Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z Ustronia do Wisły Głębce przez Czantorię, Nydek i Stożek

(mim)
Zimowe piesze wędrówki po górach mają nieodparty urok. Trzeba mieć tylko dobre buty, odpowiednie ubranie i wiele samozaparcia. W nagrodę otrzymamy spokój, niezapomniane widoki gór w białej szacie oraz ogromną satysfakcję z pokonania trudów wędrówki.

Na weekendowy wypad wraz z grupą znajomych wybraliśmy Beskid Śląski. Droga miała wieść z Ustronia Polany, przez Czantorię, czeski Nydek, Filipinkę do schroniska pod Stożkiem. Kolejnego dnia, planowaliśmy, przez Kiczorę, zejść do Wisły Głębce.

Na Czantorię postanowiliśmy wjechać wyciągiem krzesełkowym. Wprawdzie można iść na piechotę czerwonym szlakiem, lecz prowadzi on nartostradą, a marsz wśród rozpędzonych narciarzy nie należy do najprzyjemniejszych. Rozpatrywaliśmy możliwość wejścia pod wyciągiem, ale to też była mało zachęcająca perspektywa.

Czantoria, dzięki kolejce krzesełkowej, jest jednym z najpopularniejszych szczytów Beskidu Śląskiego. W lecie oblegają go tłumy turystów chcących zobaczyć wspaniałą panoramę roztaczającą się ze szczytu, w zimie jest mekką narciarzy.

Kolejkę wybudowano w 1967 roku. Nie dochodzi na sam szczyt - ostatnia stacja jest na polanie Stokłosica. Stąd do wierzchołka jest jeszcze około pół godziny marszu.

Czantoria dzięki znajdującej się tam wieży, jest świetnym punktem widokowym na dolinę Wisły, Ustroń, Beskid Śląski oraz Pogórze. Podczas sprzyjających warunków atmosferycznych można również zobaczyć w oddali Tatry i Małą Fatrę. Nam, niestety, warunki nie sprzyjały. Zachmurzone niebo i padający śnieg skutecznie zasłoniły wszelkie widoki.

Pijani kosmonauci

Czantoria ma jeszcze inne atrakcje. Na jej stokach znajdują się rezerwat przyrody, chroniący buczynę karpacką oraz ścieżka rycerska. Swój początek ma ona w Ustroniu, przy dolnej stacji kolejki linowej. Na szczycie Czantorii rozwidla się. Pierwsza nitka zatacza koło w czeskim Nydku, a druga biegnie przez Bieńkulę, Poniwiec, do Gospody pod Czantorią. Problemu z przekraczaniem granicy nie ma. W miejscu, gdzie ścieżka się rozdziela, jest przejście, które możemy przekroczyć z dowodem osobistym lub paszportem. Trasa liczy 20 km i jest dokładnie oznakowana biało-zielonym znaczkiem z podobizną rycerza z chorągwią. Na ścieżce znajdują się tablice informacyjne.

Z Czantorii, po krótkim odpoczynku w czeskim schronisku, które znajduje się pod szczytem, za czerwonymi znakami ruszyliśmy ostro w dół. Szlak niby prosty, ale szło się bardzo trudno. Śnieg po kolana. Najtrudniej miała pierwsza osoba, bo musiała torować drogę.

Po ponad godzinnym zejściu dotarliśmy do Nydka. Miejscowość słynie z zabytkowego, drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Mikołaja. Wybudowali go ewangelicy w 1576 roku, ale później, w okresie kontrreformacji, przejęli go katolicy. Świątynia ma konstrukcję zrębową, jest jednonawowa, a dach jest kryty gontem.

Z Nydkiem wiąże się jeszcze jedno wydarzenie. W latach 60. ubiegłego wieku na szczycie pobliskiej Czantorii odbyło się spotkanie tutejszych radnych z przedstawicielami władz Ustronia i Wisły. Zrodziła się wtedy idea powołania, na wzór San Marino, niezależnej republiki San Beskido, w skład której miały wchodzić Wisła, Ustroń i Nydek. Kilka dni później nadarzyła się okazja, aby pomysł wcielić w życie. W Nydku odbywał się festyn, którego główną atrakcją była karuzela. Podczas jednego z wieczorów podchmielona grupa wracająca jak co dzień z gospody "Pod lipami" postanowiła się na niej zabawić. Za butelkę wódki namówili właściciela, aby ją uruchomił. Ten się zgodził, a zmęczony mocnym trunkiem zasnął zapominając o zabawowiczach. Dopiero rano, na ledwo żywych amatorów nocnych wrażeń, natrafili ludzie idący do pracy. Władze republiki nadały bohaterom tego zdarzenia honorowe tytuły "lotnika kosmonauty republiki San Beskido" i wystawiły im pomnik - rakietę. Niestety, dzisiaj nie ma już śladu po pomniku. Został usunięty na początku lat 90. gdyż za bardzo kojarzył się z komunistyczną władzą.

Szczęście na granicy

Z Nydka szlak początkowo prowadzi wzdłuż drogi, by następnie skręcić w gęsty las. Musimy się spieszyć, bo przejście graniczne na Stożku otwarte jest tylko do 17.00. Tymczasem z naszych wyliczeń wynika, że dotrzemy tam około godziny 20.00! Powoli, z mozołem, pokonujemy kolejne kilometry, brodząc w coraz głębszym śniegu. Na każdym postoju łyk ciepłej herbaty i kawałek czekolady podnoszą na duchu. Tymczasem szlak staje się coraz bardziej stromy. Wreszcie po pokonaniu Filipinki widać nasz cel. W oddali majaczy masyw Stożka (980 m n. p. m.). Dzieli nas od niego jeszcze przynajmniej dwie godziny marszu, a tymczasem już 17.00 i powoli zapadał zmrok. Nie pozostało nam nic innego jak iść dalej i liczyć na szczęście, że nie spotkamy pograniczników.

Za Filipinką czekał nas najtrudniejszy etap wycieczki, zdobycie Stożka. Szlak podchodzi ostro do góry. Co pewien czas musieliśmy się zatrzymywać, bo było bardzo ślisko i raz za razem ktoś się zapadał do pasa w śniegu. Aby skrócić sobie podejście, postanowiliśmy nie wchodzić na szczyt, lecz trawersować go, tak by wyjść wprost przy schronisku. Zadanie okazało się nadspodziewanie trudne. Było stromo i ślisko. Ale nie dawaliśmy za wygraną. Zacisnęliśmy zęby i brnąc w "białym puchu", krok za krokiem przybliżaliśmy się do celu. Zamiast jednak wyjść przy schronisku, zmęczeni zdobyliśmy szczyt. Z niego do schroniska to tylko 100 metrów.

Najstarsze schronisko

Obiekt pod Stożkiem jest najstarszym polskim schroniskiem w Beskidzie Śląskim. O jego budowie zadecydował Zarząd Oddziału PTT w Cieszynie w 1919 roku. Budowę rozpoczęto w maju 1920 r. wg projektu Stanisława Chorubskiego, który wykorzystał elementy architektoniczne zarówno miejscowe, jak i podhalańskie. Uroczyste otwarcie schroniska nastąpiło 9 lipca 1922 r. Jego budowa była odpowiedzią na działalność niemieckiej organizacji Beskidenverein, która zbudowała schroniska m.in. na Szyndzielni i Czantorii, ale wstęp do nich mieli jedynie niemieccy turyści.

Po spędzonej nocy w cieple, wysuszeniu ubrań i zjedzeniu obfitego śniadania, następnego dnia, z nowymi siłami wyszliśmy na szlak. Czekało nas zejście do Wisły Głębce. Ruszyliśmy czerwonym szlakiem, granicą przez Kyrkawicę i Kiczory. Po drodze mijamy skały podobne do grzybów zbudowane z piaskowca istebiańskiego. Na przełęczy Łączecko porzucamy czerwony szlak i za znakami niebieskimi schodzimy do Głębiec.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto