Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stanisław Jędryka przypomniał o sobie książką "Miłości mojego życia"

Katarzyna Pachelska
Na planie filmu "Do góry nogami" z aktorką amatorką Martą Straszną
Na planie filmu "Do góry nogami" z aktorką amatorką Martą Straszną materiały prószyński i s-ka
Reżyser kultowych kiedyś seriali "Podróż za jeden uśmiech" czy "Wakacje z duchami", urodzony w Sosnowcu Stanisław Jędryka przypomniał o sobie książką "Miłości mojego życia". Czy warto ją przeczytać - pisze Katarzyna Pachelska.

Dzisiejsi trzydziesto- i czterdziestolatkowie wychowali się na jego filmach i serialach. Z zapartym tchem oglądali przygody sprytnego i wygadanego Poldka oraz rozpuszczonego jak dziadowski bicz Dudusia w "Podróży za jeden uśmiech", marząc, by i im przydarzyły się podobne historie.

Stanisław Jędryka pod koniec lat 60. i w latach 70. kręcił jeden film za drugim, wszystkie hitowe, i dla młodzieży, by wymienić, oprócz "Podróży..." "Do przerwy 0:1", "Wakacje z duchami", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Szaleństwa Majki Skowron". Później różnie mu się wiodło, robił filmy dokumentalne, przedstawienia Teatru Telewizji.

O sobie przypomina okraszonymi wieloma zdjęciami wspomnieniami "Miłości mojego życia", które ukazały się niedawno nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. W sumie niewiele tu historii wprost związanych z jego filmami (aż prosi się o więcej szczegółów, anegdot z planu). Urodzony w 1933 roku reżyser za to chętnie wraca do swojego dzieciństwa w Sosnowcu, lat młodości dzielonych między Sosnowiec i Opoczno, oraz czasów studiów w szkole filmowej w Łodzi.

O tym, że jest synem dwóch matek dowiedział się jako sześcio- czy ośmiolatek. Okazało się, że mama Karolina, która nie mogła mieć dziecka, razem z mężem Józefem przygarnęli małego Staszka, bo jego biologiczna matka, Helena, ekspedientka w sklepie jego rodziców, nie była w stanie zapewnić mu właściwych warunków jako panna. Helena wyjechała z Sosnowca, gdy miał 6 lat. Później wielokrotnie po niego wracała, ale syn, który przywiązał się już do przybranej matki, nie był w stanie zdecydować się na odejście od niej.

"Próbuję się domyślać, co działo się w sercu mojej samotnej mamy" - pisze we wspomnieniach. Ojca biologicznego Stanisław Jędryka nigdy nie poznał, a matka nie chciała mu nic powiedzieć na ten temat, aż zrobiło się za późno na taką rozmowę. Nie brakowało mu ojca, choć gdy wołano za nim "bękart", wolał jednak go mieć.

Gdy miał sześć lat, wybuchła wojna. Choć nastały straszne czasy, a jego rodzice cudem uratowali się przed wywózką do Auschwitz, to były też dla niego lata pierwszych sympatii, m.in. do Żydówki Racheli. Wtedy też narodziła się jego miłość do kina. Na pierwszy seans do kina Zagłębie zabrał go starszy o 10 lat przyszywany (adoptowany przez Karolinę) brat Stefan. Po wojnie oglądał każdy film, który pojawił się w kinach Roxy lub Zagłębie. To szybko przestało mu wystarczać. Jeździł tramwajem po Śląsku w pogoni za filmami, które rozbudzały jego wyobraźnię, i długo po ich obejrzeniu żył losami bohaterów. Wtedy też postanowił, że jak już się ożeni, to tylko z aktorką, co zresztą później się stało.

Jednak film w przypadku kilkunastoletniego Staszka miał bardzo silną konkurencję w postaci piłki nożnej. Najpierw był podporą podwórkowej drużyny kopiącej szmaciankę, później grał nawet w Stali Sosnowiec. Nie przeszkodziło mu to być dobrym uczniem liceum im. Prusa, a potem zdać egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi.

Z uczelni jeździł na przemian do Sosnowca i do Opoczna, gdzie w 1948 roku przeprowadziła się jego mama Helena, która zawsze częstowała go pyszną zalewajką. W Sosnowcu czuł, że powinien być z Heleną, w Opocznie - że z Karoliną. Później studia tak go pochłonęły, że i tu, i tu zaglądał coraz rzadziej. Skończył studia, ale dyplomu na papierze nie ma do dzisiaj, bo nie napisał pracy teoretycznej. Prawie 40 filmów i seriali nakręcił więc bez "papieru".

Mama Helena, schorowana i zmęczona ciężkim życiem (przeżyła m.in. powstanie warszawskie), wkrótce zmarła.
W 1959 roku, gdy był drugim reżyserem przy filmie Stanisława Różewicza "Miejsce na ziemi", w życiu Stanisława Jędryki pojawiła się jednak kolejna miłość - 18-letnia Joanna, statystka. "Piekielnie mi się podobała, z każdym ujęciem coraz bardziej" - pisze. Pobrali się w grudniu 1960 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego w Łodzi. Małżeństwo jednak zakończyło się rozwodem osiem lat później. Państwo Jędryka dzieci nie mieli.

Za to dzieci, a właściwie młodzież, były zawsze wiernymi odbiorcami filmów Jędryki. I jego najlepszymi aktorami. To u niego zaczęli karierę Henryk Gołębiewski, Filip Łobodziński, Joanna Pacuła.

Wspomnienia Stanisława Jędryki czyta się tak, jakby on sam opowiadał o swoim życiu. Dużo tu dygresji, przeskakiwania w czasie, czasami nużącego wyliczania nazwisk znajomych i przyjaciół, mało pracy redaktorskiej, ale dzięki temu książka jest taka osobista.

Moralny striptiz człowieka, który zmierza już do życiowej mety

Ze Stanisławem Jędryką o jego książce "Miłości mojego życia" rozmawia Katarzyna Pachelska

Dlaczego właśnie teraz zdecydował się pan na wydanie wspomnień?
Jestem teraz w wieku, w którym raczej zmierzam już do mety, więc to ostatni dzwonek. Tę książkę napisałem 5 lat temu, ale nie miałem odwagi jej wydać do tej pory.

Dlaczego? Przecież teraz wszyscy piszą wspomnienia?
No właśnie. Zdaję sobie sprawę, że powiększam grono tych osób, ale zrobiłem to z innych pobudek niż promowanie swojej osoby. Chcę rozliczyć się w ten sposób z moim życiem, z tym, co było w nim złego, i co dobrego. Chcę też podziękować w ten sposób za miłość moim dwóm matkom. Niektórzy moi przyjaciele są zdziwieni moją szczerością, ale ja czułem potrzebę zrobienia takiego moralnego striptizu. Napisałem ją też dla tych wszystkich, którzy mówią, że wychowali się na moich filmach. Niektórzy zarzucają mi, że za mało jest w niej o kulisach powstawania tych produkcji. Może jeszcze kiedyś do tego tematu wrócę. Przecież filmy to właściwie moje dzieci, bo własnych nie mam, nie mam rodziny.

Mieszka pan w Warszawie. Często wraca pan myślami do czasów dzieciństwa w Sosnowcu?
Tak. Dosyć często nawet jestem zapraszany do Sosnowca na rozmaite imprezy i wydarzenia. Niestety, nie mam tu już kogo odwiedzać, chyba że na cmentarzu. Moja mama Karolina zmarła w 1970 roku, a mój przyszywany brat Stefan - dwa lata temu.

Był pan żonaty, ale małżeństwo okazało się nieudane. Dlaczego?
Nieudane? Ja uważam inaczej.

Ale przecież zakończyło się rozwodem...
Tak, ale wyłącznie z mojego powodu. Nie uważam tego związku za nieudany. Za to jego zakończenie jest moją klęską.

Jednak nie podaje pan w książce konkretnej przyczyny tej klęski.
To jest sprawa, której z wielu powodów nie chcę dokładniej wyjaśniać. Ale może się kiedyś jeszcze na to zdecyduję.
Tytuł pana książki to "Miłości mojego życia". Gdyby miał pan wymienić trzy największe spośród nich, to jakie by one były?
Na pewno na pierwszym miejscu jest miłość do moich dwóch matek. Później miłość do żony, a na trzecim miejscu do piłki nożnej. No i oczywiście do filmu. Ale to już cztery miłości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto