Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śląski NFZ oddał centrali 48 milionów

Agata Pustułka
Fot. Polska Dziennik Zachodni
Pod koniec ubiegłego roku śląskie szpitale ledwo wiązały koniec z końcem i praktycznie przyjmowały jedynie pacjentów w stanie zagrożenia życia, bo Narodowemu Funduszowi Zdrowia brakowało pieniędzy. Tymczasem do centrali Funduszu trzeba było oddać 48 mln złotych za tzw. niedowykonania, bo okazało się, że wielu świadczeniodawców nie wykonało w 2009 roku swoich kontraktów.

- To jakiś skandal. Chcę się spotkać w tej sprawie z dyrektorem śląskiego oddziału, by mi wyjaśnił, czemu te pieniądze nie mogły zostać w regionie. Przecież nadal nie zapłacono szpitalom za przekroczenie zeszłorocznych kontraktów, a poza tym inne oddziały są nam winne za leczenie ich pacjentów - oburza się Halina Cierpiał, przewodnicząca sekretariatu zdrowia śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

Cierpiał czuje się oszukana, bo pod koniec ubiegłego roku wraz z grupą związkowców jeździła do Warszawy na spotkania z minister zdrowia Ewą Kopacz, by wymusić na niej dodatkowe pieniądze dla śląskiego oddziału.

- Dziś czuję się fatalnie, bo okazuje się, że pieniądze były. My bardzo lojalnie walczyliśmy o wyższe kontrakty dla naszych szpitali. Jak widać, tylko nas ta dżentelmeńska umowa obowiązywała. Byliśmy szczerzy do bólu, a w zamian otrzymaliśmy półprawdy - dodaje Halina Cierpiał.

Dyrektorzy szpitali też są oburzeni. Zwłaszcza kostycznością przepisów.

- Oczywiście nie jest to oszałamiająca suma w porównaniu z liczącym niemal 7 mld złotych budżetem śląskiego NFZ, ale można za nią sfinansować 10-15 tysięcy hospitalizacji - przyznaje dyrektor jednego z dużych śląskich szpitali. - Nie rozumiem, dlaczego tymi pieniędzmi nie można dysponować elastycznie i przesuwać ich z jednej placówki do drugiej. Przecież ktoś chyba planuje ten budżet?

Były prezes NFZ, a obecny poseł PiS i wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia - poseł Andrzej Sośnierz, twierdzi, że nigdy nie da się w stu procentach zaplanować wszystkich wydatków i przewidzieć oszczędności. Zawsze jakiś szpital czy przychodnia nie wyrobią części kontraktu. Fatalnie jednak, że niezagospodarowane sumy nie mogą być wykorzystane na miejscu.

Sośnierz winą za zaistniałą sytuację obarcza scentralizowany system ochrony zdrowia w Polsce, który sprzyja takim niezrozumiałym działaniom.

- Wszystkie oddziały Funduszu są uzależnione od centrali, która dyktuje warunki. Nieszczęściem była likwidacja samodzielnych kas chorych i nastanie tzw. łapińszczyzny, za czasów ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, gdy pieniądze na zdrowie zaczęto dzielić z jednego rozdzielnika - mówi Sośnierz.

Mimo obietnic zarówno PiS, jak i PO, nie zreformowano Narodowego Funduszu Zdrowia, a były prezydent Lech Kaczyński zablokował część planowanych reform. Jacek Kopocz, rzecznik prasowy śląskiego oddziału NFZ, uspokaja, że pieniądze na Śląsk wrócą.

- Konieczność zwrotu pieniędzy wynikała z obowiązujących przepisów po zamknięciu roku rozliczeniowego. Potem środki z niedowykonań są znowu dzielone i wracają do oddziałów, gdzie nie zostały wykorzystane - twierdzi Kopocz.

- To kompletnie bez sensu. Po co ta wędrówka pieniędzy? Na zdrowy rozum to niepotrzebna komplikacja - oburza się dyrektor szpitala.

- Przypilnujemy, ile tych pieniędzy rzeczywiście wróci. Nie odpuścimy tej sprawy - obiecuje Halina Cierpiał.


10-15 tys. przyjęć do szpitali można było opłacić za zwrócone ze śląskiego NFZ pieniądze

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto