18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bytom: Ludziom z Karbia już dziękujemy [ZDJĘCIA]

Grażyna Kuźnik
Z Pocztowej 11 trzeba szybko uciekać, bo mury pękają w oczach. Na dom napierają dwa sąsiednie budynki
Z Pocztowej 11 trzeba szybko uciekać, bo mury pękają w oczach. Na dom napierają dwa sąsiednie budynki Arkadiusz Ławrywianiec
Karb się wynosi, na Pocztową przyjechały ciężarówki. To koniec. Jak nie wyjdziesz z domu, to pomoże ci policja i straż miejska. O sądnym dniu w Bytomiu pisze Grażyna Kuźnik

Zaczęło się wczesnym rankiem. Lidia Hendzel z parteru Pocztowej 6 pierwsza zobaczyła, że ciężarówki zatrzymują się pod jej domem. Nie zdążyła nawet podać tragarzom przez parapet wszystkich obrazków, a już cichcem zamurowano okno obok. Robotnik tylko czekał, żeby wziąć się za następne. Patrzyła przez swoje okno 30 lat, zamurował je w ciągu piętnastu minut.

Nikt nigdy nie jest gotowy na ewakuację. Wiesz, że zaraz opuszczasz dom na zawsze, a tu wciąż kubeczki w szafce, serwetka w przedpokoju, na ścianie święty obrazek, niespakowany. Jak tu na szybko całe życie upchnąć w czarne worki, które podarowała administracja.

Żadnych zmian!

- O matko! - wystraszyła się pani Łucja Urbanek z pierwszego piętra na Pocztowej 6, gdy jej wzrok spoczął na obrazie świętej rodziny. Tak się wpasował do tego mieszkania, że byłaby o nim zapomniała. A może chciał tu zostać? Gdzie mu będzie tak dobrze, jak tutaj?

Kiedy wyprowadzają panią Hendzel, Łucja Urbanek ma jeszcze trochę czasu. Żegna się z przyjaciółką z drugiego piętra, Zosią Brzezińską. Ona ma niepełnosprawne dziecko, zna życie i wie, co to znaczy choroba, a Łucja mieszka sama, ma lata, astmę i inne niedomagania. Po prostu nie wyobrażają sobie dnia bez siebie. Zosia ma zawsze dobry humor. I dzisiaj mówi: - A może na innym miejscu będziesz miała ciekawego sąsiada, może wyjdziesz za mąż? Łucji nie do śmiechu: - A daj ty mi spokój z mężami. Ja żadnych zmian nie chcę.

Ale o to akurat dzisiaj nikt lokatorów z szóstki nie pyta. Zaraz ich meble pójdą do magazynu, a oni do hotelów robotniczych, do rodzin, do wynajętych kątów. Właściwie nikt nie wie, gdzie ani na jak długo. Gdzie wylądują na stare lata...

- A ten stoliczek zabieramy? - zagaduje miło pani z administracji, która tymczasem przyszła oklejać i oznaczać meble. Łucja się zastanawia. - Tak długo tu był, że niech zostanie. Chociaż on - macha ręką. Nagle okazuje się, że cały dorobek jej życia to kilka worków i pakunków. Robotnicy wynieśli je i ułożyli na górze innych gratów. Odjazd. Teraz lokatorzy mogą się przekonać, co znaczy przywiązanie do rzeczy i kim są bez nich.

Pęknięcia i znaki

Nigdy dotąd w Polsce nie ewakuowano całego osiedla, i jak się planuje, ponad 600 osób z 28 budynków... Nigdy dotąd w jednym miejscu nie rozwalał się dom za domem i nie następowało to tak błyskawicznie. W poniedziałek na Pocztowej 6 i 12 były pęknięcia w ścianach, w które mogłam włożyć palce. We wtorek wokół pęknięć odpadł tynk, zmieściła się już ręka. W ciągu jednej nocy budynek zestarzał się o sto lat. W domach przy Pocztowej i Technicznej chodzi się jak na statku podczas sztormu. Nierówne podłogi, wszystko się chwieje, krzywi, wygina. Pod ewakuowanym już numerem 11 klatka schodowa stała się ruiną w kilka dni. Pręt z podłogi podciął mi nogi, z góry sypie się gruz, trzeszczy ściana, jakby miała runąć. Ale lokatorzy jeszcze są.

- O ewakuacji dowiedzieliśmy się na urlopie, przyjechaliśmy znad morza - mówi bezradnie Jolanta Paralusz z ostatniego piętra Pocztowej 11. Dlatego wynoszą się z opóźnieniem. Zresztą żal odchodzić. - Właśnie zrobiliśmy remont, zdecydowaliśmy się na drogie, ale dobre okna, żaluzje. Malowanie ścian. Panele. I co z tego zostanie?

Numer 11 ma pecha bardziej niż sąsiednia 13. Napierają na nią dwa budynki, dlatego 11 jest miażdżona i pęka z góry na dół. Jak skorupka orzecha w obcęgach.

- Nie mogę uwierzyć, przez lata nic się tutaj nie działo - dodaje mąż Jolanty. Sąsiedzi opowiadali, że zaczęło pękać pod koniec lipca. Kopalnia Bobrek-Centrum fedrowała pod samym osiedlem, gdyby ucho przyłożyć do ziemi, to by się słyszało. Zwłaszcza w nocy. Rano lokatorzy zobaczyli na ścianach zygzaki, jak te biblijne mane, tekel, fares. Koniec dla Karbia.

- Na Śląsku pęknięcia w ścianach to nie nowina. Ale te powiększają się w oczach. Tu na tej ulicy nikt już nie zostanie. Księżycowy krajobraz - mówią z Pocztowej 11.

Franciszek Duda zamknął już swoje sprawy w tej kamienicy. Jest górnikiem, ale przyznaje, że nie spodziewał się takiego finału. Że mu się dom rozpadnie i będzie musiał uciekać. Chociaż miał sygnały, które by innych przeraziły, ale nie kogoś, kto żyje na Śląsku. Garaż mu przecież tu w pobliżu popękał. A niedawno jak tąpnęło, to żona myślała, że koniec świata.

Plany? Odechciewa się!

W mieszkaniu Mariana Olczyka na Pocztowej 12 Elżbieta Kwiecińska, szefowa bytomskiego inspektoratu budowlanego, ogląda wyrwę w ścianie. Ewakuację kamienicy wyznaczono na jutro.

- Tej dziury tu nie było ostatnio - mówi surowo sama do siebie. Pęknięcie biegnie przez całą ścianę kuchenną, do pokoju. Dom ostrzega, jak przyjaciel. Podłoga jeszcze bardziej niż wczoraj przechyliła się na jedną stronę.

Olczyk nie wie jeszcze, gdzie się z żoną podzieją. Spakowani niby są, ale nie tak naprawdę.

- Co ja mogę zamierzać? - pyta. - Mnie się planować życia odechciewa. Kopalnia za mnie planuje. 33 lata dobrze mi tutaj było, dbałem o mieszkanie i nic to nie znaczy. Odejść się stąd nie chce, a zostać niebezpiecznie.

Inspektor Kwiecińska co drugi dzień chodzi po domach w Karbiu i sprawdza, ile jeszcze mogą wytrzymać. Wysiedlono już budynki z Pocztowej 4 i 11, i z Technicznej 10. Miasto oficjalnie podało, że zagrożonych jest 278 mieszkań, w których była setka dzieci.

- Ja nie będę ryzykować ludzkim życiem - powtarza Kwiecińska, schodząc do piwnicy 12. Postawione tu drewniane stropy wyginają się jak patyki, rury za chwilę padną. Już skrapla się na nich woda. Schody wybrzuszają się i odrywają od siebie. W jednej z piwnic ziemia uniosła się jak pagórek. - Ludzie muszą się wyprowadzić, ja wiem, że to ludzkie dramaty. Ale życie ważniejsze - mówi inspektor, otrzepując się z tynku. Ktoś szybko do niej podchodzi.

- Co ja mam robić? Łazienka mi pęka, kafelki odpadają - wymienia ze strachem młoda kobieta z budynku, który nie był jeszcze w najgorszym stanie. Kwiecińska kiwa głową z rezygnacją, obiecuje, że komisja wkrótce do niej przyjdzie. Za naszymi plecami do ciężarówki trafiają rzeczy kolejnych lokatorów z Pocztowej 6.

Razem w doli i niedoli

75-letni Mikołaj Giełsak z Pocztowej 12 nie może się otrząsnąć po śmierci żony. Wpadł w depresję, trudno mu bez niej żyć. Ma astmę, rozedmę płuc. Ale chociaż mieszkanie przypominało mu o Łucji, która tutaj, na Karbiu, przy tej ulicy się wychowała. Tu przeżyli czas małżeństwa, jego 37 lat pracy na kopalni Bobrek-Centrum, wychowali dzieci, tu są jej ślady. I sąsiedzi, którzy ją pamiętają. A ich młodość! Jak się wtedy urządzało kąpiel, to dla całej kamienicy. Jeden sąsiad grzał wodę, a w jego balii kąpały się dzieciaki z każdego piętra. Czy taką wspólnotę można zapomnieć? Tutaj zresztą na Pocztową 6 Łucja przychodzi do niego we snach sprawdzać, jak sobie radzi. A kiedy on stąd odejdzie, czy żona gdzieś go w świecie odnajdzie?

Nawet w czasie wojny nie trzeba było stąd się wynosić, chociaż bomba trafiła jeden z sąsiednich domów. Rodzina Łucji miała kłopoty, bo jeden z chłopaków uciekł z Wehrmachtu do Andersa. I raz uciekali przed Armią Czerwoną do Niemiec, bo przecież w Bytomiu Ruscy nie pytali, kto jest przeciw Hitlerowi. Ale rodzina wróciła z powrotem. I dopiero teraz wyrzucają ich już na zawsze z Karbia. Też bez pytania, co o tym myślą.

- Czy ja pójdę do domu starców? - pyta Mikołaj, a córka go obejmuje. Wiadomo, że go nie zostawi. Tylko jak mu powiedzieć, że już tutaj nie wróci?

Ludzie znikają z domów przy Pocztowej i Technicznej. Ich rzeczy lądują w magazynach, a oni w hotelach. Pani Anna z kilkorgiem dzieci z Pocztowej 2 trafiła do hotelu robotniczego przy Strzelców Bytomskich.

- Horror. Wszyscy w jednym pokoju, kuchnia jedna na cztery piętra, toaleta też na korytarzu. Najmłodsze dzieci bawią się pod schodami, bo nie mają gdzie. W Karbiu był piękny plac zabaw. I jak zacznie się szkoła, to jak stąd będą do niej chodzić? Jak tu się uczyć, mam też syna nastolatka - martwi się kobieta.

Była w magazynie zobaczyć swoje rzeczy. Jakieś biedne to, poobtłukiwane, rzucone w kąt. A pies oddany do schroniska, bo hotel nie życzy sobie zwierząt na stanie. - Powiedzieli w gminie, że jeśli deszcz mi na głowę nie pada, to mam nie narzekać i czekać - Annie zbiera się na płacz. Kompania Węglowa przeprasza wszystkich ewakuowanych, jednak zapewnia, że eksploatacja górnicza pod miastem nadal będzie prowadzona. Uwaga jednak, dobra wiadomość dla Karbia. Wydobycie przesuwać się będzie w stronę Miechowic.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto