Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Kutz: Zaprzyjaźniłem się z Palikotem

Redakcja
Kazimierz Kutz opowiada o swoich relacjach z Januszem Palikotem, przyjaźni z Romanem Polańskim i Janoschem a także o stosunku do Śląska, Warszawy i polityki. Zdradza też pomysł na nowy film.

Reżyser takich filmów jak "Perła w koronie" czy "Sól ziemi czarnej", obecnie poseł VI kadencji, został niedawno bohaterem książki. To sprawiło, że niecałe dwa tygodnie temu dwukrotnie spotkał się w Katowicach z mieszkańcami regionu. O co pytali Kutza mieszkańcy i studenci? Z kronikarskiego obowiązku, pytania i odpowiedzi notował Jacek Tomaszewski.

"Cały ten Kutz. Biografia niepokorna" to tytuł książki Aleksandry Klich, dziennikarki Gazety Wyborczej o Kazimierzu Kutzu. Jak pisze Małgorzata Szejnert, autorka słynnego już Czarnego Ogrodu, książka ta "jest opowieścią o śląskim rozgoryczeniu, peerelowskich warunkach życia codziennego i artystycznego, o ówczesnych obyczajach, snobizmach i tęsknotach, o poszukiwaniu własnej drogi twórczej i związanych z tym cierpieniach i szczęściu".

Sam bohater mówi o sobie, że jest mąciwodą. Co myśli o książce, o czym będzie kolejny film, czym jest dla niego Śląsk - o takie rzeczy pytali reżysera członkowie dwóch spotkań, które niedawno odbyły się w Katowicach, pierwsze w księgarni Matras, a drugie na Uniwersytecie Śląskim.

O książce

- Ja chcę tylko powiedzieć, że ta książka powstała całkowicie poza moją świadomością. O książce się dowiedziałem i ją dostałem na tydzień przed tym zanim ona się ukazała na półkach. Aleksandra Klich chciała mi sama wręczyć pierwszy egzemplarz z drukarni, no ale zaczęli do mnie przychodzić dziennikarze na wywiady w związku z moimi urodzinami i każdy z nich trzymał wydanie tej książki, tzw. szczotkę, wydanie które się daje do redakcji, i w końcu jeden mi to zostawił. No i byłem zaskoczony. Tą książkę się czyta jednym tchem, a dopiero gdy ją przeczytałem to do mnie doszło, że to książka o mnie.

- Czy ta książka może przyczynić się do zwiększenia zainteresowania Śląskiem? - pytali obecni na spotkaniu z autorem w księgarni Matras.

- O dziwo książka dobrze się sprzedaje i trzeba robić dodruki. Zainteresowanie Śląskiem już jest, ale zupełnie nowe i inne. Jest to też zasługa Małgorzaty Szejnert, która napisała wspaniałą książkę o Giszowcu, która odbija się szerokim echem. I tak jedna książka ciągnie drugą.

- Kiedy pan wyda kolejną książkę? (równocześnie z książką Aleksandry Klich ukazała się książka Kazimierza Kutza: Z mojego młyna. Felietony filmowe - przyp. red.)

- Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku wydam kolejną książkę. Tym razem literacką o Śląsku, bardzo skomplikowaną i dosyć dużą.

- Znajomi z Polski... - zaczęła zadawać pytanie starsza kobieta.

- A co to znaczy z Polski? Pani skąd jest? - błyskawicznie przerwał jej Kutz.

- No ja jestem ze Śląska, ale mam znajomych w innych regionach Polski - odpowiedziała.

- Aha, to teraz wszystko rozumiem. Proszę bardzo - odpowiedział Kutz.

- No więc ci moi znajomi pytają się mnie czy ja też tak brzydko klnę jak pan - powiedziała starsza pani.

- No ale o co chodzi? Są krowy jednobarwne i są łaciate, ja jestem łaciaty. O co chodzi? To jest właściwość - odpowiedział poseł.


Ślązacy kochają Kutza. Tutaj w Warszawie podczas manifestacji RAŚ

O polityce

- Nie marzył pan o tym aby na starość wrócić na Śląsk?

- Nie. W Warszawie ja mam bardzo wielu wspaniałych przyjaciół. Oooo... ostatnio na przykład zaprzyjaźniłem się z Palikotem, który jest świetnym człowiekiem z Lublina! I on jest jako człowiek bardzo ciekawy. Można też powiedzieć, że bardzo dobrze się koleguję z aktualnym ministrem sprawiedliwości, który siedzi obok mnie. No... tak nas razem połączyli bo jesteśmy tacy najstarsi.

- A nie ma pan dość tej całej polityki?

- Nie. Wszyscy w Polsce są w pewnym sensie ofiarami nagonki telewizji na posłów. Oni sobie z tego zrobili jakiś świńskie kierdel i cały czas liczą co oni robią, czy ktoś się wywrócił, czy kieliszek wziął, ile zarabia, ile ma akcji. To jest obrzydliwe, przecież to są ich wybrańcy. Ale oni się w to bawią, bo im się nie chce jeździć po Polsce i pokazywać, że Polska jest bardzo ciekawym krajem. Jest całe piętro gdzie rano stoi ze 20 kamer i tylko polują. Normalnie polują! I stworzyli taką psychozę. Jak oglądam Szkło kontaktowe to co drugi telefon dotyczy tych skur... posłów, że pieniądze im zabrać, że darmozjady, że nic nie robią. To jest okropne. Bo to, co posłowie uchwalą, co ludziom służy to ich nie interesuje, a co 2 tygodnie uchwalamy około 20 ustaw!

- Czy w jakiś sposób zmienił się obraz Ślązaków wśród polityków?

- Jest pewne zainteresowanie Śląskiem, zupełnie nowe. Odkrywa się go na nowo. Coraz więcej powstaje książek, filmów, które może jego wprost nie dotyczą ale dzieją się na Śląsku. I że jest pewne pobudzenie, i przede wszystkim żyjemy w kraju wolnym i wolno co najmniej mówić o Śląsku. Ja korzystam z tego straszliwie. Po swoim biurze widzę jak się Śląsk zmienia. Coraz mniej ludzi przychodzi ze sprawami indywidualnymi, czy beznadziejnymi, takich ludzi co to ich sprzedali wraz z osiedlem, którzy nie wiedza w ogóle jak korzystać z prawa i tak dalej.

O nowym filmie i Romanie Polańskim

- Wiem, że od lat interesuje się pan książką Janoscha, Cholonek. Jak wyglądałby film, który by pan chciał nakręcić i jaka byłaby to wizja Śląska? Bo z pewnością inna niż z poprzednich filmów.

- Powiem pani tak, książka wyszła w latach 70-tych, w najlepszym okresie Zdzisława Grudnia. I to jest taka książka, która została wydana po to by ośmieszyć Ślązaków. Odniosła niebywały sukces w gronie oszołomów ze szczególnym poczuciem humoru. To był bestseller dla tego pokolenia, które miało poczucie absurdu. To jest książka wielkiego humorysty. Jest to książka nieludzko śmieszna i ja wtedy się tą książką zachwyciłem. Ja to w Warszawie czytałem na prośbę ludzi, którzy przychodzili do Dygata, a to był Holoubek, Konwicki, Lutosławski i tak dalej, ponieważ znając gwarę im to czytałem i oni umierali ze śmiechu i zachwytu nad poziomem literacko-językowym tej książki. Ja nigdy nie miałem śmiałości dotknąć tej książki a paru moich kolegów zrzynało z tej książki. Uważam, że to jest rodzaj świętości literackiej, której nie wolno dotykać. Mnie się wydawało, że nie wypada. Wie pani, to tak jakby ładnej dziewczynie pod kieckę zaglądać. No nie godzi się, no. I taką mam do dzisiaj nieśmiałość.

Ale ponieważ już powoli mi się nie chce filmów robić, to namawiają żebym jednak to zrobił, więc złożyłem takie przyrzeczenie, że już być może w przyszłym roku się tym zajmę i po tę książkę sięgnę. Zwłaszcza, że ostatnio poznałem autora i od pierwszej chwili zdawało mi się, że znam go od zawsze. To jest absolutny, cudowny, nietknięty Ślązak. A jeszcze do tego wychowany na Zachodzie ma w sobie takie rozsierdzenie antyniemieckie, bo jemu się nie udało tam. Chciał być malarzem. Ma taką fajną złość ale jest to złość człowieka, który żyje w demokracji i który nie wie co to niecenzuralność. Więc z nim się świetnie rozmawia, jest Szaławiłą, bardzo pociesznym człowiekiem. Naiwnym jak większość Ślązaków, bo go tam wykiwali. Wydawnictwo, które zbiło majątek na jego książkach tak go wykiwało, że on nie ma żadnych praw do tych książek i żadnych pieniędzy.

Trudno powiedzieć dziś jaki to będzie film. Ale pewnie będzie to film mało podobny to moich dotychczasowych, dlatego, że muszę być wierny jego poetyce. Zwłaszcza, że to środowisko, które on opisuje, to jest też opis mojego dzieciństwa, tylko że on żył za granicą Polski, w tak zwanym lumpenproletariackim środowisku, ja w takim środowisku nie żyłem. To polegało na tym, że my przed wojną w Szopienicach mogliśmy mieć swoje organizacje, towarzystwa i takie inne rzeczy, a tam to już było verboten. Tam jest ubytek tej kultury Śląskiej, która od XIX wieku się rozwijała. Więc myślę, że ten film będzie miał trochę inna poetykę i stylistykę. Gdyby sobie wyobrazić taki generalny klucz estetyczny to ja bym tę rzeczywistość, dla mnie obcą a jego swojską, postarzał w sensie estetycznym. Starość tego wymiaru estetycznego, mówię tutaj o kostiumach i tak dalej, zrobiłbym je tak, jakby było odziedziczone z pierwszej wojny światowej. Może byłby to film czarno-biały, jakby zdjęty z jakiejś takiej dziwnej przeszłości śląskiej.

- Miał pan okazję współpracować z wieloma gwiazdami nie tylko polskiego ale też światowego kina. Jak układała się współpraca z Romanem Polańskim?

- Aaaa no. Polański był zawsze taką pluskwą, która się wszędzie plątała. On w "Pokoleniu" jako taki gówniarz już występuje bo go w Krakowie wszyscy już znali. Zresztą to jest szaleniec... Zresztą on tutaj kończył maturę, bo w Krakowie już go wywalili ze wszystkich możliwych szkół. Był człowiekiem strasznie zabawnym ale miał też w sobie takie coś, jak mucha, która jest w pokoju a której nie można zabić, zawsze gdzieś cholera ucieka. Zaangażowaliśmy go w "Pokolenie". Pamiętam taką scenę, w której główny bohater miał przyłożyć Polańskiemu, ale Polański na planie tak się rozochocił, że normalnie pobił Cybulskiego! I przez tego skur.... musieliśmy jeszcze raz kręcić całą scenę, bo to Cybulski miał przyłożyć Polańskiemu, a biedny Cybulski nie umiał. To jest człowiek kompletnie poza szablonami. Kiedykolwiek z nim byłem w knajpie czy w klubie to gdy się wychodziło on zawsze doprowadzał do bójki, jak nie było z kim to z szatniarzem. Cały czas były z nim tego rodzaju kłopoty. Miał swój taki niezwykły, nieokiełznany temperament. Przeżył straszne dzieciństwo, bo jak wiadomo jest pochodzenia żydowskiego. Miał w sobie piętno człowieka który w środku jest rozbity i w związku z tym miał wielką energię, związaną ze swoim losem dziecka uratowanego, bo przecież jego matka zginęła w Auschwitz. Miał w sobie prawdziwy, silny instynkt kosmopolity, nie mógł mieć głębszych więzi z Polską, więc był ptakiem, który szykował się do lotu. I udało mu się. Ale też proszę nie zapominać jaką cenę za to zapłacił!


Kazimierz Kutz i Henryk Waniek, orędownicy śląskości w Polsce

O Śląsku i dupowatości Ślązaków

- Dlaczego pan wyjechał ze Śląska?

- Tu się żyć nie dało. Jak się mnie pytają w Warszawie dlaczego, to im mówię: bo się urodziłem z piórem w dupie i po prostu mnie poniosło. Życie na Śląsku dla Ślązaka takiego jak ja zawsze było trudne, skomplikowane i ciężkie. I to się wcale nie zmieniło. Ślązacy mają niesłychanie osłabiony instynkt wolności. Strasznie historia ich poszkodowała. Ślązacy nie rozumieją, że wolność jest działaniem. Są ofiarami swojej strasznej historii. Mnie się udało, bo matka wpajała mi wolność. To jest największy dar jaki można dostać, nigdy mnie nie ograniczała, nie znałem zakazów.

- Dlaczego pan nazwał Ślązaków dupowatymi?

- Bo są dupowaci. Łącznie ze mną. Rzecz nie jest w słowie, tylko w funkcji tego słowa. Dupowatość to nie cecha wrodzona, tylko to jest rzecz zaszczepiona w mentalności Ślązaków, których zmuszano przez wiele pokoleń do uległości, do potulności, do zamknięcia się w sobie. I oni słabo reagują na dzisiejszą rzeczywistość. Ta obraza moja służyła, żeby ich wkurw..., żeby zaczęli coś robić. I to jest właśnie dupowatość a nie, że komuś dupa nisko wisi albo że nie umie zliczyć do dziesięciu. To jest wyższa kategoria myślenia i myślę, że większość to rozumie.

- Jak pan ocenia obecny Śląsk? Coś się zmieniło?

- Jestem do Śląska bardzo przywiązany i uważam, że to jest moja powinność aby o nim głośno mówić, niekoniecznie to co się wszystkim podoba. Ja jestem taki mąciwoda, takie sobie wyrobiłem papiery, nieco wariackie. Jestem daleki od euforii nad Śląskiem. Na Śląsku nadal jest źle! Jest fatalnie! Powinna powstać prawdziwa historia Śląska, taka jaka ona była i powinna być ona uczona obok historii Polski. To zupełnie są inne rzeczy, obecnie jest to tak wszystko załgane, że młode pokolenie ma potworne zmącenie. Uniwersytet Śląski powinien uczyć tego co jest niepowtarzalne na tej ziemi. Ale to jest ciągle zakazane, ciągle się mówi, że Ślązacy mają jakieś nie najlepsze ambicje. Nie! To chodzi o prawdę i o ludzi, którzy szukają swojej tożsamości, A jednak na Śląsku żyje parę milionów Ślązaków, żeby mieli równy dostęp do rzetelnej prawdy. Śląsk jest cały czas takimi warzywami przy targu, na którym handlują Polacy.

O Szopienicach i Katowicach

- Co pan myśli o przyłączeniu Szopienic do Katowic?

- To było czyste sku... Rzecz polega na tym, że zawsze to centrum jak Katowice niszczy, bo teraz Szopienice są w drugiej kategorii. Przed wojną, jak Szopienice miały prawa miejskie, to były kwitnącym, żywym miastem. A teraz proszę zobaczyć co teraz się stało z Szopienicami. Młodzi ludzie uciekli, bo nie ma pracy. I jest takie suburbium drapieżnego miasta, które nie uważa, żeby dzielić sprawiedliwie kasę. Dlatego ja nie lubię do Szopienic jeździć, bo mój obraz który mam sprzed wojny, tak odbiega od obecnego stanu, że po prostu nie lubię.


MM Silesia poleca:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto