Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wróżyć w Katarzynki – całkiem męska rzecz

Kalina Rabarbarak
Kalina Rabarbarak
Czy kiedy mężczyzna wróży sobie, choćby i w Katarzynki, popada w ...
Czy kiedy mężczyzna wróży sobie, choćby i w Katarzynki, popada w ... Mariusz Jarzombek/MM Opole
Czy kiedy mężczyzna wróży sobie, choćby i w Katarzynki, popada w lekkie zniewieścienie? Sprawdziła nasza dziennikarka obywatelska.

Czy stawianie wróżb zawsze było zajęciem, którym parały się przede wszystkim dziewczęta i kobiety?

„A którego to jutro mamy? 24 listopada? Uhm... Uhm... No i co z tego?” - zdziwił się mój kolega, singiel zapytany o to, czy z wypiekami na twarzy czeka na jutrzejszy wieczór. „Co z tego?” - pomyślałam. - „Jak to co? Przecież mamy Katarzynki. Wieczór wróżb dla kawalerów, chcących poznać swoją matrymonialną dolę”. Głośno bąknęłam jednak tylko coś o wigilii świętej Katarzyny i tradycyjnych zabawach. „E, tam. A co ja, baba?” - usłyszałam w odpowiedzi.

No nie, nie baba on. Tak samo jak Katarzynki to nie Andrzejki. My, płeć tak zwana piękna, możemy bawić się we wspólne lanie wosku i inne tam układanie butów w rządku. Kobiecości nam to nie ujmuje. Faceci mają trudniej. Nawet jeśli chcą sobie powróżyć, to raczej nie po to, by chwalić się wynikiem przed kumplami. Bo chowanie pod poduszką karteczek z żeńskimi imionami lub wkładanie do wazonu gałązki wiśni i czekanie na to, że zakwitnie w Boże Narodzenie co tu kryć, testosteronem nie kipi. Mężczyzna i wróżby? Przestań, pani!

A nie zawsze tak było.

Wystarczy przenieść się do początku ubiegłego tysiąclecia, żeby zobaczyć, że nasi przodkowie bardzo cenili sobie przepowiadanie przyszłości. I nie było to niemęskie, bynajmniej. Wróżono w zaciszach domów oraz na oczach całego zgromadzenia. Pytano o sprawy prywatne i o losy plemienia. Kroniki opisujące Słowian Połabskich poświęcają na przykład relatywnie wiele miejsca opisom wróżb, które wpływały na życie całych społeczności, gdyż od ich wyniku zależała strategia działań wojennych lub gospodarczych. Czytając te teksty, okazuje się, że dywinacja sprawiała, iż mężczyzna – kapłan nurzał się w splendorze i był ni mniej ni więcej tylko grubą rybą w ławicy swojego plemienia.

A jak to być mogło? A tak to. Uruchommy wyobraźnię, na starutkich źródłach się opierając. Więc...

Zamknijmy oczy. Otwórzmy uszy. Jesteśmy na wyspie Rugii, w Arkonie. Najpierw pojawia się tu wiatr. Potem szum morza i huk fal rozbijających się o klif.. A następnie gwar. Podejdźmy bliżej. Tak, jest coraz głośniej, bo mieszkańcy Arkony, głównego ośrodka religijnego Połabia, właśnie zbierają się przed świątynią. Jest koniec lata, odbywają się dożynki. Za chwilę ze środka wyjdzie kapłan i powie, jakie będą przyszłoroczne zbiory.

W świątyni znajduje się wielki posąg boga Świętowita. Trzyma on w ręku róg zrobiony z rozmaitego kruszcu, który rok temu kapłan napełnił miodem. Jeśli miodu w cudowny sposób ubyło, oznacza to, że przyszłoroczne żniwa nie będą obfite i że dopiero co zebrany plon należy magazynować. Wśród ludzi czuć napięcie. Od słów kapłana, od tego, czy miodu ubyło zależy przecież plan na kolejne miesiące. Słychać kroki. Czy to on? Tak! Wychodzi. Długowłosy, dostojny. Najważniejszy w Arkonie. Przez chwilę milczy, a następnie donośnym głosem oznajmia, że na szczęście miodu w rogu nie brakuje.

Znika bryza, znika klif, znika Arkona. Ale wciąż jesteśmy na Połabiu. Czuć intensywny zapach lasu. Drewno to przecież budulec, drzewa to otoczenie grodu. Radogoszcz, zaginione miasto Słowian leży w samym sercu dzikiej puszczy. Oczy mamy cały czas zamknięte, słuch wciąż wytężony. Jest cicho. Nie zupełnie, bo przecież nie da się zamknąć setek gardeł ptaków żyjących w borze, ale jednak. Ostatni raz było tu tak spokojnie, kiedy ktoś powiedział, że widział, jak obok jeziora ogromny odyniec, tocząc pianę, tarza się w przybrzeżnej kałuży. Wszyscy wtedy zamilkli, gdyż wiedzieli, co oznacza ta wróżba – wojnę domową.

Teraz mieszkańcy Radogoszczy znów milczą. A to dlatego, że na ziemi siedzą kapłani i szepczą do siebie tajemne słowa. Małe, drewniane deseczki chowają się w ich białych dłoniach. To losy. Za chwilę wrzucą je w wykopany w ziemi dołek i tym samym dowiedzą się, co oznajmia wróżba. Następnie przykryją losy zieloną darnią i rozpoczną drugi etap wróżenia. „Na krzyż” wbiją w ziemię dwie włócznie i każą je przekroczyć koniowi poświęconemu Swarożycowi, najważniejszemu bogu Radogoszczy. Jeżeli koń nie potknie się, oznaczać to będzie potwierdzenie wróżby z deseczek. Kapłani oraz całe plemię Redarów wiedzą, że konia prowadzi bóg i że wróżba to świętość. To tak samo zresztą, jak w niedalekiej Arkonie, gdzie sam Świętowit wiedzie przez wbite w ziemię włócznie swojego białego konia. Jeśli każe mu przekraczać dzidy prawą nogą, znaczy to, że jego lud powinien wyruszyć na wojnę. Teraz to jednak Radogoszcz, nie Arkona zamiera w bezruchu. Kapłani wyciągają przed siebie ręce i rzucają losy...

I wróżą, i wróżą. A cała gawiedź myśli sobie: „Nie, no, szacun, szacun wielki!”

Tak więc panowie, jutro jest ta noc. Nie hańbi nic, bo zarówno historia, tradycja jak i DNA wskazują na obupłciową „wróżbofilię” Polaków. Zapisane w genach poszanowanie dla przepowiadania przyszłości także oczywiście robi swoje. Toteż jeśli ktoś postronny zacznie Was krytykować, z pewnością skręcą się mu ze dwa razy trzewia i następnym razem zastanowi się zanim coś powie. Karteczki więc w dłoń, gałęzie wiśni w zęby! Ewentualnie - włócznie w ziemię i na koń. A nuż przypałęta się jakaś wróżba na nadchodzący ponoć i do nas czas kryzysu? A widelec się ją wykorzysta w konstruktywny jaki sposób?

A łyżka na to... możliwe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto