Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy rejon tragedii był zagrożony wybuchem?

Redakcja
Tuż po tragedii rozpoczęło się szukanie jej przyczyn. Według informacji, do których dotarli dziennikarze TVS rejon, w którym doszło to tragedii, był przez ostatnie dwie doby zagrożony poprzez zwiększenie nagromadzenia się metanu w granicach wybuchowości.

Na kilkanaście godzin przed tragedią w rejonie wypadku pracowały cztery zastępy ratowników, których zadaniem było przewietrzenie ściany. Mimo działań ratowników nagromadzenie metanu było zbyt wysokie aby pozwolić na pracę ludzi w rejonie, w któym doszło do wybuchu. Prokuratura ustaliła, że wśród ofiar wybuchu są również ratownicy górniczy.

Serwis specjalny: Tragedia w KWK Wujek-Śląsk

Oficjalne delegacje, prokuratorzy, policyjni śledczy. Wszystko po to, by wyjaśnić przyczyny śmierci trzynastu górników. My dotarliśmy do sensacyjnych zeznań ratownika górniczego, które na te przyczyny rzucają nowe światło.- Zostali posłani w rejon, który przez dwie doby był zagrożony poprzez zwiększenie nagromadzenia się metanu w granicach wybuchowości - mówi.

Nasz informator twierdzi, że wie o tym, bo kilkanaście godzin przed wybuchem wraz z grupą ratowników został wezwany z innej stacji, by usunąć metan z feralnej ściany. - Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań, nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla - stwierdza.

Przedstawiciele kopalni zaprzeczają. - Nie było tam akcji usuwania metanu. Owszem, metan był punktowo usuwany, ale nie była to akcja, bo nie było takiej potrzeby - podkreśla Andrzej Bielecki, główny inżynier KWK "Wujek-Śląsk".

Jednak jak ustaliła prokuratura, wśród ofiar wybuchu byli ratownicy górniczy. - Byli to również ratownicy, z tym że nie potrafię powiedzieć czy to byli ratownicy z akcji, czy też ratownicy, którzy tego dnia pracowali przy wydobyciu - przyznaje Arkadiusz Kozłowski, zastępca prokuratora okręgowego w Katowicach.

Skąd w chwili tragedii w miejscu katastrofy wzięli się ratownicy? Prezes Wyższego Urzędu Górniczego ma na to proste wytłumaczenie. - Żadną nowością jest to, że zastęp ratowniczy jest w jakimś rejonie i wykonuje tak zwane prace profilaktyczne w ramach zwalczania zagrożeń - oznajmia Paweł Litwa, prezes WUG.

Ale jak twierdzi nasz informator, na kilkanaście godzin przed tragedią w rejonie wybuchu był nie jeden a cztery zastępy ratowników, których zadaniem było przewietrzenie ściany. - Ta akcja była zrobiona po cichu. U nas to się nazywa "cicha akcja", czyli nie zgłoszona do urzędu górniczego, bo jakiś inżynier sobie wymyślił, że nie będziemy tego zgłaszać i zrobimy to po cichu, a może nam się uda. I nie udało się - stwierdza.

Informacjami przekazanymi przez naszego informatora już zainteresowała się prokuratura. - Jeżeli ta osoba była tam i faktycznie był taki przypadek, że ściana była wietrzona, to na pewno zostanie przesłuchana - zapewnia Ewa Zuwała, prokurator okręgowy w Katowicach.

Ale na razie w hipotezę o celowym wprowadzaniu górników w rejon zagrożenia nie wierzą ani śledczy, ani politycy. - Czy pan redaktor przypuszcza, że znalazłby się ktoś tak szalony, żeby narażać życie swoich kolegów, czy pracowników swojej firmy w dzisiejszych czasach? - dopytuje Waldemar Pawlak, wicepremier.

Więcej wyjaśnień mogłaby przynieść wizja lokalna. - Nie jesteśmy w stanie określić, kiedy odbędą się oględziny na miejscu zdarzenia, to znaczy na dole kopalni. W chwili obecnej trwa nadal akcja dogaszania - wyjaśnia Zuwała. Akcja, której przebieg daje jednak nadzieję, że eksperci zjadą pod ziemię szybciej niż było to w przypadku katastrofy w Halembie. Wtedy czekali kilka miesięcy.

- Atmosfera kopalniana, mówiąc prosto zaczęła się oczyszczać, czyli wróciła do stanu sprzed zdarzenia, co mogłoby, świadczyć, że jakaś określona objętość metanu się wypyliła i być może zagrożenie ustało, ale takiej pewności nie mamy - tłumaczy Litwa.

Pewność mają za to górnicy, że zagadka śmierci ich kolegów musi zostać wyjaśniona. Liczą, też że ta tragedia wywoła refleksję nie tylko wśród osób z branży. - Jest taka zazdrość, dlaczego górnicy po 25 latach idą na emeryturę. Takich ludzi należałoby tylko raz posłać po takiej katastrofie w miejsce, gdzie to się stało, żeby to tylko zobaczyli - uważa Jan Miliczek, emerytowany górnik.

Prokuratura obiecuje, że po weekendzie śledztwo nabierze tempa, a żaden wątek nie zostanie pominięty.

Zobacz materiał wideo Telewizji TVS
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto