Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bobrowniki, Siewierz: Mieszkańcom Dobieszowic Brynica zalała podwórka, garaże i domy

Magdalena Nowacka
Zdzisław Engel z Dobieszowic zastanawia się, co będzie, jak woda opadnie. Kto pomoże ludziom po niej posprzątać?
Zdzisław Engel z Dobieszowic zastanawia się, co będzie, jak woda opadnie. Kto pomoże ludziom po niej posprzątać? fot. Marzena Bugała.
Gertruda i Zdzisław Engelowie mieszkają w Dobieszowicach (gmina Bobrowniki) przy ulicy Wesołej. Od niedzieli co rano z niepokojem patrzą w niebo. We wtorek usłyszeli, że mają się przygotować do ewakuacji. Pani Gertruda z tego wszystkiego nie wiedziała, co pakować najpierw.

- Złapałam czajnik, potem jeszcze rowery wnieśliśmy na samą górę. Człowiek jest w takim stresie, że sam nie wie, co robi - mówi pani Gertruda.

Zalało im piwnice. W domu zimno, bo piec stoi właśnie tam. Z zalanych garaży uratowali rowery. Na podwórku za domem można teraz nawet pływać.

Do podtopień teoretycznie są przyzwyczajeni. Teoretycznie, bo takich jak te teraz nie było nawet w 1997 roku. No, może raz zdarzyło się, że było podobnie.

Wszystko zaczęło się jeszcze w niedzielę, kiedy deszcz padał cały dzień. Gdy w poniedziałek pani Gertruda stała na balkonie, myślała, że to, co widzi, po prostu jej się śni. W ciągu kilku godzin jej działka i garaże zniknęły pod wodą.

- Woda szła takim szybkim i szerokim nurtem, że zalała ten teren dosłownie w dwie godziny. Dzwoniłam do centrum kryzysowego około godziny osiemnastej. Nikt nie odbierał. Zadzwoniłam więc do koleżanki, która miała kontakt do pana wójta. Byliśmy przerażeni, bo tak naprawdę nikt nas nie powiadomił, że grozi nam coś takiego - opowiada.

Interwencja koleżanki pomogła: przyjechali wójt i sołtys, przywieziono worki z piaskiem. Najgorsze było jednak to, co usłyszeli.

- Dowiedzieliśmy się, że ma być dalej spuszczana woda ze zbiornika w Kozłowej Górze. Niby nic nowego, ale okazało się, że ma być spuszczona taka ilość, że woda sięgnie co najmniej do połowy domu. I że musimy być przygotowani na ewakuację - opowiada pani Gertruda.

Sąsiad obok ma małe dziecko. Wziął żonę, zawiózł ich do Tarnowskich Gór. Pani Gertrudzie i jej mężowi pomoc zaoferowała rodzina w Piekarach Śląskich. Ale oni czekali. Najpierw spuszczono 12 tysięcy metrów sześciennych wody, potem państwo Engelowie usłyszeli, że będzie to nawet trzydzieści tysięcy, przy przeciętnej liczbie pięciu, sześciu tysięcy. Pani Gertruda razem z mężem nie mogą zrozumieć, dlaczego wody nie spuszczano wcześniej, systematycznie, w mniejszych ilościach. To z pewnością ochroniłoby ich podwórko przed zalaniem.

- Przecież wiadomo było, jak może wyglądać ta sytuacja. Wszyscy słuchali prognozy pogody. Nie mogli spuścić wody wcześniej? Ale dla nich, tych co pilnują tamy w Wymysłowie, najważniejsza jest tama, nie ludzie - denerwuje się pan Zdzisław.

Na szczęście wczoraj deszcz przestał w końcu padać. Jest szansa, że woda opadnie i ewakuacji nie będzie. Ale zdaniem mieszkańców to do końca sprawy nie załatwia.

- Teraz tu tylu ludzi jeździ, całe wycieczki. Teraz. A co potem? Jak trzynaście lat temu przyszła powódź, to nam worek wapna przywieźli i tyle mieliśmy pomocy - mówi pan Zdzisław.

Bo jak zejdzie woda, to czeka ich plaga komarów. Wszystko będzie pognite. Trzeba sprzątać, dezynfekować.

Koszmar przeżyli też mieszkańcy Żelisławic w gminie Siewierz, gdzie wylał Potok Żelisławicki.

- Woda opadła, ale stres został - mówi Ireneusz Baliński. - Od dwunastu lat walczymy o to, aby poszerzyć koryto rzeki. Bez skutku.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto