Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To stan klęski żywiołowej - twierdzą opozycyjni radni Sejmiku Województwa

Agata Pustułka, Krzysztof Suliga, Monika Ziółkowska-Wnuk
Na północy regionu do walki z zimą ruszyło wojsko
Na północy regionu do walki z zimą ruszyło wojsko Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Już drugi tydzień ponad 5 tysięcy osób w naszym regionie nie ma światła, a często także i wody. Szybko lepiej nie będzie. Od wczoraj ze skutkami zimy walczy także wojsko.

W powiatach myszkowskim i zawierciańskim pracuje 40 żołnierzy z wojsk inżynieryjno-saperskich z Brzegu i Bytomia. Pomagają energetykom dotrzeć do niedostępnych, pagórkowatych jurajskich pól.

- Cały czas przy usuwaniu awarii pracuje ok. 1300 osób oraz ogromne ilości różnego rodzaju specjalistycznego sprzętu. Do tej pory pomagały nam m.in. ochotnicza i państwowa straż pożarna oraz służby Lasów Państwowych. Od środy pomocy udziela nam też wojsko - cieszy się Piotr Żydek, rzecznik będzińskiego Enionu.

Wojsko pomaga elektrykom

Jeszcze wczoraj na terenie powiatu zawierciańskiego wyłączonych było 8 ciągów liniowych średniego napięcia oraz 90 stacji energetycznych. Oznaczało to brak zasilania dla blisko 3,5 tys. odbiorców. Najwięcej awarii występuje w okolicach miejscowości Karlin, Kiełkowice, Giebło, Smoleń, Szyce, Dobra-Kolonia, Dobraków, Otola, Jeziorowice, Małoszyce. To tu prowadzone są najbardziej zaawansowane prace naprawcze.

- Od rana na miejscu pracowało siedmiu żołnierzy z 2. Batalionu Ratownictwa Inżynieryjnego z Brzegu. Do ich dyspozycji był samochód terenowy, dwa samochody ciężarowo-terenowe, dwie piły spalinowe i koparka. Dodatkowo w pracach pomagało 15 żołnierzy z 1. Śląskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej w Bytomiu - mówi ppłk Dariusz Kaminiów, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Katowicach.

Wojskowi i elektrycy toczą nierówną walkę z żywiołem - w niektórych miejscach średnica szadziowej pokrywy dochodzi nawet do 30 centymetrów.

- Praca jest niezwykle ciężka, bo na tych terenach zalega bardzo duża warstwa śniegu. Rowy też są pozasypywane i to utrudnia manewry. Najgorsze jednak jest skuwanie kilometrów oblodzonych przewodów energetycznych - zaznacza ppor. Robert Kuźnik z 2. Batalionu Ratownictwa Inżynieryjnego z Brzegu.

Wczoraj energia pojawiła się w Żerkowicach, Pomrożycach i Skarżycach.

Wracają do sieci

W powiatach myszkowskim i zawierciańskim do dyspozycji Enionu jest 40 żołnierzy z wojsk inżynieryjno-saperskich z Brzegu i Bytomia. Wieczorem sytuacja w najbardziej poszkodowanej w powiecie myszkowskim gminie Niegowa uległa poprawie. Do sieci podłączone zostały Bobolice, Łutowiec, Mirów, Sokolniki, Moczydło i Niegówka. Bez prądu pozostawało około 3 tys. osób. W nocy prąd miał popłynąć także w Niegowie.

W niektórych miejscowościach zastosowano nietypowe rozwiązania. W Czatachowie linie niskiego napięcia zasilano agregatami.

- Powinno być coraz lepiej. Trwa odbudowa linii średniego napięcia. Jutro powinny być gotowe. Wtedy odłączymy agregaty w Czatachowie - mówi Jacek Piersiak, rzecznik prasowy Enionu w Częstochowie. Dotychczas zniszczonych zostało około 1000 słupów średniego napięcia. Odbudowano około 600. Podczas minionej doby postawiono 100 słupów, a w tym samym czasie zostało zniszczonych na innych odcinkach 60.

Prezes Enion Kraków Krzysztof Pubrat nie chciał się wypowiadać w kwestii ewentualnego zadośćuczynienia dla osób, które poniosły z powodu braku prądu wymierne straty. Mówi, że rozmawiać o tym jest o wiele za wcześnie. Półtora tygodnia temu bez prądu pozostawało aż 96 tys. odbiorców w województwie śląskim. W środę było ich 4700. Wczoraj najbardziej pokrzywdzone miejscowości powiatu myszkowskiego odwiedził wojewoda Zygmunt Łukaszczyk.

Tymczasem Śląska Izba Rolnicza w Katowicach wystąpiła z pismem do wojewody śląskiego o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej w powiatach myszkowskim, zawierciańskim i częstochowskim.

Prąd - sprawa polityczna

- Środki prawne i techniczne, jakimi dysponuje samorząd lokalny dla rozwiązania tych problemów są zbyt małe, wobec rozmiaru klęski, jaka nas spotkała. Widząc brak realnych przesłanek rychłej poprawy sytuacji, wnosimy o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. Liczymy, panie wojewodo na więcej odwagi - zaznacza Jan Grela, wiceprezes zarządu Śląskiej Izby Rolniczej w Katowicach.

Radni PiS z sejmiku wojewódzkiego podczas wczorajszej konferencji prasowej stwierdzili, że wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk zlekceważył sytuację klęski żywiołowej w powiatach zawierciańskim, myszkowskim oraz częstochowskim i powinien za to zostać odwołany ze stanowiska.

- Pomoc ze strony państwa, które reprezentuje wojewoda, była spóźniona i niewłaściwa - ocenił Czesław Sobierajski, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.

- Pierwszy raz, jako fizyk, widzę, by prąd stał się sprawą polityczną - próbował żartować wojewoda podczas briefingu w gminie Niegowa, gdzie po raz kolejny oglądał spustoszenia spowodowane przez zimowy żywioł. Radni PiS nie dadzą się jednak zbyć żartami. Ich zdaniem sytuacja jest zbyt poważna. Dlatego chcieli, by wojewoda podczas sesji sejmiku poinformował o podjętych działaniach i potrzebach.

- Niestety otrzymaliśmy sygnał, że wojewody na sesji nie będzie. Jak tylko upubliczniliśmy, że będziemy krytykować brak zaangażowania władz, w sejmiku nieoczekiwanie pojawił się wicewojewoda Adam Matusiewicz. Ale mówił tylko pięć minut. Między innymi obiecał użycie buldożerów. To śmieszne, że dopiero teraz chcą wykorzystać ten sprzęt. Trzeba było działać wcześniej - mówi Sobierajski.

Jak dowiadujemy się od rzeczniczki wojewody śląskiego, już 8 stycznia wojewoda był poinformowany o zagrożeniu i zaraz przystąpił do działania. Pojechał na miejsce zdarzeń, a potem w pogrążonych w ciemnościach gminach był jeszcze 15 stycznia i wczoraj.

- Sytuacja była pod kontrolą. Od razu przekazaliśmy, że dysponujemy np. pomocą żołnierzy, ale mimo najlepszych chęci wcześniej nie udało się przywrócić prądu - mówi rzeczniczka Marta Malik.

Sam wojewoda też odrzuca krytykę. - Reagowaliśmy na każde wezwanie do pomocy. Cały czas pracowało 7 tysięcy strażaków, 200 leśników, a policja dbała o porządek. Nawet nie zliczę agregatów prądotwórczych, jakie przekazaliśmy potrzebującym - wyjaśnia Zygmunt Łukaszczyk.

Klęska zależy od stolicy?

Gdy wojewoda brnął przez śniegi w Niegowie, na forum sejmiku o sytuacji mieszkańców z odciętych od świata wsi mówił w Katowicach radny PiS Andrzej Hutnik, który pochodzi z powiatu myszkowskiego. Z jego relacji wynika, że część rolników przez wiele dni radziła sobie z żywiołem tylko dzięki pomocy sąsiadów.

- Jeden z rolników na spotkaniu z wojewodą ze łzami w oczach powiedział, że pół wsi przychodzi do niego codziennie wydoić krowy, bo nie ma agregatu prądotwórczego. Ludzie już od dawna używają dojarek i po prostu ręcznie doić nie potrafią - opowiadał radny Hutnik.

We wsi Jaworznik strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej mieli do dyspozycji tylko dwie piły spalinowe oraz 25-letniego Jelcza, na dodatek bez wspomagania kierownicy. - A i tak jechali do lasu usuwać połamane drzewa i gałęzie - mówił Hutnik.

Radny uważa, że ogłoszenie stanu klęski żywiołowej było koniecznością. Poprosili o to wójtowie i starostowie z zagrożonych powiatów. - Widocznie przyszedł nakaz z Warszawy, żeby klęski nie ogłaszać, bo wiązałoby się to z wydatkami, a jak wiadomo rząd oszczędza na wszystkim - twierdzi Hutnik.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto