Kevin som doma. Mieszka na Bobrku i ma się całkiem dobrze!
Czy leci z nami pilot? Dla Kevina telewizor to jak członek rodziny, patron Wszyscy wiemy, że na święta może nie być śniegu, nawet brak prezydenckiego orędzia wygłaszanego z wiślańskich szczytów przełknęlibyśmy gładko jak karpie ości. Ale film o Kevinie, obowiązkowo wyświetlany przez telewizję Polsat, to dla Polaków trzynasta potrawa wigilijna, absolut, element narodowej tradycji i bożonarodzeniowego rytuału. Świat w święta po prostu musi wydawać się bardziej przyjazny niż zwykle, wszystkie czarownice robią sobie wolne do 2 stycznia, a zło, trafnie uosabiane przez duet rzezimieszków, powinno być na tyle nieporadne, że może być poskromione przez kilkuletniego chłopca. Kevinów w masowej świadomości Polaków utrwaliło się kilku. Aktor Costner miał swoje momenty, gdy tańczył z wilkami i bohatersko osłaniał własnym ciałem Whitney Houston. Piłkarza Keegana podziwiali kibice starszej daty, młodszym kojarzyć się będzie jako trener reprezentacji Anglii, która również pod jego wodzą zawsze niemiłosiernie ogrywała biało-czerwonych. Jest też święty Kevin, irlandzki opat, który przeżył podobno 120 lat. Ale pokolenie polskich Kevinów, które rośnie nam od lat dziewięćdziesiątych, swoje mało swojsko brzmiące imię zawdzięcza tylko jednej osobie.