"Grają lepiej Pink Floyd niż Pink Floyd" - to zdanie słyszałem już wielokrotnie przy okazji zapowiedzi koncertów i czytania recenzji na temat The Australian Pink Floyd Show. W końcu przyszedł czas, aby to zweryfikować. Zadanie jednak było z góry skazane na porażkę - nigdy przecież nie byłem na koncercie oryginalnych Floydów i jeśli wierzyć zapowiedziom członków zespołu, to już nie będę. Więc jak to porównać?
Dla Australijczyków lepiej tego nie robić. Bo choćby bili oryginał pod względem technicznym na głowę, jeśli David Gilmour i Roger Waters nie mogliby się z nimi równać (wiem, że dla większości fanów Pink Floyd bluźnię w tej chwili), to i tak byliby na straconej pozycji. Podczas ich występu brakuje pewnego rodzaju podniecenia, które towarzyszy nam, gdy słuchamy na żywo swoich idoli. The Australian Pink Floyd Show nadrabiają jednak ostatnim członem swojej nazwy. Show, to niewątpliwie coś, co zapamiętamy po wtorkowym koncercie. Było wszystko: światła, lasery, seksowne dziewczyny w chórkach, a nawet gigantyczny dmuchany królik (lub kangur - zdania są podzielone). No i te wizualizacje, w wielkim pierścieniu przewijały się obrazy znakomitej jakości, czasami miałem wrażenie, że to muzyka jest tylko dodatkiem, a nie odwrotnie.
The Australian Pink Floyd Show nie zapełnili Spodka. Jednak ci, którzy się pojawili, nie żałowali - otrzymali muzykę i show na najwyższym poziomie. Chociaż dam sobie głowę uciąć, że dalej nikt nie zna nazwiska wokalisty.
Piotr Kalsztyn
Zobacz: Koncerty na Śląsku 2014 [Katowice, Zabrze, Gliwice, Chorzów]
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?