Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnią deską ratunku jest dla niej medycyna regeneracyjna. Pomóżmy Ani wygrać z rakiem. Dla niej samej, trójki małych dzieci i męża

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
archiwum prywatne
40-letnia Ania Czyżewska z Sokółki od ponad dwóch lat walczy z rakiem. Mimo dwóch operacji, ma przerzuty na wątrobie i otrzewnej. Chemioterapia - przynajmniej póki co - jest mało skuteczna. Kobieta upatruje szansy na wyzdrowienie w medycynie regeneracyjnej. Niestety, miesięczna kuracja to koszt aż 35 tys. zł. Z pomocą ruszyli przyjaciele i znajomi. W internecie trwają zbiórki na rzecz kobiety, a podczas piątkowego festynu z okazji Dni Sokółki będzie można pokosztować smakołyków i jednocześnie dorzucić swoją cegiełkę do tego, aby Ania wróciła do zdrowia.

- Musi być dobrze, nie ma innej opcji. Chciałabym jeszcze pożyć, mam przecież dla kogo - zapewnia pełnym pogody ducha Ania Czyżewska.

I dodaje: - Staram się być radosna, bo przy tej chorobie nie można inaczej. Jeżeli się poddam, jeżeli powiem sobie, że będzie źle, to tak będzie. Dlatego wiem, że musi być dobrze. Dziękuję Bogu za każdy dzień. I proszę, żeby tych dni było jeszcze jak najwięcej, żeby jeszcze mogła zobaczyć, jak moje dzieci rosną

Mieszka w Sokółce. Ma męża, trójkę dzieci: 12-letnią Natalię, 10-letnią Weronikę i 5-letniego Wojtusia oraz... raka.

Problemy ze zdrowiem zaczęła mieć, gdy w 2019 roku, po dwóch latach urlopu, najpierw macierzyńskiego, a później wychowawczego, wróciła do pracy. Dokuczał jej brzuch. Coraz silniejsze bóle, które początkowo zwalała na żołądek, stawały się trudne do zniesienia.

- Z USG jamy brzusznej wyszło, że mam wodobrzusze stopnia ciężkiego. Skierowano mnie na prześwietlenie płuc oraz na ginekologiczne badania. No i z tych drugich wyszło, że mam nowotwór na obu jajnikach. Był już tak zaawansowany, że jak się później okazało, miałam również przerzuty - wspomina początek choroby 40-latka.

Już nie zostanie mamą...

Po diagnozie wszystko potoczyło się błyskawicznie. Trafiła do Białostockiego Centrum Onkologii, gdzie lekarze laparoskopowo usunęli jej jeden jajnik. Poważniejszy zabieg nie wchodził w grę, bo orzekli, że guz jest nieoperacyjny.

Ania postanowiła skonsultować z innym, wybitnym onkologiem. Ten zdecydował, że podejmie się operacji i bardzo szybko Ania trafiła na stół. Lekarze wycięli jej narządy kobiece...

- To oznacza, że nigdy nie zajdę już w ciążę. Dziękuję Bogu za to, że zdążyłam urodzić trójkę wspaniałych dzieci - mówi Ania. - Na oddziale onkologicznym widzę rozpacz kobiet, często bardzo młodych, które też są po takich operacjach, a nie mają jeszcze dzieci. To są dramaty....

Po operacji czekała ją chemia. Miała sześć ciężkich wlewów, dostała też blokera. Zdrowie zaczęło się stabilizować i wydawało się, że rak odpuścił.

Chce spróbować czegoś innego

Niestety, w listopadzie ur. po badaniu tomografem okazało się, że guzki na wątrobie i otrzewnej zaczęły rosnąć. W międzyczasie skonsultowała się też w sprawie ewentualnego wycięcia guzka na wątrobie. Niestety, od specjalisty usłyszała, że jest nieoperacyjny. Inny lekarz stwierdził, że można spróbować go wyciąć, ale bez żywej tkanki.

- To oznacza, że mogą wyciąć tylko samego guzka, ale on sam dalej może nie tylko rosnąć, ale jeszcze dodatkowo rozprzestrzenić się i rozsiać po całym organizmie - wyjaśnia Ania.

Za kilka dni kładzie się do szpitala na kolejną, ostatnią już chemię. Dopiero potem przyjdzie czas na ocenę tego, jaki cały cykl wlewów przyniósł skutek. Ale nie chce czekać bezradnie. Wzięła się z rakiem za bary i chce go pokonać naturalnymi metodami.

- W Świebodzicach jest Akademia Medycyny Regeneracyjnej, w której leczeni są m.in. pacjenci onkologiczni. Pomyślałam o tym, bo skoro chemia mi nie pomaga, to chcę spróbować czegoś innego. To leczenie naturalne, na zasadzie zabiegów oczyszczania organizmu, wzmacniania go tak, żeby sam zaczął walczyć z rakiem - wyjaśnia Ania.

Miesięczny pobyt w klinice to wydatek rzędu około 35 tys. zł. Ani nie stać na taki wydatek, dlatego z pomocą ruszyli jej znajomi i przyjaciele. Pomogli założyć jej zbiórkę na Pomagam.pl, a na Facebooku ruszył bazarek na jej rzecz, gdzie można licytować fanty.

Każdy może pomóc

Na tym jednak nie koniec. Podczas Dni Sokółki, już w najbliższy piątek 10 czerwca od godz. 14., odbędzie się kwesta na jej rzecz. Podczas bloku występów zespołów Sokólskiego Ośrodka Kultury będą zbierane pieniądze do puszek. Dodatkowo, na kiermaszu pod kinem znajdą się stoiska ze smakołykami, gdzie będzie można wspomóc Anię, kupując znajdujące się tam produkty.
Obywatelki Ukrainy, które obecnie przebywają w Sokółce przygotują bliny, których sprzedaż zasili puszki Ani. Rodzina oraz przyjaciele Ani - upieką pyszne domowe ciasta. Znajomi i wolontariusze będą z kolei grillowali kiełbaski, przygotują kanapki ze smalczykiem. Wszystkiego będzie można skosztować wrzucając pieniądze do puszki i tym samym pomagając chorej 40-latce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co to jest zapalenie gardła i migdałków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto