Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mija 10 lat od ataku na World Trade Center

Will Pavia
Dziesięć lat temu, 11 września 2001 roku, zobaczyliśmy na ekranach telewizorów samoloty wbijające się w wieże nowojorskiego World Trade Center oraz budynek Pentagonu. Był to największy w historii zamach terrorystyczny, w którym zginęły 2992 osoby. Każdy pamięta ten czas inaczej, ale pewne jest, że 11 września 2001 roku przejdzie do historii jako dzień niegodziwości, ale też niezwykłej ludzkiej odwagi, która go rozświetliła.

Poranek 11 września 2001 roku jest jasny i rześki. O godzinie 6 rano Jarrah wraz z 18 innymi młodymi mężczyznami są już w drodze na lotniska w Massachusetts, New Jersey i Waszyngtonie, gdzie mają wsiąść na pokład czterech samolotów lecących na Zachodnie Wybrzeże USA

O 7.36 rano 33-letni Mohamed Atta, nazywany przez nich Bossem Atta, ostatni raz dzwoni do Marwana Shehhi, lat 23. Atta siedzi już na swoim miejscu w przedziale pierwszej klasy samolotu American Airlines Lot 11 (AA 11), przygotowującego się do startu z Bostonu. Shehhi znajduje się na pokładzie samolotu United Airlines lot 175 (UA 175), stojącego na płycie tego samego lotniska w Bostonie.

O godzinie 8.15, gdy samolot jest już w powietrzu, służba kontroli ruchu lotniczego przypadkiem przechwytuje transmisję z kabiny pilotów lotu 11. Męski głos mówi: "Niech nikt nie rusza się z miejsca". Mężczyzna ewidentnie zwraca się do pasażerów rejsu nr 11, ale musiał wcisnąć niewłaściwy przycisk. "Zachowajcie spokój, a wszystko będzie OK", radzi o godz. 8.24. Niedługo potem kontakt z samolotami AA11 i UA175 się urywa. O godzinie 8.46 George Sleigh, siedzący przy swoim biurku na 91. piętrze północnej wieży World Trade Center, widzi podwozie samolotu wbijającego się w budynek i przeorującego jego rdzeń. Koła odrywają się i spadają pięć ulic dalej. Samolot rozrywa pokryte gipsem klatki schodowe i rozlewa paliwo lotnicze. Następuje chwila ciszy, a po niej eksplozja. Szkielet budynku drży. Sleigh rozgląda się po ruinach biura. Gruz wypełnia szyby wind i klatki schodowe. 1344 pracowników biur, znajdujących się powyżej jego piętra, jest w pułapce.

8.50. Trzeci samolot, Ame-rican Airlines lot 77 przestaje odpowiadać na wiadomości.

Pracownicy z wyższych pięter południowej wieży widzą ludzi wyskakujących z sąsiedniego budynku. Przez grubą szybę widać, jak płonie ściana, pracownicy czują falę ciepła. Ogień trawi 6000 galonów paliwa. Temperatura sięga 1100 st. C. Zamieszanie na klatkach schodowych przerywa seria komunikatów: "Nie ma potrzeby ewakuowania budynku nr 2", informuje ochrona o 9 rano. "Prosimy wrócić do biur". Wiele osób wraca. Agenci ubezpieczeniowi ze 105. piętra wznawiają zebranie.

Na nieco niższej wysokości samolot UA175, lecący z prędkością 900 km/h, mija nowojorską Upper Bay. O 9.03 kamery pracujące przy World Trade Center rejestrują, jak srebrny boeing wbija się w południową wieżę między 78. a 84. piętrem. Na 81. piętrze Stanleyowi Praimnathowi, informatykowi z Fuji Banku, migają za oknem litery U i A. Skrzydło samolotu wcina się w zatłoczone lobby na 78. piętrze, zabijając ponad 100 osób.

O godzinie 9.05 informacja o katastrofie dociera do George'a W. Busha. Szef sztabu szepcze mu ją do ucha. Prezydent podnosi głowę. Wizytuje lekcję czytania w szkole podstawowej na Florydzie i postanawia nie przerywać zajęć.

W Nowym Jorku tymczasem trwa gorączkowa akcja ratunkowa na ogromną skalę. Na klatkach schodowych tysiące uciekających ludzi pozdrawia strażaków wbiegających na górne piętra. 62-letni Rick Rescorla, Kornwalijczyk, kieruje ewakuacją wieży południowej, śpiewając przy tym celtyckie ballady. "Stańcie prosto, podnieście czoło", nuci zbiegającym po schodach.

Jedna z klatek schodowych tej wieży nie uległa zniszczeniu i przez pewien czas jest drożna. Ludzie biegną na dach, bo liczą, że uratują ich helikoptery, ale na górze okazuje się, że drzwi są zablokowane. Zbiegający z 84. piętra Brian Clark, wiceprezes Euro Brokers, na 81. piętrze dostrzega pod gruzami Stanleya Praimnatha. Wybija w ścianie dziurę i wyciąga mężczyznę na klatkę schodową.

Sześcioro pracowników Port Authority, uwięzionych w szybie windy na zadymionym 50. piętrze, próbuje tego samego rozwiązania. O 9.30 za pomocą wycieraczki do okien przebijają się przez dwie warstwy gipsu. Najdrobniejszy z nich przeciska się przez dziurę w ścianie i wydostaje się do męskiej ubikacji.

Informacje o ataku docierają do pasażerów trzeciego samolotu United Airlines lot 93, lecącego nad Cleveland, gdy 38-letni Tom Burnett, prezes firmy medycznej z Kalifornii, dzwoni do żony, by powiedzieć jej, że samolot został porwany. Tymczasem czwarty samolot nr 77 zatacza kręgi i schodzi coraz niżej nad Waszyngtonem. O 9.38 wbija się w budynek Pentagonu, zabijając 125 osób na ziemi i wszystkie 64 osoby na pokładzie.

"Zaraz coś zrobimy", zapowiada Burnett żonie. Wśród pasażerów jest między innymi mistrz judo, były spadochroniarz i emerytowany oficer policji. O 9.57 mikrofony w kokpicie lotu 93 rejestrują krzyki i szarpaninę. Po chwili słychać "Brać ich!" i "Allahu akbar!".

Gdy na pokładzie toczy się walka, pracownicy uwięzieni na górnych piętrach wież ostatni raz kontaktują się ze swoimi ukochanymi. 41-letni Edmund McNally dzwoni do żony Liz, by jej powiedzieć, że znaczy dla niego tyle, co świat. Po chwili dzwoni jeszcze raz i mówi, że zarezerwował wycieczkę do Rzymu na jej urodziny. "Liz, będziesz musiała to odwołać", dodaje.

Na 105. piętrze wieży północnej Sean Rooney, lat 50, rozmawia z żoną Beverly o tym, jak był z nią szczęśliwy. - Dym był coraz gęściejszy, a on tylko w kółko powtarzał "Kocham cię, kocham cię" - wspominała w 2006 roku. - I wtedy nagle usłyszałam w telefonie głośną eksplozję… jakieś trzaski, coraz silniejsze, coś jakby odgłos lawiny. Usłyszałam, jak Sean ostatni raz łapie powietrze, gdy spod jego nóg usuwa się podłoga. Wieża południowa zawala się o 9.59. Strażacy wciąż biegają po klatach schodowych.

Lot 93 także zaczyna spadać. Jarrah i jego trzej ludzie stracili kontrolę nad samolotem. O godz. 10.10 pracownik złomowiska w Shanksville w Pensylwanii widzi pikujący samolot, który rozbija się o ziemię.

W Nowym Jorku strażacy i pracownik ochrony Port Authority zbiegają klatką B wieży północnej. Budynek trzeszczy, wiadomo, że lada moment runie. Na 14. piętrze znajdują 59-letnią Josephine Harris, sekretarkę, niemogącą ustać na nogach. O 10.28, gdy kapitan Jay Jonas rozgląda się za krzesłem, by przetransportować kobietę na dół, zawalają się ściany wieży wokół nich. Ratownicy czują gwałtowną falę powietrza, a po niej zapada ciemność.

O 12.36 prezydent przemawia do narodu z nieokreślonej lokalizacji. "Dziś rano tchórz bez twarzy zaatakował wolność i wolność będzie broniona" - zapowiada. O 20.30 Bush wygłasza orędzie do narodu z Białego Domu. Mówi o "niedowierzaniu, straszliwym smutku i cichym gniewie".

Tłumaczenie Lidia Rafa

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto