Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Anczok, najlepszy lewy obrońca w historii Polski, spotkał się w Gliwicach z kibicami

Andrzej Azyan
Fot. Zbigniew Natorski
Zygmunt Anczok spotkał się z kibicami w Centrum Handlowym Forum w Gliwicach jeszcze w trakcie Mundialu. Rozgrywany w Brazylii finałowy turniej mistrzostw świata w piłce nożnej był doskonałą okazją do refleksji i wpomnień o najlepszych latach polskiego futbolu.

Zygmunt Anczok uważany jest za najlepszego lewego obrońcę w historii polskiej piłki nożnej. Okazało się, że nie tylko znakomicie potrafił grać, ale jest doskonałym gawędziarzem.

O swojej bogatej karierze opowiadał na tle zdjęć prezentowanych na wystawie ,,Górny Śląsk piłka nożna i polityka" zorganizowanej przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach. Przedstawia ona reprezentantów pochodzących z tego terenu, a grających w reprezentacjach Polski i Niemiec.

Z nutką nostalgii wspominał swój występ w reprezentacji Polski, która w 1966 roku w na słynnym stadionie Maracana w Rio de Janeiro zagrała z Brazylią. Grali w niej między innymi znakomici reprezentanci tego kraju: Pele i Garrincha. Brazylia wygrała 2:1.

- To było niesamowite przeżycie. Pobyt w Brazylii był dla nas czymś wyjątkowym. Wtedy nie mówiło się o wielkich pieniądzach tak, jak dzisiaj. Otrzymaliśmy 1,5 dolara diety na dzień. Musieliśmy mocno zastanawiać się, co kupić naszym najbliższym. Atmosfera na Ma-racanie była wspaniała. Można było przekonać się, że Brazylijczycy żyją futbolem - wspomina Anczok.

Ma 68 lat. Jest wychowankiem Sparty Lubliniec. Stamtąd trafił do Polonii Bytom, w której grał 8 lat. Z tego okresu najbardziej utkwił mu w pamięci wyjazd z bytomską drużyna do USA w 1965 roku na rozgrywki o mistrzostwo Interligi Ameryki Północnej. Polonia zajęła w nich I miejsce.

W 1971 roku przeniósł się do Górnika Zabrze. W tym też roku dostąpił wielkiego zaszczytu. Razem z Włodzimierzem Lubańskim został powołany do reprezentacji Gwiazd FIFA prowadzonej przez niemieckiego trenera Helmuta Schona na pożegnalny mecz słynnego radzieckiego bramkarza Lwa Jaszyna. Rozegrany on został w Moskwie.

- W drużynie, w której wystąpiliśmy, grali Anglik Bobby Charlton, Niemiec Gerd Miller, Włoch Giacinto Facchetti. Kiedy zaczynałem grać w piłkę nożną moim idolem był Fachcetti. Nie przypuszczałem, że kiedyś będziemy występować w jednej drużynie. Piłkarze z klubów zachodnich dostali 500 dolarów diety. Nam dano 500 rubli. Nie wiedzieliśmy co z nimi zrobić. Chcieliśmy jakoś godnie zaprezentować się. Na bankiecie poprosiliśmy kelnera, aby przywiózł na wózku 70 szampanów i wskazał, że są one od nas. Kosztowało nas to 500 rubli, ale zrobiliśmy wielkie wrażenie na wszystkich - mówił Zygmunt Anczok.

W 1972 roku z Górnikiem zdobył mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Największym jego sportowym sukcesem było zdobycie złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Polską reprezentację prowadził legendarny nasz trener Kazimierz Górski. Wystąpił we wszystkich spotkaniach, także w finale z Wegrami, ktory Polacy wygrali 2:1.

- Trener Górski był wspaniałym człowiekiem. Doskonale rozumiał nas. Wiedział, kiedy trzeba przymknąć oko na nasze zachowanie, a kiedy po prostu należało nas przywołać do porządku. Od tamtego wydarzenia minęło już wiele lat, a Orły Górskiego wciąż się spotykają. Niektórzy jeszcze nawet wychodzą na boisko - stwierdził Anczok.
Jego wielkim marzeniem był występ na mistrzostwach świata w 1974 roku w Republice Federalnej Niemiec. Niestety doznał poważnej kontuzji złamania kości śródstopia. Wie coś o tym Justyna Kowalczyk, która doznała podobnego urazu przed tegorocznymi Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi.

-Podczas pobytu na obozie w Zakopanem ból się nasilił. Wcześniej brakowało czasu, aby dokładnie zająć się kontuzjowana nogą. Ta jednak bolała coraz bardziej. Trzeba było poddać się dokładnym badaniom, które zadecydowały o tym, że nie mogłem pojechać na mistrzostwa świata. Kiedy w tym roku obserwowałem, jak w Soczi biegnie Justyna Kowalczyk, współczułem jej i bardzo ją podziwiałem, że mimo ogromnego bólu, którego sam doświadczyłem, zdołała zdobyć złoty medal - zapewniał Anczok.

W reprezentacji Polski wystąpił 48 razy. Obecnie jest emerytem i mieszka w Lublińcu. W piłkę już nie gra, chyba że zaciągną go do tego wnuki.

Przyjeżdża na mecze Górnika do Zabrza. Śledzi losy swojej byłej drużyny klubowej i w ogóle śląskiego futbolu. - Kryzys śląskiego futbolu zaczął się pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy zakłady pracy, a szczególnie kopalnie i huty przestały dawać pieniądze na utrzymanie klubów. Podupadło szkolenie młodzieży. Teraz widzę światełko w tunelu. Coraz lepiej szkoli się chłopców w akademiach piłkarskich. Myślę, że za 10-15 lat doczekamy się silnej reprezentacji - mówi Anczok podczas spotkania z kibicami.

Wiele mówi się obecnie o zarobkach piłkarzy. Są one wręcz nieporównywalne. - Teraz piłkarze zarabiają więcej, ale wszelkie świadczenia musza sobie sami opłacać. Kiedyś tak nie było - zapewnia Zygmunt Anczok.

Znakomity piłkarz minione mistrzostwa świata w Brazylii oglądał z zainteresowaniem. - Futbol bardzo zmienił się od czasów, kiedy ja grałem. Dzisiaj w polu karnym zawodnicy przepychają się, szukają dla siebie jak najlepszej pozycji. Kiedyś to było niemożliwe, bo sędzia zaraz odgwizdałby faul. To jest jeden z najciekawszych turniejów o mistrzostwo świata w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Wiele pada bramek, a to się bardzo liczy - mówił Anczok.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto