Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyrok sądu: Tragedia Górnośląska bez zadośćuczynienia

Aldona Minorczyk-Cichy
Rudolf Woźniczka z małżonką przed salą rozpraw
Rudolf Woźniczka z małżonką przed salą rozpraw Marzena Bugała
69-letni Rudolf Woźniczka nie dostanie zadośćuczynienia za krzywdy ojca. Jego ojciec Jan po zakończeniu II wojny światowej został przez władze PRL-u uznany za wrogi element, zatrzymany i zesłany na półtora roku do Obozu Pracy w Jaworznie. Taki wyrok zapadł wczoraj przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Jest nieprawomocny.

Zdaniem sądu na podstawie obowiązujących przepisów, aby przyznać synowi zadośćuczynienie trzeba udowodnić, że ojciec prowadził działalność niepodległościową. Tymczasem Jan Woźniczka trafił do obozu pracy, bo był na volksliście w grupie kategorii III. Zapisał się też do niemieckich związków zawodowych kolejarzy. Zrobił to, by zachować pracę na kolei, móc utrzymać żonę i piątkę dzieci.

- Jan Woźniczek nie był zaangażowany w ruch niepodległościowy, a został zatrzymany na mocy dekretu PKWN, który wówczas obowiązywał - wyjaśniała sędzia Monika Postawa-Gwóźdź. Dodała, że syn może domagać się zadośćuczynienia za czyny funkcjonariuszy państwowych w sądzie cywilnym. Pan Rudolf z żoną mieszka w Rudzie Śląskiej, jest emerytem.

Walkę o zrehabilitowanie ojca rozpoczął już w latach 80-tych. Od tego czasu zbierał dokumenty dotyczące aresztowania i z ogromnym zaangażowaniem prowadził swoje prywatne śledztwo. Przed sądem domaga się za krzywdy nieżyjącego ojca 50 tys. zł. Chce zwrócić mu honor.

- Państwo skrzywdziło mojego ojca i powinno za to zapłacić. To niesprawiedliwy i skandaliczny wyrok. Będę się odwoływał. Pójdę nawet do Strasburga - mówił Rudolf Woźniczka. Podkreśla, że Woźniczkowie byli Niemcami, Polakami, a nawet Austriakami, bo w takich krajach przyszło im żyć.

- Ale tak naprawdę przede wszystkim byliśmy i jesteśmy Ślązakami. Taka jest nasza narodowość - podkreśla pan Rudolf.

Jego ojciec przesiedział w Jaworznie 555 dni. Był też w tym czasie kierowany do pracy w Krakowie. Wolność odzyskał w listopadzie 1946 roku. Był wrakiem człowieka. Jego rodzinę wyrzucono z mieszkania. Żona i dzieci przenieśli się do altanki. Tam mieszkali 10 kolejnych lat.

- Sąd orzekł zgodnie z literą prawa. I tutaj niestety nasuwa się smutna refleksja, że według tego prawa Górnoślązacy to nadal obywatele drugiej kategorii. A przecież byli masowo wpisywani na volkslistę. Sprzeciw oznaczał obóz, niemożliwość utrzymania rodziny - mówił tuż po wyroku Jerzy Gorzelik, lider RAŚ i wicemarszałek województwa śląskiego. Dodał, że szanuje takich ludzi, jak pan Rudolf.

- On przypomina prawdę, choć to dla niego sprawa bardzo bolesna. Sukcesem jest już sam fakt, że o Tragedii Górnośląskiej zaczęto mówić. Tak naprawdę w kraju niewiele na ten temat wiadomo - podkreślił Gorzelik.

Represje komunistyczne wobec Ślązaków rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku. Przez historyków są one określane mianem Tragedii Górnośląskiej. Chodzi o akty terroru wobec Ślązaków - aresztowania, egzekucje oraz wywózki na Sybir i do kopalń Donbasu. Część z wywiezionych ( wg różnych źródeł od 20 do 90 tysięcy osób) nie powróciła do kraju.

Toczymy walkę o pamięć

prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, autor książki "Represje na Górnym Śląsku po 1945 roku":

Pan Rudolf Woźniczka, z którym łączy mnie nazwisko, ale nie jesteśmy w żaden sposób skoligaceni, ma prawo czuć się pokrzywdzonym. Jego rodzina została skrzywdzona i obrabowana przez SB, a także prokuraturę i sądownictwo. Jego historia to klasyczny przykład tragedii do jakich dochodziło na Górnym Śląsku.

Takich pokrzywdzonych były tysiące. Kiedy na początku lat 90. zaczynałem badać powojenne losy Ślązaków, mówiło się o 10 tysiącach osób wywiezionych do lagrów. Teraz wiemy, że takich osób było dziewięć razy więcej.

Podczas II wojny światowej na Śląsku na volkslistę III kategorii wciągano przymusowo wszystkich Ślązaków. Za odmowę można było trafić do obozu koncentracyjnego, a na pewno stracić pracę i mieć duże nieprzyjemności.

Po wojnie władza ludowa nie rozróżniała przymusowo wciągniętych na listę od tych, którzy byli Niemcami i tych, którzy dobrowolnie się na nią wpisali. Wszyscy na równi byli traktowani jako: wrogowie ojczyzny, zdrajcy i odszczepieńcy. Trafiali do obozów pracy w Świętochłowicach Zgodzie, Jaworznie, Mysłowicach.

Rosjanie wywozili w głąb ZSRR całe fabryki. Kradli nie tylko nasze maszyny, ale i dzieła sztuki. Ślązaków prześladowano, zamykano w łagrach. Dzieciom w szkołach zabraniano mówić po śląsku, niszczono tę kulturę. Prowadzono antyniemiecką politykę, którą popierało polskie społeczeństwo zupełnie nieświadome poplątanych śląskich losów.

To wszystko składa się na Tragedię Górnośląską, o której teraz mówi Ruch Autonomii Śląska jako o śląskim etosie. To swoista walka o pamięć. Ale nie wolno nam też zapominać o tym, że byli i tacy Ślązacy, którzy byli oddani Adolfowi Hitlerowi i wiernie służyli w Wermachcie, za co byli odznaczani Żelaznymi Krzyżami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto