Kevin som doma. Mieszka na Bobrku i ma się całkiem dobrze!
Żelazko w każdym domu! Ale nie do prasowania, niech na intruza czeka Zatem wyruszają w drogę, ze spakowanymi walizkami, prezentami i kołoczem dla ciotki Lidki, która na Podlasie pojechała przed laty zobaczyć żubra i już tam została. Jest zamieszanie i rozgardiasz, w takich warunkach można zapomnieć o Kevinie, który zapodział się pod kołdrą. Rodzicom mogło się to przydarzyć, ale jest jeszcze pani Truda, emerytka z parteru, która jak co rano wyściela parapet poduszką, na niej kładzie swoje wielkie śląskie piersi i obserwuje z okna zmieniający się świat. - E, Kanistry! Co wy, ożarte? Bajtla niy bierecie? Jak widza tyn wosz rajzefiber (gorączka przed podróżą) to dostaja sraczki - tymi słowy poucza sąsiadów pani Gertruda. Tu naprawdę nie ma możliwości, żeby zapomnieć o dziecku. Ojciec idzie po Kevina, po dwóch tradycyjnych śląskich klapsach synek jest gotowy do drogi w 3 minuty. Scenariusz pada zanim zdążył się rozpędzić. Nie ma wyjścia, podstawowy warunek tej opowieści trzeba na moment pominąć. Załóżmy więc, że brak Kevina uszedł uwadze pani Trudy. Rodzice pojechali, Kevin jest sam. Tak jak jego filmowy pierwowzór, idzie do sklepu po szczoteczkę do zębów. Od razu wzbudza podejrzenia u ekspedientki, pani Anieli, która przypomina sobie, że Kanistrowie mieli jechać z rana całą rodziną.