Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joker: Czy leci z nami kucharz?

Zasada Marcin, Żądło Grzegorz
Jak to wszystko zależy od punktu widzenia albo siedzenia. Zwykle, kiedy podczas gry w karty do naszej talii dostaniemy jokera jest to jak najbardziej szczęśliwy traf.

Jak to wszystko zależy od punktu widzenia albo siedzenia. Zwykle, kiedy podczas gry w karty do naszej talii dostaniemy jokera jest to jak najbardziej szczęśliwy traf. Kiedy jednak zdarzy nam się przypadkiem zabłądzić w jednej z bram przy ul. Stawowej i trafić do pubu Joker, możemy sobie śmiało powiedzieć: mieliśmy pecha. Dwa jokery, a jakże inne odczucia.

Mogłoby się wydawać, że siedemnaście lat wolnego rynku powinno odcisnąć swoje piętno na każdej dziedzinie życia. W czasie, kiedy na jednej ulicy konkuruje ze sobą kilkanaście restauracji, pubów, kawiarni czy fast-foodów, takie podejście do klienta, jakie spotkaliśmy w Jokerze może tylko dziwić. Pracownicy pubu wychodzą chyba z założenia, że klient jest tylko po to, żeby nieśmiało wybrać jakieś danie z menu, a potem szybko je zjeść, zapłacić i sobie pójść. Zamawiając obiad, chcieliśmy najpierw dowiedzieć się, co dokładnie kryje się za nazwami niektórych potraw. Niestety pan stojący za kontuarem, który przypominał raczej znudzonego nauczyciela matematyki niż barmana, stwierdził, że on nie wie, bo to nie on gotuje. Nie dawaliśmy za wygraną. Kiedy zrozumiał, że tak łatwo mu z nami nie pójdzie, zawołał drugą barmankę. Niewiele to jednak pomogło. Co więcej po wymianie z nią kilku zdań, atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła. Najpierw pani nie chciała zdradzić, jakie to jarzyny towarzyszą grillowanemu kurczakowi. Następnie stwierdziła, że jak nam coś w tym zestawie nie odpowiada, to trudno, bo ona przecież nie będzie wybierać marchewki albo czegoś innego. Na sugestię, że w innych lokalach można poprosić o drobne zmodyfikowanie zapisanego w karcie dania, usłyszeliśmy tylko: A tu nie! Co było robić, spuściliśmy głowy, bo barmanka wyglądała tak, jakby zaraz miała zaserwować nam... Zidane’a. Poza tym, służba nie drużba. Pokornie zdecydowaliśmy się na pierogi z kapustą i grzybami oraz kurczaka, ale bez jarzyn. Pierogi były nawet zjadliwe, choć bez rewelacji. Podobnie kurczak, choć trochę za słony.

Słono trzeba też zapłacić za niektóre napoje. Szklanka wody mineralnej kosztuje 4 zł. Rozumiemy, że na taką cenę wpływa chyba dodanie do niej takich luksusów, jak plaster cytryny i trzy kostki lodu. Żeby jednak do końca nie było tak niemiło, możemy trochę pochwalić Jokera za wystrój. Kiczu jest tu mniej niż można by się spodziewać, a wszystko jest w stonowanych ciemnych kolorach. Przy stolikach można usiąść w wygodnych fotelach, są też krzesła przy barze. Gdyby jeszcze w porze obiadowej puszczali tu lepszą muzykę, a nie pospolite disco rodem z wiejskiej potańcówki... No, ale zawsze można skorzystać z szafy grającej, która stoi w rogu sali i czeka na nasze pieniądze.

Restauracja-pub Joker, ul. Stawowa

Jak się ubrać:

Właściciele Jokera powinni może wziąć sobie do serca jedną z maksym z „Misia” Stanisława Barei i wpuszczać do lokalu tylko klientów pod krawatem. Jak powszechnie wiadomo, taki klient mniej się awanturuje. My poszliśmy do pubu w krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem – i wszystko jasne.

Plusy:

- dosyć duża liczba stolików
- jedzenie do przełknięcia
- w miarę przyjemny wystrój wnętrza

Minusy:

- fatalna obsługa
- głośna, męcząca i mało wyszukana muzyka; ten lokal powinien nazywać się Disco Joker
- niezbyt umiarkowane ceny

Czytelnicy piszą

Właśnie przeczytałam artykuł o restauracji Neptun. Bardzo się ucieszyliśmy z mężem, ponieważ byliśmy tam w zeszłym roku. Zrobiliśmy sobie wieczór we dwoje i poszliśmy na kolację. Trafiliśmy do Neptuna. Nie wiedzieliśmy, jakie tam podają jedzenie. Zamówiliśmy sobie po piwie i pizzy. Kelner przyniósł szklanki z napojami przypominającymi piwo, ale bez smaku i koloru piwa. Następnie dostaliśmy pizzę. Doznałam szoku. To, co zobaczyliśmy, w niczym nie przypominało prawdziwej pizzy. Była okropna, ugryzłam mały kawałek, bo nie miałam odwagi na większy. Zostawiliśmy cale jedzenie i piwo. Zapłaciliśmy około 60 zł. Byliśmy jedynymi klientami. Żałuję, że nie domagaliśmy się zwrotu pieniędzy. Mam nadzieje ze artykuł p. Marcina Zasady i p. Grzegorza Żądło da ludziom do myślenia i tego typu miejsca nie będą długo istniały. Uważam, ze w takim miejscu powinny być porządne lokale, z dobrą kuchnią.

Magda

Rubryka „Byliśmy tam” jest jedną z najchętniej czytanych przeze mnie w „Dzienniku Zachodnim”, a recenzje lokali bardzo trafne - przynajmniej tych, w których również bywałam. Zauważyłam, że nieco zaniedbujecie część Katowic znajdującą się po drugiej stronie dworca - a i tam jest szereg knajpek, restauracyjek i pizzerii, którym przydałaby się wizyta recenzentów. Zapraszam zatem do kilku z nich, jak chociażby Pubu „Galeria” znajdujący się na ulicy Powstańców. Reklamują się serwowaniem obiadów domowych, mają nawet dość liczną klientelę z pobliskich banków i urzędów. Następnie zapraszam do „Podkowy” bądź „La Candelli”. Niedaleko, na Ligonia, znajduje się restauracja francuska „C’est La Vie”, jest też restauracja węgierska na Kopernika, restauracje na Wita Stwosza... a i przy samym dworcu, od strony placu Andrzeja, znajdują się niewielkie bary, np. wietnamski czy na samym placu „Kebab Bar”. Jak widać, jest tam o czym pisać, zatem zapraszam do tej części Katowic.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto