Sala sportowa w Gimnazjum nr 17 w dzielnicy Zawodzie. Około stu mieszkańców czeka na prezydenta Matyjaszczyka, bo chcą mu powiedzieć prosto w oczy, że są przeciwni utworzeniu budynku komunalnego w internacie przy ulicy Legionów. Prezydent nie przyjechał, bo - jak tłumaczył jego zastępca Mirosław Soborak - musiał pilnie jechać do Warszawy.
Te dwa wydarzenia najlepiej obrazują zachowanie prezydenta Częstochowy. Krzysztof Matyjaszczyk postępuje podobnie jak Donald Tusk. Premier ma swoich ministrów, których wystawia na pożarcie mediom, a prezydent Matyjaszczyk ma w swoim urzędzie oddanych pracowników - czyli tak zwane... zderzaki - którzy uczestniczą w spotkaniach dotyczących najbardziej drażliwych kwestii w mieście. To oni muszą stanąć twarzą w twarz z mieszkańcami i dyskutować o największych problemach.
- Niestety, na najważniejsze spotkania, na przykład w sprawie układu ponadzakładowego pracowników opieki społecznej, prezydent często podsyła nam swoich zastępców albo naczelników wydziałów, którzy często są merytorycznie nieprzygotowani . To często przekreśla możliwość jakichkolwiek rozmów - podkreśla Mirosław Kowalik, szef częstochowskiej Solidarności.
Mieszkańcy Zawodzia także oczekiwali, że spotka się z nimi sam prezydent. - Szkoda, że już przed spotkaniem mieliśmy informację, że prezydenta nie będzie, tylko przyśle jednego ze swoich "zderzaków", czyli wiceprezydenta Soboraka - mówi Krystyna Stefańska, przewodnicząca Rady Dzielnicy Zawodzie. - To dziwne, bo prezydent sam wybrał termin spotkania z mieszkańcami, a później i tak się na nim nie pojawił.
A jak sprawują się prezydenckie "zderzaki"? Wiceprezydent Soborak z elegancją odpowiadał na pytania mieszkańców, nawet to dotyczące nazywanie go "spadochroniarzem" (mieszka w Dąbrowie Górniczej). Gorzej natomiast ataki znosił Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału oświaty, który już wcześniej znalazł się na pierwszej linii frontu z powodu reformy edukacji.
- Czuję się jak na przesłuchaniu - mówił naczelnik radnym dzielnicy.
- To nie jest wcale tak, że prezydent nie jest obecny na spotkaniach dotyczących drażliwych spraw. Po prostu prezydent dzieli się ze swoimi zastępcami obowiązkami i często na spotkanie przychodzi wiceprezydent, któremu bezpośrednio podlega dana sprawa - mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Częstochowie.
- Poza tym prezydent nie postępuje jak jego poprzednik, Tadeusz Wrona, który pojawiał się wszędzie, ale mógł być na każdym spotkaniu co najwyżej kilkanaście minut - dodaje rzecznik urzędu.
Zdaniem socjologów, prezydent na razie umiejętnie unika trudnych spraw, bo dla równowagi czasem spotyka się z mieszkańcami, aby załagodzić spór. Tak było m.in. w sprawie prohibicji na Dekabrystów czy Forum Oświatowego.
Porażka jest sierotą, czyli jak unikać trudnych problemów - Z dr. Tomaszem Słupikiem, socjologiem z Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Bartłomiej Romanek
Czy metoda premiera Tuska i prezydenta Matyjaszczyka to nowoczesny PR?
Unikanie trudnych problemów i wysyłanie na spotkania, które ich dotyczą, swoich podwładnych, nie jest pomysłem premiera. Ta metoda jest znana i szeroko stosowana od początku współczesnej demokracji. Tak czynił m.in. Lech Wałęsa, który wymieniał swoich premierów i na nich zrzucał odpowiedzialność. To odzwierciedlenie przysłowia, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą.
Który ze śląskich polityków postępuje tak, jak prezydent Matyjaszczyk?
To mi trochę przypomina postępowanie prezydenta Katowic Piotra Uszoka z poprzedniej kadencji.
*Katastrofa busa na S69 w Przybędzy - fakty, opinie WIDEO i ZDJĘCIA
*Sprawa Madzi z Sosnowca - ustalenia prokuratorów, zeznania rodziców
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?