Jazz w Ruinach: młodość kontra uwodzicielski śpiew [Foto]

Piątkowy wieczór uświetniły dwa pełne emocji i życia koncerty. Trudno powiedzieć, który intensywniej pobudził płynącą w żyłach krew. Bowiem nie sposób odmówić żywotności i świeżości pięciu młodzieńcom z The Fellows Quintet, czy równie dobrze wpływającej na ukrwienie Beacie Przybytek z zespołem...

- Ten koncert jest wyjątkowy, nigdy tu jeszcze nie występowałem. W samych Gliwicach mam okazję zagrać zaledwie drugi raz. Moje korzenie to Małopolska - wyznał nam tuż po zejściu ze sceny Marcin Kaletka saksofonista The Fellows Quintet. - Słabo znam Śląsk, ale widzę, że warto tu grać, to dla nas przyjemność i zaszczyt występować na Jazzie w Ruinach. Na Śląsku graliśmy między innymi w katowickiej Hipnozie, ale tam to zupełnie inny klimat, w Gliwicach można poczuć ducha jazzu - dodał student czwartego roku Instytutu Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach.

Znana i doceniona już w naszym kraju wokalistka Beata Przybytek również nie zawiodła publiczności. Jej głos oczarował wszystkich zgromadzonych na sali, niezależnie od płci. Zachwyceni mężczyźni ryczeli w euforii, gdy kolejne dźwięczne wibracje dosięgały ich uszu. Niezrażona okrzykami śpiewaczka sięgała po kolejne aranżacje znanych i tych nieco mniej znanych jazzowych utworów.

W telegraficznym skrócie jej koncert był mieszanką liryki, seksu, śpiewnego uwodzenia i kobiecej rzewności. Beacie Przybytek tempa dotrzymywali członkowie zespołu, których brzmienie z trudem przebijało się przez entuzjastyczne oklaski publiczności.

Choć koncert zakończył się dopiero w okolicach 23:00, z całą pewnością można to potwierdzić: "od Przybytek głowa nie boli"...

Kolejne i za razem ostatnie koncerty usłyszymy jeszcze dzisiaj o godzinie 19.00 oraz 21.00. Szczegóły w naszym dziale "dzieje się" oraz na stronie Jazzu w Ruinach.

Gorąco polecamy! Do zobaczenia w Ruinach!

**Zobacz również:
>>

>>

>>

>>

**