Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sylwia Cholecka wróciła z Chin. W ostatniej chwili udało jej się wydostać z Changchun [ZDJĘCIA]

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
arch. Sylwii Choleckiej
Sylwia Cholecka - mieszkająca przez wiele lat w naszym regionie, a obecnie w Poznaniu - wróciła niedawno z Chin. Aby opuścić uczelnię, na której studiuje nauczanie chińskiego, musiała napisać do władz specjalne podanie. Z uwagi na profilaktykę związaną z koronawirusem jej kampus odcięto od świata zewnętrznego. Na szczęście Polce udało się wylecieć do Tajlandii, a ostatecznie w poniedziałek 17 lutego wylądować w Wielkiej Brytanii. Do Polski przyjedzie w przyszłym tygodniu.

Chińska przygoda zaczęła się dla Sylwii w jednej z poznańskich szkół, której pracuje jako nauczycielka. W placówce zorganizowano darmowe lekcje języka chińskiego.

- Dyrektorka szkoły zaproponowała, abym zajęła się tym tematem. Uznałam, że jeśli mam czegoś doglądać, najlepiej będzie, jeśli sama zacznę się uczyć. Hobby bardzo szybko przerodziło się w pasję – mówi Sylwia Cholecka.

Na przestrzeni ostatnich lat w Chinach gościła dwukrotnie. Najpierw w latach 2012/2013 w roli studentki, potem w roli nauczycielka języka angielskiego, a teraz ponownie w charakterze studentki. Obecnie Sylwia studiuje na dwuletnich studiach magisterskich nauczanie chińskiego na North-East Normal University w Changchun.

Changchun jest miastem w północno-wschodnich Chinach, w prowincji Jilin, oddalonym o ponad dwa tysiące kilometrów do Wuhan. Jednak kiedy zaczął rozprzestrzeniać się wirus władze uczelni wprowadziły liczne obostrzenia.

- Wszystko w ramach profilaktyki. Wiadomo, że władzom uczelni zależy na bezpieczeństwie studentów, szczególnie tych zagranicznych. Na moim roku studiuje około 120 osób z czego 23 obcokrajowców – mówi Sylwia.
Pod koniec stycznia br. na swoim facebookowym profilu Sylwia Cholecka zamieściła wpis:
-

„ (…) Pytacie co u mnie... Jestem zdrowa i czuję się dobrze. Raczej nic nie złapałam w czasie podróży... Od 5 dni jestem na kampusie. Wprowadzono ogromne ograniczenia w poruszaniu się, zamknięto prawie wszystkie wyjścia z terenu uczelni. Tam, gdzie można wyjść / wejść, trzeba okazać stosowny dokument. Dziś okazało się, że kilkanaście osób, które wróciły do Changchun 25 stycznia lub później musi przejść kwarantannę - mają spakować rzeczy (w tym pościel) i będą przewiezieni samochodem (dystans ok 400m!!!!) do innego akademika. Spędzą w pokoju z łazienką, zamknięci na klucz na 15 dni... Mają ich karmić i dawać wodę do picia (ale czajnik w akademiku zabroniony, a herbacie zapomnij... Dla mnie już brak kawy byłby bolesny... Uratowało mnie od tego więzienia 12 godzin (...)”.

Na kampusie – jak wspomina Sylwia – w początkowym okresie rozprzestrzeniania się wirusa panowała nerwowa atmosfera. Większość studentów międzynarodowych dla bezpieczeństwa nie wychodziła z pokojów. Mimo lęku i niepotrzebnej paniki nie mieli pojęcia, jak się właściwie zabezpieczać.

- Kolega, którego spotkałam w stołówce osłaniał twarz szalikiem. Kiedy powiedziałam mu, że po powrocie powinien go wyprać był oburzony –tłumaczy Sylwia.

W tym samym czasie zwróciła się do władz uczelni z podaniem o zgodę na opuszczenie miasta i kraju. W związku z obchodami noworocznymi w Chinach nie miała gdzie wydrukować podania. Podobnie jak w Polsce w okresie świątecznym w Chińskiej Republice Ludowej wszystko jest zamknięte. Ostatecznie napisała podanie odręcznie i wysłała komunikatorem – chińskim odpowiednikiem whats Appa.

- Na końcu podania napisałam „Czy tak będzie w porządku”? Miałam na myśli odręczną formę podania. Uzyskałam odpowiedź „W porządku”. Byłam przekonana, że to zgoda na taką formę podania, a tymczasem była to zgoda na wyjazd. Zrozumiałam to dopiero po dwóch dniach, gdy ponownie zwróciłam się do władz z zapytaniem, co z moim wyjazdem? – relacjonuje Sylwia.

Nie mogła oddalić się samowolnie, ponieważ straciłaby stypendium ufundowane przez Instytut Konfucjusza. Zresztą zamierza wrócić na uczelnię, aby dokończyć studia.

- Wyjechałam w ostatniej chwili. 2 lutego br. całkowicie odcięto uczelnię od świata – informuje Sylwia.

Władze uczelni wprowadziły zakaz gotowania. Wszyscy studenci są zobowiązani do korzystania z uczelnianej stołówki.

- To żadnej problem w przypadku osób bez specjalnej diety. Ale co mają zrobić osoby, które z uwagi na wyznawaną religię spożywają wyłączenie określone produkty. Z pewnością takim studentom będzie trudniej– przekonuje S. Cholecka.

Podróż powrotna była nerwowa. Uczelnię od lotniska dzieliło około 40 km. Lot do Bankogku z przesiadką w Guangdong zaplanowano o 9.00. Sylwia już wcześniej kupiła bilet na lotnisko. O godzinie. 5.30 wsiadła do metra.

-

Zaskoczyło mnie to, że tylko na stacji metra sprawdzano temperaturę ciała podróżnych. Na dworcu kolejowym nikt nie zadał już sobie tego trudu. Niestety, mój pociąg odwołano i nikt nie umiał powiedzieć, kiedy pojedzie kolejny. Musiałam wzywać taksówkę

– relacjonuje Sylwia.

Następne zaskoczenie czekało ją na lotnisku, które w porównaniu do czasów sprzed wirusa było niemal puste. Wszyscy podróżni oraz obsługa nosili oczywiście maseczki.

-

Cóż po nich skoro jeden z pasażerów odsłonił maseczkę po to, by się wykasłać. Co gorsza Chińczycy mają nawyk odpluwania flegmy na ulicę. Chodniki toną w plwocinach

-opowiada Sylwia.

Jej maseczka też nie spełniała najwyższych standardów, ponieważ Sylwia zdezynfekowała ją ...perfumami. Jak przyznaje nie miała wyboru, ponieważ na chińskim rynku ochronne maseczki są towarem deficytowym.

-

Nie tylko lotniska były opustoszałe ale także samoloty. W samolocie w którym było 340 miejsc siedziało najwyżej 20 pasażerów

– tłumaczy Wielkopolanka.

Sylwia leciała samolotem China Southern. Teoretycznie ekipa lotnicza powinna być perfekcyjnie przygotowana do zapobiegania rozprzestrzenianiu się koronawirusa, a tymczasem w samolocie nie było mydła w łazience.

Poszłam do stewardesy prosząc o mydło. Chciała podać mi mydło w kostce w plastikowym kubeczku. Wyjaśniłam jej, że na takim mydle, z którego korzystają wszyscy, namnażają się wirusy. Zażądałam innego mydła w płynie. Okazało się, że nie mają. W państwowym samolocie, w kraju w którym rząd zaleca szczególną higienę

– wzdycha S. Cholecka.

W poniedziałek 17 stycznia br. udało jej się szczęśliwie dotrzeć do UK, a w przyszłym tygodniu przyleci do Polski.
Kiedy wraca do Chin?

- Kiedy uczelnia rozpocznie regularną pracę. Tymczasem uczyć się będę online – zapewnia S. Cholecka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto