Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzieci wracające z Wysp trzeba nauczyć polskiego

Katarzyna Piotrowiak
Fot. Michał Pawlik
Coraz więcej dzieci wracających z rodzicami z ich czasowej emigracji zarobkowej nie zna języka polskiego. Ministerstwo Edukacji Narodowej przeznaczy osiem milionów złotych na lekcje wyrównawcze dla najmłodszych obywateli polskich, by zniwelować braki językowe. Pierwsze kursy zaczną się już w styczniu 2010 roku.

Kłopoty językowe reemigrantów to nowy problem, z którym polskie szkoły dopiero zaczynają się stykać. Dzieci Polaków, którzy po wejściu do Unii Europejskiej masowo zaczęli wyjeżdżać do pracy za granicę, teraz, po powrocie, wyraźnie odstają od swoich rówieśników w nauce języka ojczystego.

Pierwsze lata edukacji w przedszkolach i szkołach brytyjskich, norweskich lub niemieckich robią swoje. Zabiegani emigranci często nie mają czasu, by zadbać o edukację swoich pociech, bywa, że w domu mówią tylko gwarą lub gwarą mieszaną np. z pojęciami angielskimi. Efekt jest taki, że niektóre dzieci mają kłopoty z wymową zgłosek takich, jak "sz", "cz", naturalnych przecież dla języka polskiego.

W poprzednim roku szkolnym problem dotyczył 2.307 uczniów w kraju. Tak wynika z informacji zebranych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. W tym roku szkolnym w województwie śląskim w szkołach pojawiło się 213 dzieci, które dotychczas uczyły się w szkołach niemieckich i brytyjskich. Większość zna język ojczysty w stopniu wystarczającym, żeby przyswajać wiedzę z różnych przedmiotów i jakoś sobie radzi, jednak w 16 przypadkach dzieci mają poważne problemy z mówieniem, rozumieniem i pisaniem.

- Naukę należy zaczynać od podstaw gramatycznych i ortograficznych - mówi Aleksandra Michalska, pedagog i logopeda ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Gliwicach, gdzie zajęć wyrównawczych potrzebuje trójka dzieci.

Żeby to miało sens, w doskonalenie znajomości języka polskiego dzieci emigrantów muszą zaangażować się wszyscy nauczyciele wszystkich przedmiotów. Nieco inaczej taką naukę wyobraża sobie prof. Katarzyna Krasoń, dyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego:

- Należałoby zacząć od intensywnego kursu języka ojczystego. Kiedy dziecko nauczy się w miarę sprawnie posługiwać językiem polskim, powinno zostać wprowadzone na lekcje innych przedmiotów.

Tak czy inaczej - i MEN, i szkoły powinny przygotować się na to, że dzieci, które lepiej znają języki obce niż ojczysty będzie coraz więcej. To naturalny efekt braku granic w Unii i wolności zatrudnienia.

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że na emigracji przebywa obecnie ponad 2 miliony Polaków. Większość w krajach Unii Europejskiej. Najwięcej, bo aż 650 tys., jest nas w Wielkiej Brytanii. Ponad połowa emigrantów deklaruje, że po paru latach pracy chce wrócić do kraju.

Kiepsko z polskim

Dzieci wracające z rodzicami z zagranicznych saksów mają coraz większe problemy z językiem ojczystym. W Szkole Podstawowej nr 3 w Gliwicach troje nowych uczniów wymaga lekcji wyrównawczych. Już teraz w ich naukę zaangażowani są niemal wszyscy nauczyciele, łącznie z pedagogiem szkolnym.

- Dzieci z zerówki i drugiej klasy szybko się uczą, bo jest to dopiero początkowy etap nauki w szkole, gorzej jest z dzieckiem z piątej klasy. To nie jest proste, zwłaszcza że niektóre dzieci rozmawiały w domu wyłącznie gwarą śląską. Nie osłuchały się więc z językiem literackim - mówi Aleksandra Michalska, pedagog szkolny i logopeda.

Zajęcia rozpoczyna się od nauki alfabetu, prawidłowej wymowy. - Musimy dziecko sprawdzać na każdym kroku, dlatego często pomaga nam nauczyciel języka niemieckiego, który tłumaczy i uczy dzieci nowych słów. Na lekcjach wykorzystujemy także pomoce logopedyczne, pokazujemy obrazki - dodaje Michalska.
Profesor Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego podziela opinię, że dzieci, które mają kłopoty z kompetencjami językowymi, będzie coraz więcej.
- Powinnością państwa jest zadbać o kapitał językowy dzieci, bo to on będzie w przyszłości językiem awansu zawodowego. Stąd koniecznością jest, aby system edukacji przestawił się i uwzględnił falę powrotów Polaków z zagranicy - mówi prof. Szczepański.

Zdaniem nauczycieli, problem jest o wiele bardziej złożony.

- Dzieci, które wracają do Polski bardzo często wymagają nie tylko dodatkowych lekcji, potrzebują pomocy finansowej, darmowych obiadów i wyprawki, bo rodzicom trudno jest związać koniec z końcem. To nie zawsze są radosne powroty - dodaje Krystyna Doniec, wicedyrektor gliwickiej SP nr 3.

Pierwsze lekcje za ministerialne pieniądze będzie można organizować już od stycznia 2010 roku. Od nowego roku średni koszt godziny MEN wyceniło na 82,50 zł.

Słabo mówią

Liczba dzieci i uczniów w województwie śląskim, które wróciły z zagranicy w tym roku szkolnym:
przedszkola: 11
szkoły podstawowe: 110
gimnazja: 59
szkoły ponadgimnazjalne: 33.
W sumie wróciło więc 213 uczniów.
Poziom słaby znajomości polszczyzny ma 16 z nich (12 w szkole podstawowej i 4 w gimnazjum).

Problem będzie jeszcze większy

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w 2008 roku na emigracji przebywało 2 mln 210 tys. Polaków.

Najwięcej w krajach anglojęzycznych (w Wielkiej Brytanii 650 tys. osób, a w Irlandii 180 tys.).

Polacy chętnie emigrują też do Niemiec (490 tys.) i Holandii (108 tys. osób). Nie są to liczby stałe, a emigranci wracający wymieniają się z Polakami, którzy szukają zarobku za granicą.

Portal MojaWyspa.pl, powołując się na badania "Daily Telegraph", podał, że w 2009 r. dużo większa liczba emigrantów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, przebywających w Wielkiej Brytanii, postanowiła wrócić do swoich ojczyzn.

Jednak na Wyspy z krajów tych przybyło 160 tys. nowych emigrantów. Większość to ludzie młodzi do 28. roku życia, którzy prędzej czy później założą rodziny i zdecydują się na dzieci. Problem dzieci, które wychowują się w rodzinach przebywających na czasowej emigracji zarobkowej i mają kłopoty z językiem ojczystym będzie więc narastał.(Q)

W domach rzadko się rozmawia
Z prof. Katarzyną Krasoń, dyrektorem Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Rodzice po latach wracają z emigracji zarobkowej, a w kraju dzieci mają kłopoty, bo nie posługują się za dobrze językiem ojczystym, a czasem nie znają go prawie wcale. Czy pomoc szkolna wystarczy?
Uważam, że należałoby zacząć od intensywnego kursu języka ojczystego. Niech to trwa pół roku. Kiedy dziecko nauczy się w miarę sprawnie posługiwać językiem polskim, to znaczy opanuje taki zasób słów, który pozwoli mu na rozmowę, powinno zostać wprowadzone na lekcje.
Oczywiście mogłoby uczestniczyć w lekcjach z biologii czy historii nawet w trakcie kursu, ale wtedy nauczyciel musiałby być dwujęzyczny.

Czyli dziecko nie powinno w tym czasie chodzić do szkoły?
Mogłoby spokojnie brać udział w zajęciach z języka polskiego, ruchowych czy artystycznych, jednak tam, gdzie pojawia się bardzo wyspecjalizowane słownictwo, siedzenie na lekcjach niekoniecznie się sprawdza. Na przykład dzieci w szkole podstawowej uczą się na lekcjach przyrody o przetchlinkach. Dziecko, które ledwo zna język i na dodatek ma kłopoty z wymową, czuje się zwyczajnie zagubione.

A co jeśli gimnazjalista prawie wcale nie zna języka?
Jeśli ktoś zakłada, że wróci do Polski, to powinien z dzieckiem rozmawiać w domu po polsku. Niestety, przy okazji tej sprawy wyraźnie widać ogólną tendencję, że rodzice za rzadko rozmawiają z dziećmi. Najmłodsi nie nauczą się dobrze języka ojczystego, jeśli rodzice będą z nimi rozmawiać okazjonalnie.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto