Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powodzie zalewają Polskę przez brak zbiorników i ignorancję

Łukasz Słapek
Wrocławskie osiedle Kozanów także teraz - podobnie jak w 1997 r. - ucierpiało najbardziej
Wrocławskie osiedle Kozanów także teraz - podobnie jak w 1997 r. - ucierpiało najbardziej fot. Paweł Relikowski
ANALIZA Powódź tysiąclecia z 1997 roku nie nauczyła nas, że w kraju nie ma systemu gromadzenia nadmiaru wody

Wciąż nie wyciągnięto właściwej nauki z powodzi tysiąclecia, która w lipcu 1997 r. nawiedziła południową i zachodnią Polskę. Eksperci są zdania, że w naszym kraju wciąż nie ma wystarczającej liczby zbiorników retencyjnych. Twierdzą też, że wały przeciwpowodziowe, których odpowiednią wielkość precyzyjnie regulują przepisy prawa, zwyczajnie nie są przystosowane do bardzo szybko zmieniających się realiów jak zabudowa domów jednorodzinnych czy liczba mieszkańców.

1 Lata doświadczeń w koszu

Hydrolodzy mówią wprost: jeżeli w końcu nie zabierzemy się poważnie do prewencji hydrologicznej w naszym kraju, to powodzie będą do nas wracały. Powódź tysiąclecia kosztowała życie w sumie 114 osób, w Polsce było 56 ofiar śmiertelnych. Straty materialne oszacowano na 3,5 mld dol. Tak samo jak obecnie, również i wtedy dramatyczne wydarzenia początek swój miały, gdy przez tydzień obficie padał deszcz. Ilość opadów w ciągu siedmiu dni czterokrotnie przekroczyła średnią miesięczną.

W dorzeczu górnej Odry fala powodziowa przekroczyła o trzy metry najwyższe zanotowane poziomy wód tej rzeki. Wtedy jako główne przyczyny gigantycznej powodzi podawano brak zbiorników retencyjnych, zły stan polderów i wałów przeciwpowodziowych.

2 Brakuje u nas zbiorników

Sytuacja dzisiaj jest identyczna. Najpierw wielki deszcz, po nim wezbrane potoki górskie i rzeki, a następnie nieopanowany żywioł. Skąd ta powtórka? Według specjalistów w Polsce wciąż brakuje specjalnych zbiorników w górnych częściach zlewni, czyli na obszarach, z których wody spływają do danej rzeki lub jeziora.

- Większa liczba takich zbiorników zwyczajnie umożliwiłaby zatrzymanie części objętości wody spływającej z obszarów górskich na tereny położone niżej - mówi hydrolog dr inż. Bernard Twaróg, zastępca dyrektora Instytutu Inżynierii i Gospodarki Wodnej Politechniki Krakowskiej.

3 Uczmy się od reszty Europy

Według hydrologów nie muszą być to koniecznie zbiorniki retencyjne, czyli sztuczne jeziora zaporowe. Rolę takich zbiorników mogą skutecznie pełnić tak zwane zbiorniki suche, na których można uprawiać normalną uprawę rolną, poldery (płaskie obszary znajdujące się na depresjach zabezpieczane przed zalaniem, z których woda jest wypompowywana) lub zbiorniki wielozadaniowe, jak to jest na Zachodzie.

4 Zabrakło edukacji powodziowej

- To, czego jesteśmy świadkami, to zwyczajny przykład i konsekwencje z jednej strony niewystarczającej infrastruktury w tak zwanej czynnej ochronie przeciwpowodziowej, czyli wszelkiego rodzaju obiektów powiększających retencję, oraz - z drugiej strony - niewystarczających działań administracyjno-prawnych oraz regulacji finansowych i edukacji powodziowej rozumianych jako bierna ochrona przed powodzią, do której również zaliczyć należy zły i niewystarczający stan obwałowań - konkluduje dr Twaróg.

5 Nierozsądne pozwolenia

Specjalistów, z którymi rozmawiała "Polska", najbardziej poruszył przykład zalanego - choć na mniejszą skalę niż w 1997 r. - wrocławskiego Kozanowa. Woda, która wtedy wdzierała się na osiedle, sięgała nawet do drugiego, a miejscami trzeciego piętra budynków.

Dzisiaj położony w północno--wschodniej części miasta Kozanów znów znalazł się pod wodą. Mało tego - na osiedlu po 1997 r. wybudowano kolejne bloki mieszkalne.

- To już naprawdę jeden ze sztandarowych przykładów głupoty osób, które wydały tam pozwolenia na budowę. Głupoty, przez którą cierpią ludzie, którzy tam wykupili za ciężkie pieniądze mieszkania - mówi jeden z miejscowych hydrologów.

Obszar, na którym dzisiaj się znajduje osiedle, był przez Niemców przeznaczony pod zabudowę polderową. W ten sposób Niemcy, którzy przewidywali, że wezbrane wody Odry stanowią spore zagrożenie, chcieli zwiększyć retencyjność tamtych terenów. Kozanów - z miejsca, które miało posłużyć jako obszar do przechwycenia nadmiaru wód - zamieniono w osiedle, na którym wciąż powstają nowe bloki. Na dodatek powstają one bez jakichkolwiek zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Specjaliści są zgodni, że w tamtym miejscu nikt nie powinien otrzymać pozwolenia na budowę.

6 Niewystarczające wały

Tegoroczna powódź dobitnie pokazała, że budowane z takim rozmachem po 1997 r. wały przeciwpowodziowe w wielu przypadkach są nie dość wytrzymałe. Z jednej strony, to wina ekologów, którzy bronią zwierząt dokonujących poważnych zniszczeń umocnień, które pod nawałem wody puszczają, z drugiej - nieżyciowych przepisów.

Prawo bowiem dokładnie reguluje, jaka powinna być wysokość wałów przeciwpowodziowych w stosunku do zabudowań czy gęstości zaludnienia. Rzecz jednak w tym, że zanim wał powstanie czy też zostanie umocniony, rzeczywistość się zmienia. Tam, gdzie do niedawna nie mieszkał nikt albo niewiele osób, po pewnym czasie powstaje np. osiedle domków jednorodzinnych, jak ma to miejsce w przypadku willi usytuowanych tuż obok Wału Miedzeszyńskiego w Warszawie. Większość zaś wałów w naszym kraju powstała w latach siedemdziesiątych.

7 Regulowanie rzek na nic

Okazuje się, że w tym przypadku uregulowanie rzek nic by nie zmieniło. Mogłoby tylko pogorszyć sprawę, bo woda spływałaby zbyt szybko, tworząc jeszcze większą falę. - Najważniejsze, by uniknąć kolejnych powodzi, jest zbudowanie zbiorników, które ten spływ właśnie opóźniałyby - konkludują hydrolodzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto