18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawne kamienicobójstwo w Bytomiu. Historia sprawy kamienicy na Pogodzie

Grażyna Kuźnik
Bytom. Katowicka 70. Ta kamienica była kiedyś wizytówką miasta. Teraz przyjezdnych wita ruina
Bytom. Katowicka 70. Ta kamienica była kiedyś wizytówką miasta. Teraz przyjezdnych wita ruina Arkadiusz Gola
Jedna z najpiękniejszych kamienic Bytomia przestaje istnieć. Co się wydarzyło, że doszło do takiego skandalu? Dlaczego miasto tak nieudolnie walczyło z właścicielem? Przegraliśmy wszyscy - o całej historii od początku do końca pisze Grażyna Kuźnik.

Dietmar Kromer pół życia spędził w mieszkaniu z widokiem na kamienicę przy Katowickiej 70. Najbardziej prestiżową w Bytomiu, którą widział każdy, kto wjeżdżał do miasta. Kiedy kilkadziesiąt lat temu wprowadzał się do skromnego budynku naprzeciwko, na Krakowską 50, patrzył z zazdrością, jak tamten gmach kwitnie. Było co podziwiać. Sklepy, firmy i mieszkania. Misterne balkony, arkady, wykusze, wieżyczki, tarasy; to się nigdy nie nudziło. Okna pootwierane, w nich pełno ludzi. Pozdrawiali się wzajemnie, bo dzieliła ich tylko wąska ulica.

- Nie myślałem, że przeżyję taką szykowną kamienicę - dziwi się teraz Dietmar. - Przecież drugi raz coś takiego już nie powstanie.

Ale piękny dom zaczął się szybko starzeć. Wyprowadzali się lokatorzy, pojawiały się rysy, pękały szyby, odpadały gzymsy, na balkonach wyrastała trawa. W końcu pospadały sufity. Codziennie można było dostrzec jakąś stratę i nikt się tym nie zajmował. Najgorzej było w ostatnich latach, kiedy już zabrał się stąd ostatni lokator. Kamienica patrzyła na Kromerów czarnymi oknami, jakby w strasznym zdziwieniu.

Dietmar urodził się w Berlinie, a poślubił Janinę z Tarnopola. Nic niezwykłego w Bytomiu. Inne światy, ale się dopasowały. Tyle tylko, że Janka teraz z serca załamuje ręce, kiedy wspomina sąsiadów z naprzeciwka. Już od lat nie ma do kogo pomachać, a by się przydało, bo samotność z każdym rokiem bardziej doskwiera. Jak żyć z widokiem na ruinę? Strach wyglądać przez okno. A Dietmar surowo, w milczeniu bada ślady zniszczeń. Mówi, że tylko cud trzyma tę budowlę w jednym kawałku. Właściwie każdego dnia spodziewają się katastrofy.

- A jakie tam klatki schodowe były, jakie schody, jak w pałacu - żałuje Janina. - I co? Boję się ulewy, bo nawet byle deszcz może to wszystko zawalić.

Dietmar nie wie, że architekt kamienicy Albert Bohm pochodził z Berlina, tak jak on. Budynki tego cenionego nadwornego królewskiego architekta wpisane są do berlińskiego rejestru zabytków, ale bytomska kamienica z 1898 roku nigdy oficjalnie zabytkiem nie została.

Styl Bohma słusznie nazywano "malowniczym historycyzmem". Projekt kamienicy przy Chorzowskiej zamówił u niego bogaty przedsiębiorca Franz Nowotny i był olśniony efektem, podobnie jak wszyscy. Wkrótce Bohm dostał zamówienie od burmistrza na projekt teatru, w którym teraz jest Opera Śląska. Ten budynek uznano jednak za zabytek, chociaż powstał później niż kamienica Nowotnego.

Miała pecha. Szkody górnicze, bliskość ruchliwej jezdni powodowały, że budynek podupadał i wymagał remontu. Gmina nigdy się do tego nie kwapiła, chociaż kamienica była wizytówką Bytomia. Władze wolały sprzedać ją osobie, która nie dała prawnych gwarancji, że podejmie się remontu. Nikt nie wnikał, jakie plany ma nabywca. Obiecywał, że powstanie tu hotel i mieszkania, a może galeria handlowa z wyrobami dla dzieci. Wszyscy jednak wiedzieli, że teren, na którym stoi budynek, jest bardzo atrakcyjny. Krzyżują się tu wszystkie drogi.

- Do sprzedaży doszło za kadencji prezydenta Krzysztofa Wójcika - wyjaśnia Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzecznik bytomskiego magistratu. - My tylko dostaliśmy ten problem do rozwiązania. Teraz na podobnych warunkach nikt od gminy w Bytomiu nie kupi kamienicy. W 2007 roku zmieniliśmy zasady przetargu.

Nie liczy się to, ile ktoś zapłaci za budynek, ale to, ile włoży w jego remont i renowację. Kamienicę w 2004 roku kupiła Krystyna Gluck. Za 200 tys. zł nabyła pięciopiętrowy gmach o powierzchni 5 tys. mkw., w stanie dobrym. Wydawało się, że budynek spotkało prawdziwe szczęście w osobie nowej właścicielki o takim nazwisku. Ale nie działo się nic, co mogłoby poprawić los kamienicy.

Właścicielka tłumaczyła w prasie, że jednak nie stać jej na remont. I skarżyła się, że miasto sprzedało jej ruinę, pozbywając się problemu. A przecież nikt nie zmuszał jej do tego zakupu. Każdy, kto chce nabyć nieruchomość, powinien sam sprawdzić, w jakim stanie technicznym jest budynek.

W czerwcu tego roku Krystyna Gluck powiedziała DZ, że kondycja budynku w momencie jego zakupu daleka była od ideału. Już wtedy przeciekał dach. Miała związane ręce i nie mogła przystąpić do remontu, bo przez pierwszy miesiąc nie otrzymywała kluczy do budynku. A złodzieje w tym czasie nie próżnowali. Później długo starała się o rozbiórkę, nie dostawała jednak na to zgody.

Miasto twierdzi z kolei, że jeszcze niedawno kamienica była do uratowania, a nie do burzenia. Trzeba było jednak zainwestować w nią jakiekolwiek pieniądze. Gmina chciała nawet odkupić kamienicę, ale do ewentualnego sprzedania wyznaczono tylko jej część. Miasto chciało kupić całość.

Tymczasem z budynkiem było coraz gorzej, rozpadał się w oczach. Trzeba było wyłączyć jeden z pasów ruchu bardzo uczęszczanej jezdni, bo spadające kawałki muru mogły kogoś zranić. Straż Miejska i powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakładały na właścicielkę mandat za mandatem, razem blisko 80. Bez skutku.

Kierowcy klęli na czym świat stoi. Trzeba było przesunąć trakcję tramwajową.

Przy samym wjeździe do miasta stały więc zapory, a za nimi pełna odpadków, porośnięta chwastami droga. Jeszcze dalej sypiąca się kamienica. Ale i wtedy właścicielka nie poniosła żadnych konsekwencji. Kiedy sprawa trafiła do sądu, została zwolniona z zapłaty grzywny w wysokości tysiąca złotych. Nie zapłaciła też kosztów sądowych. Tłumaczyła, że jest za biedna, żeby uiścić 150 zł. Wkrótce potem uboga rzekomo osoba dokupiła jeszcze sąsiedni teren koło kamienicy dla córki.

- Nie mogę się pogodzić z decyzją sądu, jestem oburzona - nie ukrywa Elżbieta Kwiecińska, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Bytomiu. - Nie rozumiem, dlaczego sąd podjął decyzję, która pozwala na uchylanie się od odpowiedzialności właściciela zrujnowanego, zagrażającego ludziom budynku, w którym nic nie chciał poprawić. Właściciel lekceważył wszystkie urzędowe monity i nakazy. Czy stoi ponad prawem?

W obronie kamienicy stanęli tłumnie sami mieszkańcy. Ruszyła akcja w internecie, organizowano imprezy, które udowadniały, że bytomianom zależy na swoim mieście. Ale oni też niczego nie wskórali. Jeden z organizatorów otrzymał pismo z kancelarii prawniczej reprezentującej właściciela, grożące sprawą sądową za naruszenie dobrego imienia.

Ostatnim przedsięwzięciem bytomian był więc symboliczny pogrzeb budynku. Nadzór budowlany nieodwołalnie wydał wyrok - nakaz rozbiórki. Ekspertyza wykonana na zlecenie prokuratury okazała się dla kamienicy druzgocąca. - Rozbiórkę należy wykonać niezwłocznie - podkreśla Elżbieta Kwiecińska.

Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Właściciel nie udziela żadnych informacji. - To będzie strata dla Bytomia i jego historii - mówi młody społecznik Daniel Lekszycki, organizator "pogrzebu". - Nie do wybaczenia. Miasto straciło obiekt wielkiej urody, który mógłby być jego dumą.

Na razie z kamienicą nic się nie dzieje, swoje robi tylko czas. Mijam zapory i wchodzę pod arkady. Drzwi są zamurowane, wokół pełno gruzu. Na ścianach są jeszcze ślady życia, plakaty namawiają chętnych do nauki tańca, lekcje odbyły się kilka lat temu. To pamiątki po ostatnich chwilach normalności. Z góry sypią się kawałki drewna, chyba ze stropu, który się zawalił w mieszkaniach i barykaduje okna. Ozdobne balkony porastają chwasty wysokie jak drzewa. Zatrzymują kawałki tynku i gzymsów, które wolniutko spadają. Surrealizm w środku miasta.

Powiatowa Inspekcja Nadzoru Budowlanego zwróciła się ze skargą na właściciela do Prokuratury Rejonowej w Bytomiu.

- Skierowaliśmy już akt oskarżenia do sądu, w środę 29 czerwca odbyła się rozprawa - mówi Artur Ott, prokurator rejonowy w Bytomiu. - Oskarżamy z art. 164 paragraf 2 Kodeksu karnego, chodzi o sprowadzenia zagrożenia życia i zdrowia wielu osób.

Na ścianie skazanej kamienicy nadal widać wielki napis: "Bytom zaprasza".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto