Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przy The Last of Us wymięknie nawet największy twardziel RECENZJA GRY

Bartosz Wojsa
Recenzja gry The Last of Us: poznajcie historię Joela i Ellie
Recenzja gry The Last of Us: poznajcie historię Joela i Ellie
Recenzja gry The Last of Us: poznajcie historię Joela i Ellie. Niesamowicie realistyczna grafika, niemal idealnie skonstruowane modele postaci i animacje, oddające wrażenie, jakbyśmy oglądali pełnometrażowy film. Do tego poruszająca do granic historia, przy której wymięknie nawet największy twardziel. Oto The Last of Us. Zapraszam do recenzji.

Recenzja gry The Last of Us: poznajcie historię Joela i Ellie

The Last of Us to przygodowa gra akcji z elementami survival horroru. Jej produkcją zajęła się firma-legenda: Naughty Dog, która wydała grę wyłącznie na konsolę Playstation 3 i później jej odświeżoną wersję – The Last of Us Remastered – na Playstation 4. Co w skrócie oznacza, że nie zagramy w nią, nie posiadając konsoli PS3 lub PS4. W sieci znajdziecie jednak dużo stwierdzeń, że dla takiego tytułu warto nawet kupić konsolę, z czym się generalnie zgadzam, choć oczywiście nie jest to mały wydatek. Tym, którzy PS3/PS4 mają i jeszcze w TloU nie grali – niech szybko nadrabiają, bo gra jest wyśmienita.

Ekskluzywny tytuł z ekskluzywną historią
Na sam początek zaznaczę, że recenzja może zawierać śladowe ilości spoilerów. Uważajcie więc, jeśli nie chcecie zepsuć sobie zabawy, choć obiecuję, że o najważniejszych i najmocniejszych momentach gry nie wspomnę. Akcja The Last of Us toczy się w 2033 roku, 20 lat po wybuchu epidemii grzyba w Stanach Zjednoczonych, który mówiąc najprościej sprawia, że ludzie zamieniają się w żądne krwi zombie. Zanim jednak do tego momentu przejdziemy, mamy okazję przeżyć dzień, w którym wybuchła zaraza (2013 rok). Wówczas wcielamy się w postać głównego bohatera, którym kierujemy przez większość gry (choć nie tylko) – Joela. Dzieje się to jednak nieco później, bo na początku przychodzi nam sterować jego ukochaną córeczką – Sarą. Dziewczyna budzi się w środku w nocy w swoim pokoju i próbuje znaleźć ojca, którego nigdzie nie ma w domu. W wiadomościach ogląda doniesienia o dziwnie zachowujących się ludziach, którzy atakują innych obywateli USA. Nagle, niedaleko domu, dochodzi do eksplozji, a sygnał w telewizorze się urywa.

Spanikowana Sara zaczyna szukać swojego ojca. Gdy znajduje jego telefon na szafce i odczytuje SMS-y od wujka Tommy'ego, do domu nagle wparowuje Joel. Wyraźnie zdenerwowany zaczyna tłumaczyć córce, by nie wyglądała przez okno. Sara jest przerażona, tym bardziej, kiedy Joel sięga po broń. Ni stąd ni zowąd (jump scare!) w szklane drzwi domu głową uderza sąsiad Joela i Sary. Mężczyzna ma obłąkany wzrok i zachowuje się dziwnie: uderza głową w szybę tak mocno, aż w końcu ją rozbija i wpada do środka. Rzuca się na bezbronnych domowników, ale zanim sięga ich łapami – Joel strzela mu prosto w głowę. Jak można łatwo się domyślić, jeszcze bardziej przeraża to jego córkę, którą jednak szybko udaje mu się uspokoić.

Potem historia toczy się całkiem szybko. Przychodzi wujek Tommy i cała trójka bohaterów próbuje wydostać się z miasta. Mijają hordy zombie, zarażonych grzybem ludzi, aż w końcu trafiają do punktu, w którym są zmuszeni opuścić pojazd. Gdy wątek dochodzi do kulminacyjnego momentu (nie będę zdradzał, jakiego), epizod się kończy i wita nas napis: „The Last of Us”. Najważniejszych aspektów gry nie będę zdradzał, bo uważam, że byłby to zbyt duży spoiler. Napiszę tylko jedno: finał tej części już jest tak mocny, że nawet największy twardziel może wymięknąć. Skoro taki jest początek, to dalej może być tylko lepiej. I jest.

Grę Joelem rozpoczynamy 20 lat później, kiedy w objętym kwarantanną Bostonie stara się on przetrwać, działając w jednym z gangów jako przemytnik i walcząc o zagarnięcie dla siebie jak najwięcej jedzenia czy materiałów potrzebnych do przeżycia, w tym także broni. Pomaga mu w tym przyjaciółka – Tess. Splot różnych zdarzeń doprowadza parę do tajemniczej organizacji Świetliki, walczącej z żołnierzami i chcącej powrotu do dawnej rzeczywistości sprzed 20 lat, bez nieustannej kontroli i naszpikowanych po zęby wartowników. Ich przywódczyni Marlene prosi Joela i Tess o przetransportowanie 14-letniej dziewczynki o imieniu Ellie do specjalnie wyznaczonego punktu, gdzie przejmą ich bojownicy Świetlików. Kobieta nie zdradza naszym bohaterom, dlaczego Ellie jest dla Świetlików tak ważna, ale w końcu pomimo głosów sprzeciwu Joel godzi się na pomoc, rzecz jasna nie bezinteresownie. Marlene obiecuje im bowiem przekazanie w zamian znacznych ilości broni. Wtedy zaczyna się prawdziwa historia i wielka podróż przez ogromne Stany Zjednoczone, a z czasem bohaterowie w brutalny sposób dowiadują się, co takiego ma w sobie Ellie, że stawia na nogi całą tajemniczą organizację.

Mnóstwo zwrotów akcji, piękne lokacje i poruszające momenty
Warto nadmienić, że Ellie jest drugą pierwszoplanową postacią gry. Więcej o szczegółach fabularnych nie będę Wam opowiadał, bo zepsułoby to całą przyjemność z rozgrywki. Postaram się więc pokrótce opisać to, co jest w niej najlepsze i co mnie urzekło. Historia The Last of Us to historia nieoczywista, pełna zwrotów akcji i zaskakujących decyzji nie tylko głównych bohaterów, ale również tych pobocznych. Nietrudno tutaj o przeżycie całej gamy emocji: radości, złości, mocnego skupienia, masy śmiechu (tak, w tym brutalnym do bólu świecie jest też miejsce na dawkę dobrego humoru – głównie za sprawą Ellie, której niektóre teksty po prostu kładą na łopatki) oraz poruszenia, poruszenia i jeszcze raz poruszenia pomieszanego ze smutkiem. To, co dzieje się na ekranie i jak rozwija się tragiczna historia tych dwojga, a później jak zaczyna łączyć ich piękna więź, naprawdę może doprowadzić do wybuchowej mieszanki uczuć. Właśnie to w The Last of Us jest najlepsze.

Oczywiście gra nie odniosłaby tak dużego sukcesu (otrzymała nagrodę Brytyjskiej Akademii Gier Wideo w kat. Najlepsza Gra, ale też wiele innych nagród: w 2013 roku TloU to zwycięzca największej ilości nagród spośród wszystkich wydanych w tym roku tytułów w kat. Gra Roku), gdyby nie fakt, że oprócz samej fabuły oferuje również dopracowaną, bardzo dobrą rozgrywkę. To survival, przygodówka i strzelanka w jednym. Musimy więc troszczyć się o to, by zbierać napotkane materiały i tworzyć z nich różnego rodzaju pułapki, ale też koktajle mołotowa czy apteczki lecznicze. Do tego zbieramy różnego rodzaju broń palną i nie tylko (mamy do dyspozycji w późniejszym czasie także łuk). Wszystko po to, by przetrwać w świecie ogarniętym epidemią, gdzie stajemy do walki nie tylko z różnego rodzaju zombiakami (każdy z nich ma „historię zarażenia”, stadium i inny sposób zwalczania), lecz również z żołnierzami, którzy próbują przeszkodzić nam w naszej podróży. Do tego mamy fenomenalną, niesamowicie realistyczną grafikę i piękne widoki, które zapierają dech w piersiach. Do tego stopnia, że nieraz zdarzyło mi się przystanąć w jakimś miejscu i przez kilka minut obserwować to, co dzieje się przede mną. A dzieje się ciągle sporo. Mamy też klimatyczną muzykę, która jest pięknym dopełnieniem wszystkich pozostałych aspektów gry.

Kiedy piszę tę recenzję, zastanawiam się, co w The Last of Us mi się nie podobało. Bo przecież nie mogę tej gry tylko wychwalać, ktoś jeszcze pomyśli, że to recenzja sponsorowana. Ale powiem Wam szczerze, że podobało mi się tam wszystko. Od rozgrywki, możliwości rozwoju postaci, różnorodności broni i akcesoriów, aż po muzykę, grafikę i – rzecz jasna – fabułę, o której tak dużo ciągle piszę. Ponadto postacie są zbudowane w tak dojrzały sposób, a gra aktorska stoi na tak wysokim poziomie (nawet polski dubbing radzi sobie nieźle), że ciężko jest się do czegoś przyczepić. Widać, że twórcy spędzili nad grą bardzo dużo czasu i starali się dopracować ją w każdym calu. Zapewniam Was, że w trakcie gry na pewno przejmiecie się losem bohaterów i wczujecie w sytuacje, z jakimi przyszło im się zmierzyć.

Naughty Dog świetnie zdawało sobie sprawę z tego, jak dobrą robotę odwalili, bo po zakończeniu gry mamy możliwość obejrzenia w sekwencjach głównych filmów, które oglądamy w trakcie rozgrywki, co sprawia, że czujemy się, jakbyśmy siedzieli na kinowej sali i podziwiali pełnometrażowy film. Dosłownie. Z tą różnicą, że oglądając filmiki samodzielnie, bez grania (co – przyznaję – zdarzyło mi się wielokrotnie: ta historia, ta grafika!), umknie nam parę szczegółów. Ale i tak wideo bardzo dobrze układają się w spójną całość, dzięki czemu ich oglądanie to sama przyjemność. Możemy na nowo przeżyć historię Joela i Ellie bez konieczności ponownego przechodzenia gry. Tym bardziej, że aktorzy użyczali swoim postaciom nie tylko głosu, ale brali również udział we wszystkich scenach „motion capture”, czyli w skrócie: mieli do ciała mnóstwo doczepionych urządzeń, które wyłapywały ich ruchy, nawet mimikę twarzy, a następnie przenosiły wszystko na szklany ekran. Sceny odgrywano więc na żywo, by później przenieść je do świata wirtualnego.

Warto nadmienić, że gdy najdzie nas znów ochota na grę, przygotowano dla nas rzecz jasna szereg poziomów trudności i rzeczywiście różnią się one od siebie, a żeby przejść ten najtrudniejszy, nieźle trzeba się napocić. Samo przejście gry także zajmie nam sporo czasu: jej długość jest satysfakcjonująca.

Wielkie zapowiedzi The Last of Us II
The Last of Us nie jest jakąś świeżynką, jeśli chodzi o premierę tej gry i ma to zarówno swoje zalety, jak i wady. Wadą może być to, że wielu z Was mogło już w nią grać (nie zaszkodzi jednak znów odpalić gry, po przeczytaniu tej recenzji), a zaletą stosunkowo niska cena (używka w niektórych sklepach chodzi nawet po 80 złotych) czy łatwa dostępność w wielu punktach z grami.

Tym bardziej warto sobie o TloU przypomnieć, ponieważ Naughty Dog skutecznie podkręca atmosferę kolejnymi doniesieniami o drugiej odsłonie gry. Na razie oficjalnej daty premiery nie ma, ale w sieci można odnaleźć pierwsze oficjalne zwiastuny. Nic dziwnego: pierwsza część kończy się bowiem w taki sposób, że zostawia po sobie tylko jeszcze większy niedosyt – oczywiście zaraz po tym, jak zbierzemy szczękę z podłogi, ponieważ finałowa scena jest lepsza od wszystkich zwrotów akcji w grze razem wziętych (to możliwe?).

Jedno jest pewne: jeśli macie PS3/PS4 lub planujecie niedługo kupić konsolę, odpuszczenie sobie The Last of Us to największy błąd, jaki możecie zrobić. Niezależnie od tego, czy jesteście fanami tego typu gier, czy nie, to pozycja obowiązkowa dla każdego wytwornego gracza. Genialna fabuła, porządna rozgrywka, dobra muzyka, świetna grafika – mogę tak wymieniać w nieskończoność i opowiadać o niej jeszcze przez wiele stron, ale zamiast tego: lepiej idźcie grać.

Dla pewności powtórzę: nie jest to recenzja sponsorowana (śmiech). Po prostu ta gra jest tak dobra, a jej ocena końcowa (nie wiem, czy jeszcze kiedyś taką ocenę powtórzę) jest w pełni zasłużona.

PLUSY:

  • Fabuła, fabuła, fabuła – mrożąca krew w żyłach, poruszająca do łez
  • Oprawa muzyczna i graficzna: piękno samo w sobie
  • Różnorodność broni i akcesoriów
  • Bardzo dobrze skonstruowany survival
  • Różnorodność przeciwników
  • Realistyczny system walki
  • Wyraziste i wiarygodne postacie
  • Satysfakcjonująca długość gry
  • Aktualnie także dosyć przystępna cena

MINUSY:
- Czasem zdarzają się niewielkie problemy techniczne

Ocena końcowa: 10/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto