficie w ogóle nagłośnić? pozdrawiam - dodaje Jakub.

- Beka z tych, którzy narzekają na MBV. Pretensje powinni mieć do Kevina Shieldsa. Ja tam z przyjemnością dąłem mu zgwałcić moje uszy. Bez gumy - odpowiada im Kuba.

Dla równowagi zaznaczamy, że można też spotkać opinie, takie jak ta od Gosi - dobra organizacja, kameralna i przyjazna atmosfera no i jedyny taki line up. Dziękuję.