Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wypadki w Kochcicach i Tarnowskiech Górach, czyli o znęcaniu się nad czworonogami

K. Szendzielorz, A .Nowacka
Dum Dum z Tarnowskich Gór przeszedł skomplikowaną operację po postrzale i do końca życia będzie kaleką.
Dum Dum z Tarnowskich Gór przeszedł skomplikowaną operację po postrzale i do końca życia będzie kaleką. fot. Krzysztof Szendzielorz.
Między jedną a drugą wypijaną flaszką wódki wymyślili, że zdzielą go siekierą. Innym razem komuś nie spodobało się, że kręci się w centrum miasta, więc wpakował mu kulkę z pistoletu. Takie sytuacje z Kochcic i Tarnowskich Gór pokazują, że człowiek nie jest najlepszym przyjacielem psa - piszą Krzysztof Szendzielorz i Agnieszka Nowacka.

Miniona niedziela pokazała, że ludzie potrafią traktować zwierzęta, jak rzeczy. Można na nich wyładować agresję. Pies nie zareaguje, bo przecież człowiek jest najlepszym przyjacielem psa. Na szczęście są ludzie, którzy reagują na krzywdę zwierząt.

O przyjaźni swojego 36-letniego pana był najprawdopodobniej przekonany piękny, duży bernardyn z Kochcic w powiecie lublinieckim. W niedzielę do Adama G. ściągnęli dwaj koledzy. Urządzili sobie zakrapianą alkoholem imprezę. Ze znajomymi warto się spotkać. Szczególnie, jeśli za chwilę opuszcza się rodzinne strony. Taki plan miał właśnie Adam G., który znaczną część swojego życia spędza poza granicami kraju, dorabiając na budowach - to w Niemczech, to w Holandii.

36-latek właśnie był przed jednym z takich wyjazdów. Adam G. upił się z kolegami. W czasie imprezy wyszli z mieszkania, by uciszyć dużego bernardyna. Łagodna perswazja nie pomogła, więc ekipa przywiązała psa do płotu kablem. Bernardyn się wyrywał, więc mężczyźni przytrzymali go widłami i skatowali siekierą. Zmasakrowanego psa wywieźli na taczce do stodoły. Policję o tym zdarzeniu zawiadomili sąsiedzi. Jeden z nich usłyszał podobno, jak oprawca krzyknął: "Zapier... go siekierą". 36-latek zaraz po zatrzymaniu próbował tłumaczyć funkcjonariuszom, że pies był chory. Mężczyzna zabił więc pupila, bo podobno chciał tylko mu ulżyć w cierpieniu.

Sąsiedzi Adama G. są zszokowani tym, co spotkało bernardyna. - Opiekowałam się Reksem, gdy jego właściciel wyjeżdżał za granicę - mówi Andrzej Czaja. - On dbał o tego psa, to dobry człowiek, nie mogę uwierzyć, że on to zrobił - dodaje. We wsi plotkują, że pewnie znaczący udział w zbrodni mieli towarzysze Adama G. od kielicha, znani podobno policji z innych przestępstw. - Może chcieli się na nim w ten sposób za coś zemścić, dlatego zabili mu psa - mówi jedna z mieszkanek. Adam G. jednak przyznał się do skatowania swojego psa. Policjanci nadal poszukują pozostałych uczestników imprezy, którzy prawdopodobnie uczestniczyli w bestialskim ataku na Reksa.

To nie jedyny przypadek tak bestialskiej agresji wobec czworonoga, jaki miał miejsce w minioną niedzielę. Około godz. 20 do Krzysztofa Mikołajczyka, wolontariusza azylu dla bezpańskich zwierząt "Cichy Kąt" w Tarnowskich Górach, zadzwonił pewien mężczyzna. Powiedział, że w centrum miasta na ul. Sobieskiego leży ranny pies i strasznie piszczy. Rzeczywiście, na ulicy zwijał się zakrwawiony kundelek. Z relacji świadków wynikało, że w chwili, gdy doszło do wypadku, usłyszeli huk. Był on na tyle głośny, że część mieszkańców z ulicy Sobieskiego wyszła z domów, żeby sprawdzić, co się stało. - Sugerowano mi, że ktoś postrzelił psa.

Początkowo podchodziłem do tej informacji z rezerwą, ale przypuszczenia potwierdziły się u weterynarza - mówi Krzysztof Mikołajczyk. Na zdjęciu rentgenowskim widać, że pocisk wszedł z jednej strony uda i utkwił w drugim, roztrzaskując kundelkowi kości tylnych łap. W ciele psa utkwił nabój wystrzelony z broni ostrej. Potwierdziła to długa i skomplikowana operacja psa, który do końca życia będzie kaleką. Weterynarz wyjął nabój. Mikołajczyk pojechał zgłosić postrzał na komendę do Tarnowskich Gór. - Przypuszczam, że ktoś strzelił do psa z okna swojego mieszkania. Jak można było coś takiego zrobić. Przecież krzywda mogła się stać też człowiekowi - denerwuje się wolontariusz. Tarnogórska policja na razie nabrała wody w usta, co może oznaczać, że sprawa jest poważna. - Sprawdzamy zgłoszenie - mówi Rafał Biczysko, rzecznik tarnogórskiej policji. Wolontariusze teraz robią wszystko, aby uratować pieska, którego w związku z jego traumatycznymi przejściami nazwali Dum Dum.

Psiaków w azylu "Cichy Kąt", które traktowano jak przedmioty jest o wiele więcej. Tarnogórscy miłośnicy zwierząt pomagają właśnie tym najbardziej pokrzywdzonym przez los i ludzi. Na przykład czarny duży wilczur Neo odgrywał rolę sparingpartnera w walkach psów. Organizowano w jednym z domów, gdzie żyły zwykłe kundle i psy-agresory. Gdy ginął jeden pies, zaraz organizator walk "przygarniał" następnego. Ze zwykłych, nieco wyrośniętych kundli nie było pieniędzy, więc nikt o nie nie dbał. Neo udało się uratować razem z czterema innymi psami, które trafiły do schroniska w Bytomiu. - Neo miał wiele szczęścia, bo właściwie z całej uratowanej grupy, tylko on nie miał żadnych ran. Jednak warunki, w jakich żył, wywarły zły wpływ na psychikę Neo - wyjaśnia Krzysztof Mikołajczyk. Psiak jest bardzo nieufny, wpada w panikę i nie każdemu daje się pogłaskać. Neo przechodzi teraz kurs reedukacyjny. Wolontariusze wierzą, że wilczur jeszcze kiedyś zaufa człowiekowi i znajdzie nowy dom.

Takie historie złoszczą, choć nie dziwią też przedstawicieli lublinieckiego Inspektoratu Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals". Ludzie często nie przejmują się, w jakich warunkach żyje ich psiak. Dwa lata temu na jednym ze złomowisk w Łagiewnikach Małych wolontariusze po decyzji wójta odebrali właścicielowi psa, który był zamknięty w kojcu bez dostępu do wody. Lubliniecki OTOZ zawiadomił pracownik sklepu znajdującego się obok złomowiska.

Mężczyzna sam przerzucał psu kawałki jedzenia, ale nie miał możliwości podania mu picia. Czworonoga na szczęście udało się uratować. - Niestety, z przypadkami podobnego bestialstwa mamy doczynienia na co dzień. Ważne, by piętnować takie zachowania, jak w Kochcicach i karać sprawców. Dlatego tak istotne jest, że mieszkańcy zareagowali, że zawiadomili policję i nie bali się - mówi Beata Żółkiewska z lublinieckiego inspektoratu OTOZ "Animals".

O tym, że oddanych zwierzętom ludzi też jednak nie brakuje, przekonują statystyki "Cichego Kąta" i wsparcie jakie otrzymują wolontariusze. W ubiegłym roku zaadoptowano około 60 psów i kotów przebywających w schronisku. Byli i tacy, którzy do Tarnowskich Gór przyjeżdżali po pupile aż z Austrii. Dobrze rozwinięta jest tutaj także adopcja wirtualna, która pozwala miłośnikom zwierząt wspierać każdego miesiąca kwotą 50 zł wybrane psy i koty. Takich opiekunów ma praktycznie każde zwierzę. Darczyńcy pochodzą nie tylko z województwa śląskiego, ale również Białegostoku, Elbląga oraz Rygi, Tokio, Frankfurtu i Wiednia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto