Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdy jest źle, mózg potrafi nas oszukać [Wywiad]

REDAKCJA portalu
REDAKCJA portalu
O traumie, reakcjach na katastrofy, żałobie i radzeniu sobie z ...
O traumie, reakcjach na katastrofy, żałobie i radzeniu sobie z ... Oliwia Piotrowska
O traumie, reakcjach na katastrofy, żałobie i radzeniu sobie z kryzysem psychicznym rozmawiamy z Krzysztofem Sarzałą, psychologiem, szefem gdańskiego Centrum Interwencji Kryzysowej.

Co się właściwie dzieje z człowiekiem, który jest świadkiem katastrofy, dramatycznego zdarzenia?

Najpierw jest szok. Dzieje się to, co jest w tym momencie najbardziej potrzebne - przestajemy czuć. Nasz organizm jest tak cudownie skonstruowany, że potrafi wyłączyć odczuwanie, a nawet świadomość. Do ofiar wypadków często w ogóle nie dociera, co się właściwie stało. Psychologia nazywa to odrętwieniem emocjonalnym. W pierwszej chwili jesteśmy jakby znieczuleni, na grozę, ból, cierpienie. W skrajnych wypadkach to może trwać wiele dni czy tygodni.

Po katastrofie pociągów media pisały o chłopaku, którego rodzina próbowała zapewnić mu pomoc psychologiczną, zaniepokojona dziwnym zachowaniem. On po powrocie do domu śpiewał, tańczył, był radosny. Dla jego bliskich to było bardzo niepokojące.

W szoku zdarzają się reakcje niezrozumiałe, nawet absurdalne. Człowiek zachowuje się tak, jakby nie miał żadnej świadomości tragedii. To też jest mechanizm obronny, jedna ze sztuczek naszego mózgu, który nie będąc w stanie znieść grozy, odrealnia całą sytuację. Pracuję z ofiarami gwałtów i często zdarza się, że opowiadają w taki sposób, jakby to dotknęło kogoś innego. Mówią, że czuły się tak, jakby gwałciciel wyrządzał zło innej kobiecie, a one same były w tym czasie bezpieczne. To ta sama sztuczka naszego umysłu, który musi nas trochę oszukiwać, żeby nas chronić. Inny przykład z mojej praktyki, w 2005 roku pracowałem z ofiarami po wypadku autobusu w Jeżewie pod Białymstokiem. W autokarze była grupa licealistów, którzy jechali na pielgrzymkę. Trzynaścioro z nich zginęło. Świadkowie opisywali, że tuż po wypadku jedno z dzieci szło, niosąc własną rękę i jednocześnie prosząc, żeby nie mówić niczego mamie, nie niepokoić rodziców. Zmartwienie o to, że rodzice się zaniepokoją, to reakcja absurdalna z naszego punktu widzenia, ale w tak skrajnych sytuacjach po prostu się zdarza.

Czyli takie zachowania nie powinny nas zaniepokoić?

Trzeba sobie powiedzieć wprost - w tej pierwszej fazie szoku każda reakcja jest normalną reakcją na nienormalną sytuację. Ile ludzi, tyle możliwych reakcji, żadna z nich jest dobra czy zła. Jeśli to są pierwsze godziny, dni po tragedii, trzeba ze stoickim spokojem przyjmować każde zachowanie, bo każda reakcja jest adekwatna do tego, co się stało. Zachęcałbym bliskich, aby po prostu byli obok, uspokajali i sami byli spokojni. Zresztą na tym właśnie polega pierwsza pomoc psychologiczna w takich wypadkach, oswajamy jej najdziwniejsze skutki.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Wielcy ludzie z małej wioski

Zdjęcia z miejsca katastrofy w Chałupkach

Co się dzieje potem, gdy mija ten szok, odrętwienie? Bo przecież zaczynamy w końcu czuć?

Tak, zaczynamy czuć. Bywa, że prawda dociera z całą stanowczością. Wtedy zaczynają się schody, ponieważ zwykle zdarza się to, niestety, kiedy człowiek jest już sam. Bo w pierwszej chwili zwykle jest wokół nas wiele osób, dbają o nas wiedząc, że tego właśnie potrzebujemy. Potem mija wiele godzin czy dni, świadek tragedii jest już w domu, z dala od ratowników, policjantów, wezwanych na miejsce psychologów i wolontariuszy. Najczęściej dopiero wtedy dociera do niego ogrom tego, co się stało. Na miejsce dużych katastrof wzywa się psychologów, a tak naprawdę tam jesteśmy najmniej potrzebni. Przestrzeń do naszej pracy pojawia się dopiero wtedy, gdy do ofiar i świadków wraca świadomość. Gdy po pierwszym szoku dociera do nich, że ktoś nie żyje, albo że sami otarli się o śmierć.

Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Jak mam się zachowywać, gdy wiem, że ktoś mi bliski przeżył coś strasznego, gdy widzę jego cierpienie?

To są proste, zdroworozsądkowe rzeczy. Po pierwsze, jak już powiedziałem, trzeba się liczyć z różnymi reakcjami i dostroić się do nich. Jeśli ktoś chce płakać, pozwól płakać, jeśli chce się śmiać, pozwól się śmiać, jeśli chce rozmawiać, rozmawiaj, a jeśli chce milczeć, to milcz, nie rób nic na siłę. Najważniejsze, żeby nie zostawiać ludzi samych. Trzeba dać jasny sygnał, że jesteśmy obok, że można do nas zadzwonić, że przyjedziemy, posiedzimy razem, porozmawiamy albo pomilczymy. W tego typu kryzysie żaden specjalista nie będzie lepszy niż najbliżsi.

Co dzieje się później? Załóżmy, że mija jakiś czas od tragedii, a nasz bliski wciąż nie doszedł do siebie. Co powinniśmy wtedy zrobić?

Jeśli mija czas i zauważymy, że życie tej osoby zmienia się diametralnie, jeśli sięga po alkohol, po leki, cierpi na bezsenność albo stany depresyjne, płacze, że jest niezdolna do pracy, do kontaktów towarzyskich, wtedy trzeba reagować. Ja proponowałbym – nie wysyłaj tej osoby do żadnego specjalisty, tylko sam gdzieś idź i porozmawiaj. Można zadzwonić albo iść do lokalnego centrum interwencji kryzysowej, do poradni psychologicznej, porozmawiać z kimkolwiek, kto zna się na kryzysie. Nie bójmy się spytać, czy to, co się dzieje, już jest niepokojące i co możemy zrobić, żeby pomóc. Zwykle ofiarom zalecamy odbudowywanie życia od fundamentów. To oznacza codzienne dbanie o najprostsze rzeczy – odżywiaj się lekko, nie pij alkoholu, idź na spacer. Od takich banalnych spraw zaczynają się wszystkie cuda.

Dlaczego właściwie jedni ludzie świetnie sobie radzą, a inni, mimo wsparcia bliskich, nie są wstanie wrócić do równowagi?

Zwyczajnie różnimy się od siebie. Mamy inne doświadczenia, różną wrażliwość, wytrzymałość na stres. Niektórych ludzi błahe wydarzenie jest w stanie wybić z równowagi, inni w tej samej sytuacji wzruszyliby ramionami. Wpływa na to także wiek czy sytuacja życiowa. Na przykład jeśli ktoś ma małe dzieci, to jakoś znajduje tę siłę, żeby wstać rano i zaprowadzić je do przedszkola.

Historia Magdy z Sosnowca wyzwoliła wspólną żałobę, ludzie składali kwiaty, znicze, żyli tą historią, cierpieli i płakali. A ogłoszenie żałoby narodowej po katastrofie pociągów wywołała głosy krytyki i złość wielu osób. Jak pan to rozumie?

W takich sytuacjach miotają nami sprzeczne uczucia. Z jednej strony to naturalne, że w momencie zagrożenia odczuwamy solidarność z ofiarami i chcemy pomóc. Angażujemy się nawet wtedy, gdy wydarzenie nie dotyczy nas bezpośrednio, pomagamy, wysyłamy pieniądze, zbieramy żywność. To cecha naszego gatunku, empatia pomagała nam przetrwać, bo łatwiej jest poradzić sobie, gdy jesteśmy w solidarnej grupie. Z drugiej strony mamy też różne przemyślenia, zwłaszcza po jakimś czasie od tragedii. To są piękne doświadczenia, gdy politycy przestają się na chwilę kłócić, gdy kibice zwaśnionych drużyn jednoczą się w żałobie, ale w końcu zdajemy sobie sprawę, że to tylko na chwilę. Inna sprawa, że może jesteśmy trochę zmęczeni wspólnym przeżywaniem. Po śmierci Jana Pawła II, wypadkach i żałobach ostatnich lat, po katastrofie w Smoleńsku, możemy mieć dosyć tego zbiorowego przeżywania. Chcemy czuć i reagować po swojemu, a nie w sposób narzucony z góry, oglądany w mediach.

Nasi dziadkowie przeżyli wojnę, stalinizm, żyli w strasznych czasach, ale wzięli się w garść i dali radę przetrwać. Czy nasze pokolenie nie jest po prostu słabsze?

Zgodzę się z panią, kiedyś byliśmy silniejsi. Kiedyś nie było antybiotyków, zdrowej żywności, myliśmy się w zimnej wodzie, warunki życia były ogólnie dużo trudniejsze. Ludzie byli silniejsi, ale też płacili za to ogromną cenę. Na przykład nie mieli tak bliskich relacji z innymi, choćby z własnymi dziećmi. Nie tak dawno temu nie do pomyślenia było, aby mężczyźni bawili się z własnymi dziećmi, teraz, na szczęście, mogą sobie na to pozwolić i są szczęśliwi. To są dobre i pozytywne zmiany. Może jesteśmy słabsi, ale jesteśmy też bardziej ludzcy. Warto pozwolić sobie na przeżywanie, lepiej nie wracajmy do starych czasów.

Rozmawiała Oliwia Piotrowska / MM Moje Miasto

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto