Zbigniew Zając, prowadzący spotkanie: - Te cztery tomy epopei „Duchy wojny” liczą ponad tysiąc stron. Zawierają opis 667 frontowych dni. Jest tu około stu postaci. I pięćset zdjęć, które robią wrażenie, jakby na miejscu był fotograf dokumentujący losy głównego bohatera, Alojzego Ochmanna, pana ojca, miejsca w których był, jego kolegów, wszystkie sytuacje wojenne, miasta, które mijał, zabudowania, ludzi, których spotykał po drodze... Jest tu 50. pieśni zapisanych w różnych językach… W jaki sposób udało się panu stworzyć te tysiąc stron, te 667. dni? Czym pan dysponował?
Alojzy Lysko: - W jaki sposób? Sam nie wiem… Też teraz zaczynam nie wierzyć, że coś takiego stworzyłem. Ta książka powstała z wołania serca. I ja to wołanie serca, jak też pewien obowiązek wobec swojego Ojca musiałem spełnić. Pamiętam, że pewnej nocy po powrocie na weekend do domu – bo byłem wtedy uczniem szkoły średniej w Dąbrowie Górniczej, gdzie mieszkałem w internacie – dosłownie rozjechał się kuchenny stół i wypadły z niego wszystkie dokumenty rodzinne i listy od Ojca. Kiedy przebudziłem się z powodu tego hałasu, zapaliłem światło, to pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to były właśnie te listy.
Chciałem, na przykładzie mojego ojca, pokazać szerzej tragiczny los, jaki był udziałem większości Ślązaków w czasie ostatniej wojny...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?